
Miłość z drugiej ręki – kupujemy w secondhandach, czekamy na vintage z prawdziwego zdarzenia
Ten dreszczyk emocji towarzyszący przesuwaniu ściśniętych wieszaków i przewracaniu ubrań w tzw. „grzebadłach”. „Dzisiaj wszystko za 5 zł! Cena dnia 29 zł za kg!” Ja nie potrzebuję dodatkowej zachęty, by regularnie co środę odwiedzić kilka ulubionych lumpeksów na warszawskiej Ochocie. Wiem, że wytrwałą poszukiwaczkę czeka zawsze nagroda: kaszmirowy sweter, wełniany płaszcz, jedwabny top, designerka sukienka – wszystko za grosze. Lumpeksy odwiedzam nie tylko tam, gdzie mieszkam – każdy wyjazd to świetna okazja, by zwiedzić lokalne ciucholandy – niektórzy wybierają Kopenhagę, a ja mam swoje ulubione miejsca w Wejherowie i w Opolu Lubelskim. Koleżanka z kolei już któryś raz namawia mnie na wyprawę do jej ukochanego wakacyjnego „lumpka” w Piszu – chyba pojedziemy na wiosnę. Uzależnienie? Znam gorsze...
Mogłabym z czystym sumieniem zatytułować ten tekst – „Second-hand moja miłość”. I choć trudno zachować dziennikarską obiektywność, to o boomie na używaną odzież nie piszę po to, by zaklinać rzeczywistość, ale dlatego, że zmieniająca się sytuacja na świecie, w tym kryzys klimatyczny i pandemia sprawiły, że prędzej czy później większość z nas pokocha modę z drugiej ręki, z wyboru albo konieczności.
Second-hand w liczbach
Vinted, największy europejski serwis, na którym ludzie sprzedają odzież z drugiej ręki, niedawno ogłosił, że w Polsce ma już 3 mln zarejestrowanych użytkowników, a tzn., że jedna na dziesięć dorosłych osób w Polsce sprzedaje lub kupuje używane rzeczy na Vinted!
Odzież używana online
Mnie bardziej niż liczby interesuje doświadczenie empiryczne. I wcale nie mam na myśli zmysłu węchu, bo jeśli ktoś nie lubi specyficznego zapaszku unoszącego się w lumpeksach, ma do wyboru inne wersje second-hand. Na przykład opcję ekskluzywną. Po wyselekcjonowane ubrania i dodatki luksusowych marek, a także inne doznania estetyczne doznania warto odwiedzić Crush lub ChosenBy. Można też poszukać ulubionego vintage sklepu w internecie, bo second-hand – podobnie jak cała branża mody w 2020 roku przeniósł się masowo do online’u. Wystarczy przeszukać Instagram, który zaroił się od profili sprzedażowych typu: hand picked czy preloved, na których dziewczyny (i chłopaki pewnie też), które mają oko do jakościowych ciuchów, oferują swoje second-handowe znaleziska. Niektóre miejsca stawiają na jakość: len, jedwab, kaszmir, skórę, wełnę – polecam profil @magdalenamontwill_style czy @secondstories.pl, niektóre na konkretny styl: np. lata 80 - @mixology.vintage czy @klamoty. Ale nie tylko garstka zapaleńców sprzedaje używaną odzież w sieci.
Kawałek tortu z drugiej ręki, poproszę!
Kilka miesięcy temu także Zalando odpaliło na swojej platformie zakładkę Pre-owned. Kawałek second-handowego tortu ukroił dla siebie COS. Podobno platforma Resell, na której dostaniemy używane ubrania tej marki to poligon doświadczalny, który ma pomóc opracować system sprzedaży używanych rzeczy dla największego gracza w tej szwedzkiej grupie - czyli marki H&M. W sumie życzliwy mógłby życzyć tej sieciówce powodzenia, bo oprócz kolekcji Conscious Exclusive, Studio czy linii Premium trudno wyobrazić sobie by rzeczy z metką H&M w ogóle dożyły swojego drugiego życia... Za to drugie, trzecie, czwarte czy nawet piąte życie jest w zasięgu dobrej pary dżinsów. Denimowe ubrania, których wodny i węglowy koszt wyprodukowania jest niewyobrażalnie wysoki, są idealnym towarem do ponownego obrotu, zwłaszcza że z wiekiem zyskują tylko na stylu i charakterze. Wiedzieliście, że marka Levi’s prowadzi swój własny second-hand? Niestety na razie usługi kupna i sprzedaży w ramach www.secondhand.levi.com dostępne są tylko na terenie USA, ale trzymamy kciuki, żeby pojawiły się w Europie.
Lumpeksy a cyrkularna moda
Także małe, niezależne marki sięgają po podobne rozwiązania. Mandel w zamian za kupon rabatowy na zakup nowej torebki przyjmie twoją używaną „mandelkę”. Zostanie ona naprawiona, odczyszczona i trafi do zakładki Shop Recycled. Od niedawna podobny mechanizm działa u marki Elementy. Oddajesz używane ubranie tej marki, którego już nie potrzebujesz, a po odpicowaniu trafia ono do kącika ReLove – na razie stacjonarnie w butikach marki na Mysiej 3 i w Elektrowni Powiśle. Obie polskie marki darzę dużą sympatią i ze względu na same produkty i za to, że pozycjonują się jako zrównoważone i dążą do wprowadzenia modelu zamkniętego obiegu. W idealnym równaniu „circular economy” każda używana rzecz, każdy odpad, to cenny zasób, z którego można, a nawet trzeba wyprodukować coś nowego – bo co do zasady do obiegu zamkniętego nie trafia żaden nowy zasób...
Na razie moda obiegu zamkniętego to raczej odległy ideał. Podobnie dalekie od ideału jest kupowanie w second-handach. Bo choć lubię myśleć, że moje modowe wybory z drugiej ręki są bardziej ekologiczne i etyczne to nie są pozbawione ciemnej strony. Polska jest zalewana towarem z zagranicy, duże firmy sprowadzające do Polski kiepską i byle jaką odzieżą używaną zarabiają na tym krocie, no a ja robiąc zakupy z drugiej ręki, nadal kupuję więcej, niż potrzebuję...
Optymistyczny akcent na koniec? Zajrzyjcie na stronę Ubrania Do Oddania. Ta fundacja za każdy zebrany od nas kilogram używanej odzieży wpłaca złotówkę na konkretny cel – wy decydujecie na jaki, a zebraną odzieżą nie handluje komercyjnie, tylko zagospodarowuje ją w sposób ekologiczny i etyczny. Dzięki!