
Strajk kobiet? Jaki strajk kobiet? Halo! Tu jest Polska, tu się milczy o ważnych sprawach
Burza na ulicach, burza w Internecie. Odpalam media społecznościowe i jestem przerażona. Instagramerka X prowadząca własną firmę wzięła udział w proteście. „Jak możesz promować to wydarzenie swoim nazwiskiem? Już nic u ciebie nie kupię” — czytam pod jej zdjęciem. Youtuber Y, który na co dzień zajmuje się ocenianiem knajp, nie wziął udziału w początkowych protestach. Na początku podawał jedynie informacje, które inni wrzucali do sieci. „W ten sposób niczego nie zdziałasz. Tak nie można. Dlaczego nie ma cię wśród tłumu?” — dopytywali jego obserwatorzy. Instagramerka Z, fotografka, przez dłuższy czas w ogóle nie komentowała sprawy. Potrzebowała czasu, żeby „wszystko przetrawić, przemyśleć”. Ośmieliła się za to wstawić swoje zdjęcie z porannego joggingu w lesie. A potem jeszcze jedno, z parku, z kawą w ręku. „Jak możesz teraz zajmować się tak prozaicznymi tematami? To nie wypada. Trwają strajki” — pisano. Nie przekonała ich odpowiedź fotografki, że owszem, w Polsce wiele się teraz dzieje, ale ona musi promować swój kontent. W końcu na tym polega jej praca. Nie pisałabym o tym, gdyby chodziło o pojedyncze komentarze. Ale były ich setki.
Strajk kobiet — albo z nami, albo przeciwko nam
Anna Lewandowska stała się obiektem hejtu, bo długi czas nie zajmowała zdecydowanego stanowiska w sprawie. Część internautów odetchnęła z ulgą, gdy trenerka wstawiła zdjęcie z protestu w Monachium. Hejtowane są osoby, które zmieniły zdjęcie profilowe na Facebooku (dodając piorun — symbol protestów) i te, które tego nie zrobiły. I nieważne, czy dlatego, że nie wspierają wydarzenia, czy dlatego, że nie wierzą w tego typu internetowe inicjatywy i wolą działać „w realu”.
Czytaj też: Dramatyczne opowieści kobiet po opinii TK: „Bycie matką niepełnosprawnych dzieci to wojna”
Pod postami na grupach sąsiedzkich na Facebooku widzę dziesiątki komentarzy niezadowolonych osób. Wśród nich m.in. takie: „szkoda, że was nie wyskrobano”, „Gdybym wyglądał tak jak ty, w ogóle nie wychodziłbym z domu”. Z drugiej strony oglądam na Instagramie relacje osób, które zajmują się promowaniem kultury. Chodzą na wszystkie protesty i nie wyobrażają sobie, że ktoś może być innego zdania. Kiedy ktoś taki się znajduje, każą mu „wyp***”. Więcej, inna osoba podziela ich poglądy, wspiera kobiety w walce o legalną aborcję, ale nie zgadza się z pewnymi kwestiami. Jej zdaniem wszystko to, co się teraz dzieje, to dobrze opracowana strategia polityczna. „Wyp***” — słyszy w odpowiedzi.
Najbardziej dostało się oczywiście Kindze Dudzie. Wszyscy czekali na wypowiedź córki prezydenta, twierdząc, że już dawno powinna była się wypowiedzieć. A kiedy to zrobiła, dziwiono się, że zadziałała asekuracyjnie. Zgodziła się z protestami, ale zakwestionowała ich formę. „To już lepiej, żeby nic nie mówiła” — komentowano. A mnie trudno nie odnieść wrażenia, że nawet gdyby poparła protesty całym sercem, część uczestniczek wydarzenia i tak byłaby niezadowolona. Zarzucano by jej manipulację. Naprawdę nie zazdroszczę.
Brawo. Gratulacje. Politycy (i to nie tylko ci miłościwie rządzący) dopięli swego. Podzielili nas. Oni będą spierać się przed kamerami, a potem podawać sobie ręce, a my przestaniemy ze sobą rozmawiać. Narzekamy na polskie piekiełko, a same je sobie fundujemy. Jesteśmy głuche na argumenty innych. Wiemy lepiej. I przegrywamy.
Albo nazwą cię „lewaczką”, albo „prawaczką”. Albo „jesteś z nami”, albo „przeciwko nam”. Nie odzywasz się? Źle. Powiesz coś? Jeszcze gorzej. Uczymy swoje dzieci, że zawsze warto mieć swoje zdanie. Tymczasem dajemy przykład, że „własne zdanie” jest ok, ale tylko jeśli pasuje do naszego.
Niezależnie od poglądów, w pewnym sensie każda z nas ma do nich prawo. Nie oburzajmy się odmiennymi stanowiskami. Bądźmy otwarte na dyskusję, o ile rozmówca jest otwarty na nas. Ale wiedzmy też, kiedy przestać. Jeśli (oczywiście przy odrobinie szczęścia, trudno teraz cokolwiek planować z wyprzedzeniem) spotkamy się w tym roku przy wigilijnym stole, nie indoktrynujmy, nie pouczajmy. Pobądźmy ze sobą. Nigdy nie potrzebowaliśmy siebie bardziej niż teraz. Tego życzę i sobie, i wam.