
Wigilijna medytacja - niech Was zainspiruje i przywoła nastrój Świąt
Jeszcze gonimy, jeszcze szykujemy sto rzeczy. Ale za chwilę przyjdą Święta, i jakkolwiek będziemy zmęczone, a nawet chwilami złe, poddamy się ich magii, wzruszeniu, wyjątkowemu nastrojowi. Tę krótką wigilijną medytację – którą Wam proponujemy na Święta – napisała amerykańska dziennikarka i pisarka Sarah Ban Breathnach. Jej książki cieszą się niemałą popularnością, a jedna z nich „A Daybook of Comfort and Joy” była przez rok na pierwszym miejscu bestsellerów „New York Timesa”. Teraz w Polsce ukazała się „Ścieżka prostej obfitości” (wyd. Rebis, Poznań 2020) – medytacje na 365 dni w roku, by odkryć radość i harmonię.
Sarah tworzy zapiski (medytacje) ze swojego codziennego życia, opisuje różne sytuacje, zapisuje przemyślenia, obserwacje, to co uważa za cenne i wartościowe. Pragnie być wdzięczna, za to co dostaje od życia, a ścieżkę prostej obfitości nazywa wewnętrzną wędrówką. W jednym z wywiadów powiedziała: „Podczas gdy okoliczności, które nas otaczają, są osobiste, nasze doświadczenia jako kobiet są tak głęboko uniwersalne, że stajemy się złożonym echem siebie nawzajem, co jest dla mnie bardzo pocieszające”. Niech jej opowieść też będzie bliska i uniwersalna.
Dzisiaj jest moja ulubiona noc roku – pisze Sarah Ban Breathnach. W tej cichej chwili Prosta Obfitość nie jest filozofią, lecz udoskonaloną rzeczywistością. Moje serce jest przepełnione Wdzięcznością; dążenie do Prostoty przy wypełnianiu świątecznych obowiązków ocaliło moje zdrowie psychiczne; Porządek sprawił, że zadziałało wszystko, co miało zadziałać; pojawiła się też Harmonia, bo w końcu przestałam szukać równowagi między pracą a rodziną, przynajmniej w czasie świąt; dzięki świątecznym dekoracjom porozwieszanym w całym domu otacza mnie Piękno – jaśniejące dodatkowo blaskiem świec i ogniem w kominku; i Radość, dziecko śmiechu i zadowolenia, honorowy gość naszej bożonarodzeniowej uczty.
Po kolacji, kiedy już wszyscy rozpakują prezenty, a potem ułożą się wygodnie w łóżkach, wreszcie przychodzi czas na mój prywatny świąteczny rytuał: przygotowanie „bożonarodzeniowej tacy”. To stara angielska tradycja wywodząca się ze średniowiecza, która nadaje prawdziwe znaczenie tej szczególnej nocy.
Legenda głosi, że każdy, kto w noc Narodzenia Pańskiego wyruszy przez zaspy, by dać smakowitą kość bezdomnemu głodnemu psu, wiązkę siana drżącemu z zimna koniowi, ciepły płaszcz zbłąkanemu wędrowcowi, girlandę ze świeżych jagód temu, kto dźwiga łańcuchy, okruchy dla wszystkich skulonych z zimna ptaków, którym wydaje się, że już nigdy nie zaśpiewają, łakocie dla dzieci, które samotnie stoją w oknie – każdy, kto przygotuje taką tacę prostej obfitości, „zostanie nagrodzony i w zamian otrzyma dary tak zdumiewające, że będą mogły iść w zawody z barwnością pawich piór i harmonią sfer”.
A więc cicho zdejmuję z kredensu wielką wiklinową tacę, kładę obrus, a na nim soczystą kość pozostałą z pieczonych żeberek, które jedliśmy na kolację; miskę z karmą dla kota; siano, z którego robiłam jesienne dekoracje; ciepły płaszcz, z którego ktoś wyrósł albo który zastąpił innym; sznurek żurawin; miskę z okruchami świeżego chleba i nasionami słonecznika; talerz z cukierkami.
Wymykam się z domu, cicho zamykam drzwi i stawiam tacę na kamiennym murku przed naszym domem od strony ulicy. Czasem pada śnieg, czasem nie, ale zawsze jest zimno. Spoglądam w niebo i szukam jasnej gwiazdy. Czy to ta Gwiazda? Dla mnie tak. Marznę. W tę świętą noc, gdy stawiam tacę na warstwie śniegu lub błota, nie mogę przestać myśleć o bezdomnych. Dwa tysiące lat temu pewna bezdomna rodzina była zdana na miłosierdzie obcych ludzi. Czuję ukłucie poczucia winy; koszyk i prezenty, które po południu wysłałam do schroniska, odrobinę łagodzą to ukłucie, ale i tak jestem rozczarowana i zasmucona, że nie zrobiłam – że nie robię – więcej. Obiecuję sobie, że za rok bardziej się postaram. Czasem dotrzymuję tej pełnej dobrych chęci obietnicy, a czasem prawdziwe życie odrywa mnie od Prawdziwego Życia. Nie robię tyle, ile powinnam, wiem o tym. Duch też wie. Za rok spróbuję bardziej się postarać.
Zaczęłam przygotowywać bożonarodzeniową tacę wiele lat temu, ponieważ miałam wrażenie, że legendę o niej otacza niemal wyczuwalny mistycyzm. Zainteresowała mnie również obietnica zdumiewających darów, które mogą konkurować z harmonią sfer. Każdego roku, gdy w świąteczny poranek wychodzę przed dom, by zabrać tacę, wielu z tych darów już nie ma. Pewnego roku nie było nawet płaszcza. Z tego, co wiem, jestem Świętym Mikołajem dla wiewiórek. Cieszy mnie ta chwila szczęścia, gdy zastanawiam się, czyje gwiazdkowe marzenia się spełniły.
A te zdumiewające dary konkurujące z harmonią sfer? Są wszędzie, gdzie tylko spojrzę. A najwspanialsze z nich jest to, że teraz naprawdę mogę je zobaczyć.
****
Sarah Ban Breathnach „Ścieżka prostej obfitości. 365 dni do życia w harmonii i radości"” przełożyły Justyna Grzegorczyk, Magdalena Hermanowska, Katarzyna Karłowska, wyd. „Rebis", 2020.