
Masło shea zwalcza trądzik i jednocześnie nie wysusza skóry. Kiedy jeszcze warto je stosować?
Masło shea inaczej masło karité jest podstawą kremów do twarzy, balsamów do ciała, pomadek do ust, kremów do rąk i nóg, znajdziesz je również w odżywkach i maskach do włosów. Dlaczego? Bo niewiele jest składników naturalnych o tak silnych właściwościach nawilżających, natłuszczających, regenerujących i odżywczych.
Masło shea stymuluje produkcję kolageny, działa przeciwstarzeniowo, przyspiesza gojenie, ma właściwości antyseptyczne i antybakteryjne, jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym (o stopniu fotoprotekcji porównywalnym do SPF 6-8), a przy tym jest bardzo łagodne i polecane nawet dla niemowląt i alergików. Chociaż jak prawie każdy składnik pochodzenia naturalnego, masło shea może wywoływać reakcje alergiczne. Jeżeli jesteś uczulona na orzechy lub lateks roślinny (to nie to samo co lateks syntetyczny), warto najpierw niewielką ilość masła nałożyć na wewnętrzną stronę nadgarstka i zobaczyć, czy w ciągu doby nie pojawi się swędzenie lub zaczerwienienie.
Wielką zaletą masełka karité jest również to, że jego indeks komedogenny wynosi – 0. Oznacza to, że nie zatyka porów skóry, nie powoduje tworzenia zaskórników, polecane jest osobom ze skórą tłustą i trądzikową (nawet z trądzikiem różowatym).
Skąd się bierze masło shea?
Masło shea pozyskiwane jest z nasion lub orzechów afrykańskiego drzewa masłosz Parka, które żyje do 300 lat, ale owocuje dopiero po 15 latach (dlatego tak ważne jest dbanie o jego ekosystem). Orzechy masłosza Parka podobne są do orzechów włoskich i to z nich produkowane jest karité do celów kosmetycznych (do spożywczych – z nasion). Po rozbiciu orzecha wybierane jest z niego wnętrze, które następnie jest gotowane. Dopiero po powtórnym schłodzeniu wytrąca się z niego drogocenny olej, z którego wytwarzane jest masło shea.
Obecnie wykorzystywane do produkcji kosmetyków masło karité pochodzi głównie z Ghany, Kenii i Burkina Faso. Marki, które w swoich kosmetykach wykorzystują masło shea, angażują się w szereg akcji mających na celu dbanie o zrównoważone pozyskiwanie orzechów masłosza oraz czynnie wspierają społeczności, które do tej pory trudnią się tym zajęciem. Jedną z pierwszych marek, która wykorzystywała w swoich kosmetykach masło shea jest L'Occitane. Jego założyciel Olivier Baussan, poznał karité podczas podróży do Burkina Faso w 1980 roku. Od tego czasu marka wspomaga kobiety, które zajmują się wytwarzaniem masła dla L'Occitane (obecnie jest to ponad 10 000 mieszkanek Burkina Faso!). Dzięki zaangażowaniu marki kobiety odsprzedają masło w cenie dwukrotnie wyższej od standardowej ceny eksportowej, poza tym marka m.in. wpiera edukację kobiet z Burkina Faso i wprowadza rozwiązania mające na celu poprawę ich sytuacji finansowej np. udzielając im mikropożyczek. Od 2009 roku łańcuch dostaw masła dla L'Occitane posiada certyfikat Sprawiedliwego Handlu.
Nierafinowane masło shea
Coraz częściej możemy kupić nie tylko kosmetyki z masłem shea, ale również czyste, stuprocentowe masło (np.: Ministerstwo Dobrego Mydła, Mohani, Mydlarnia Cztery Szpaki). Jeżeli decydujesz się na taki zakup, koniecznie sprawdź, czy masło jest nierafinowane, ponieważ w procesie rafinacji, czyli filtrowania traci wiele swoich właściwości pielęgnacyjnych. Im mniej oczyszczone masło, tym więcej znajdziemy w nim nieprzemielonych łupinek orzechów. Taki surowiec ma też bardziej beżowy odcień (rafinowany jest biały), jest dość twardy i mało plastyczny. Ma również intensywny orzechowo-drzewny zapach. Ale to właśnie w formie nieoczyszczonej masło shea jest najlepsze.
Słoiczek nierafinowanego masła shea warto zawsze mieć w domu: na otarcia, na przesuszone pięty lub łokcie, do nałożenia na włosy (po rozpuszczeniu świetne jako preparat do olejowania włosów), posmarowania spierzchniętych ust, łagodzenia podrażnień i opuchnięć np. po ugryzieniu owada, a nawet poparzeń słoneczych lub odwrotnie – odmrożeń.
Pamiętać należy tylko, że w tym słoiczku nie znajdziemy masełka karité w formie kremu. W domu, w zimnej łazience to będzie bryłka, której nie nabierzemy dłonią (możemy je ewentualnie wyskrobać palcem), ani łyżką (chyba że tą do lodów). Aby masło shea miało przyjemną, miękką konsystencję musimy je najpierw podgrzać do temperatury 30 st.
Oczywiście po wyjęciu możemy je po prostu rozgrzać w dłoniach, ale. aby je najpierw wydostać z tego słoiczka. trzeba się nieźle namęczyć. I tu pojawiają się balsamy do ciała.
Masło shea w balsamach do ciała
Jeżeli szukasz otulającego i odżywczego balsamu do ciała o cudownym zapachu i jedwabistej konsystencji zamiast stuprocentowego masła shea, zdecyduj się na balsam o jego dużej zawartości (nawet do 30-40%). To nie jest tak, że balsam jest gorszy, bo ma w składzie mniej masła shea (a my zawsze chcemy mieć wszystkiego więcej). Jest dokładnie odwrotnie – tu właśnie tu dostajemy więcej. Więcej różnorodnych składników pielęgnacyjnych, które nie tylko uzupełniają swoje działanie, lecz często są dla siebie nośnikiem, ułatwiają wzajemną aplikację, przedłużają trwałość kosmetyku – słowem kompleksowo troszczą się o twoją skórę.
Przecież jedne z nas wolą bogate, otulające balsamy o rozgrzewających zapachach (L'Orient, Nu Skin, Purite), inni wolą lekkie, szybkowchłaniające się i orzeźwiające formuły (Grown Alchemist, L'Occitane). Od tego mamy chemików, formulantów, fitoterapeutów, żeby te kompozycje składników w kosmetykach dla nas tworzyli. Oni wiedzą, że masło shea bardzo lubi „towarzystwo” olejku z pestek winogron i ze słodkich migdałów, oleju kokosowego i arganowego, masła kakaowego i tego z mango.
Ja robię tak – mam w domu i słoiczek nierafinowanego, stuprocentowego masła shea i ulubiony balsam do ciała z dużą jego zawartością, ale też z całą masą innych drogocennych składników naturalnych.