
Kosmetyki modelujące sylwetkę – do przetestowania bez ciśnienia
Nie chcemy nikogo przekonywać, że przed wakacjami coś „musi”. Każda z nas wie, w jakim rozmiarze czuje się najlepiej i nie powinna się wstydzić ani tego, że nosi „XL”, ani tego, że wolałaby „M”. To kwestia indywidualna. Ale jeżeli tak, jak statystyczna Polka przytyłaś w trakcie kwarantanny 2 kg i wiesz, że lepiej czułaś się bez nich, to daj sobie do tego prawo. Ja jestem chuda od zawsze, ale cellulit mam (wciąż prowadzę śledztwo, czy jest ktoś, kto go nie ma) więc postanowiłam się smarować. W miarę możliwości regularnie.
Postawmy sprawę jasno. To są kosmetyki wyszczuplające. Nie przynoszą rezultatów porównywalnych ze „skalpelem” Ewy Chodakowskiej albo postem dr Dąbrowskiej. Ale też nie o to chodzi. One mają nas wspomóc. Poprawić elastyczność i napięcie skóry, zmniejszyć widoczność cellulitu, pobudzić mikrocyrkulację, a w efekcie przyspieszyć spalanie tkanki tłuszczowej.
Kosmetyki antycellulitowe – jak działają?
Generalnie, preparaty modelujące sylwetkę dzielą się na dwie grupy: rozgrzewające i z efektem chłodzącym. Podgrzanie tkanek ułatwia proces lipolizy, czyli rozpadu komórek tłuszczowych, a działanie chłodzące, zainspirowane zabiegami krioterapii – stymuluje mikrokrążenie i w efekcie pozwala usunąć z komórek zbędne produkty przemiany materii. Kosmetyki rozgrzewające zawierają przeważnie kapsaicynę z papryczek chilli, pieprz cayenne i oczywiście kofeinę. Kofeina z resztą znajduje się w składzie większości produktów antycellulitowych – znalezienie takiego bez niej, było dla mnie wyzwaniem (Floslek). Preparaty chłodzące natomiast zawierają robiące teraz karierę w kosmetologii algi: Laminaria digitata, algi czerwone, minialgi (i często po prostu mentol) oraz składniki drenujące takie jak borowiny, bluszcz, ekstrakt z herbaty matcha.
Oczywiście, koncerny kosmetyczne cały czas pracują nad coraz bardziej zaawansowanymi rozwiązaniami w walce z nadmiarem tkanki tłuszczowej. Sensownie brzmią prowadzone przez laboratoria Lierac badania nad NGF (Nerve Growth Factor), czyli komórkowym nośnikiem informacji. Opracowany w ich wyniku biotechnologiczny peptyd usprawnia komunikację na poziomie komórkowym i umożliwia przekształcenie komórek tłuszczowych „magazynujących” w komórki „spalające”.
Brak jędrność, cellulit, boczki
Wybierając kosmetyk modelujący sylwetkę, możesz się kierować rodzajem problemu jaki masz (brak jędrności, cellulit, nadmiar luźniej tkanki tłuszczowej), partią ciała, która została nim dotknięta (brzuch, ramiona, uda, pośladki) i coraz częściej swoim stylem życia. Od kilku lat dostępne są preparaty do stosowania przed, po lub w trakcie treningu, które mają za zadanie zmaksymalizować efekty uzyskane podczas ćwiczeń (m.in. Phlov od Anny Lewandowskiej, Perfecta, Ziaja). De facto sprowadza się to do tego, że organizm, który pod wpływem wysiłku fizycznego wszedł w tryb spalania, łatwiej pozbędzie się rezerw tłuszczowych magazynowanych w adipocytach.
Zadbane ciało bez wysiłku
Nowe podejście zaproponował francuski koncern dermokosmetyków z długą tradycją w wyszczuplaniu – Elancyl. Ich My Coach to produkt antycellulitowy dla kobiet, które są aktywne tak jak lubią. Zdaniem producenta kosmetyk czterokrotnie zwiększa efekty codziennej aktywności takiej jak wchodzenie po schodach, spacerowanie, jazda na rowerze czy taniec. Brzmi jak rozwiązanie idealne.
Pamiętajmy, że żaden preparat sam nie przyniesie spektakularnych efektów typu „rozmiar w dół w dwa tygodnie”, ale może znacznie poprawić kondycję skóry. I będzie to dla ciebie zauważalne. Ja mam taki swój test. Jeżeli mój cellulit zredukuje się do stopnia, w którym przy lekko opalonej skórze nie widać go już w świetle dziennym, to zadanie zostało wykonane. A że będę go widzieć w zimnym blasku jarzeniówek w każdej przymierzalni – cóż, z tym pozostaje mi się już tylko pogodzić.