
„Nie wstydźmy się prezentów z drugiej ręki”, przekonuje Ania Gemma
Święta Bożego Narodzenia powinny kojarzyć się z odpoczynkiem, magią, rodzinną atmosferą, nie masą prezentów pod choinką i stołem uginającym się od dziesiątek potraw. Ania Gemma w rozmowie z nami przekonuje, że można inaczej. W tym roku stawiamy na umiar.
W tym roku postawmy na jakość
Sylwia Arlak: Kupujemy naszym bliskim pod choinkę bony do sklepów sieciówkowych, ubrania, które szybko lądują w koszu… A może można inaczej? Czy bycie eko i Boże Narodzenie mogą iść ze sobą w parze?
Ania Gemma: Można inaczej i coraz częściej obserwuję, że inne prezenty wygrywają. Wszystko zależy od tego, jak ugryziemy problem. Możemy kupić tyle jedzenia na Boże Narodzenie, ile będziemy w stanie zjeść. Wyliczyć dokładnie, żeby nic nam się nie marnowało. Możemy wybrać pożywienie i prezenty, które będą miały mniejszy wpływ na środowisko. Ostatnio bardzo popularne stały się np. subskrypcje do różnych streamingowych platform z książkami, muzyką czy filmami. Możemy kupować rzeczy z listy. To według mnie najlepszy sposób na kupienie przydatnych rzeczy. Dając komuś kartę podarunkową, teoretycznie myślimy, że obdarowany kupi coś, o czym zawsze marzył. Ale bardzo często jest tak, że karta jest za 50 zł, a ta wymarzona rzecz jest tańsza bądź droższa. Na karcie zostają jakieś pieniądze i w końcu obdarowany wyda je na setną parę skarpetek, których wcale nie potrzebuje.
Dajemy się też nabrać na przedświąteczne promocje. I znowu kupujemy za dużo…
Ten temat mnie fascynuje. Gdy byłam dzieckiem, w styczniu były promocje z całego sezonu. Mniej więcej dziesięć lat temu rozpoczął się nowy trend. Teraz promocje zaczynają się jeszcze przed świętami. Bardzo często wprowadza się nas, klientów, w błąd, bo pierwotne ceny produktów są zawyżane przed obniżką. Kupujemy więc w regularnej cenie, a myślimy, że trafiliśmy na świetną okazję. To jest powód, dla którego nie warto korzystać z takich promocji, a raczej skupiać się na tym, czego potrzebujemy. Kupując daną rzecz tylko dlatego, że jest tańsza, bardzo często szybko ląduje ona w koszu na śmieci.
Zaczynamy zwracać uwagę na jakość produktów?
Kładziemy na to coraz większy nacisk. To, co serwują nam niektóre firmy, wydaje mi się niekiedy na granicy przestępstwa. Jak można sprzedawać buble, które nie nadają się do noszenia po jednym praniu? Ludzie coraz bardziej zwracają na to uwagę. Może nie tyle z punktu widzenia etyczności zakupów, ile z praktycznego punktu widzenia. Kupowanie lepszych jakościowo przedmiotów, ubrań, sprawia, że możemy zapomnieć o zakupach na długi czas. I nawet po latach jesteśmy z nich zadowoleni. Wydaje mi się, że większą świadomość zyskujemy po 25. roku życia. Wówczas mamy już mniej więcej ukształtowany swój styl ubierania i nasze inwestycje są bardziej logiczne. Jak coś kupimy, możemy nosić to przez kolejne dziesięć lat, bo znamy swój gust.
Z wiedzą o tym, czym są etyczne marki czy zrównoważona moda, jak sama przyznałaś, jest jednak gorzej…
Tak, w tym temacie mamy jeszcze wiele pracy do wykonania. Etyczna moda nie jest tak mocna spopularyzowana w naszym kraju, jak na Zachodzie. Etyczne marki inwestują mnóstwo czasu i pieniędzy w to, żeby stworzyć kolekcje, które są zgodne z ideami zrównoważonego rozwoju. Ich przedmioty są przez to dużo droższe niż te, które są dostępne w sieciówkach. Przez to wielu kupującym wydają się nieadekwatnie droższe. Biały T-shirt może kosztować np. sto złotych, a w sieciówkach niewiele ponad 10 zł. Wiele osób nie rozumie, w jaki sposób konstruuje się ceny. Mało mówi się o tym, jaki wpływ na środowisko i ludzi ma niska cena. Potrzeba edukacji. Sama próbuję trochę działać w tym temacie (śmiech).
Wracając do świątecznych zakupów. Jak przekonałabyś ludzi, że czasem mniej znaczy więcej?
Jest coś dziwnego w tym świątecznym marketingu. Sugeruje się nam, że musimy kupować prezenty dla wszystkich. Że musi być ich dużo. Muszą być piękne i okazałe. Ale w ten sposób stawiamy na ilość, a nie jakość produktów. Wyobrażam sobie, że w rodzinie, gdzie są dzieci, jest trudniej. One czekają na te prezenty cały rok, niejako wymuszają na nas ich kupno. (Czytaj też: 10 pomysłów na prezent dla dziecka, które ma już wszystko). Ale my, dorośli nie musimy kupować prezentów każdemu. Może warto zrobić losowanie w rodzinie? U nas tak to właśnie wygląda, bo chcemy kupować sobie rzeczy lepszej jakości. Jeśli nie mamy worka z pieniędzmi, tylko tak możemy sobie pozwolić na prezent bardziej wymagający finansowo. Można też być kreatywnym i wykonać prezenty samodzielnie. Nie każdy się na to zdecyduje, bo to bardzo czasochłonne zajęcie. Ale zazwyczaj dużo bardziej cieszymy się z własnoręcznie zrobionych pierników czy ozdób. Można np. zrobić więcej i rozdać koleżankom w pracy. To duże lepsze niż kupowanie na siłę rzeczy, których nawet nigdy nie użyją.
A lumpeksy? Nie jest obciachem dać coś pod choinkę z drugiej ręki?
Jestem fanką prezentów z drugiej ręki. Zwłaszcza że w ten sposób możemy kupić dużo lepszą rzecz o dużo większej wartości za dużo niższą cenę. Chcąc kupić mamie kaszmirowy sweter, w sklepie z nowymi ubraniami wydamy kilkaset złotych. Z drugiej ręki jesteśmy w stanie kupić rzecz równie dobrej jakości za procent tej ceny.
A może powinnam zacząć naszą rozmowę od pytania: czy ubrania to w ogóle dobry pomysł na prezent pod choinkę?
Jeśli wiemy, że ktoś na coś czeka, marzy o tym od dawna, to jest to dobry pomysł. Zwłaszcza w rodzinie znamy potrzeby naszych bliskich. Siostra może od lat zbierać na kurtkę na narty, a ciocia na porządną marynarkę. Kupowanie ubrania w sytuacji, kiedy nie wiemy, co komuś kupić, nie jest dobrym pomysłem. Ubranie jest na tyle indywidualną sprawą, że często coś, co dostajemy w prezencie, nie jest z nami spójne. Nie czujemy się w tym dobrze i koniec końców tego nie nosimy.
Czytaj też: „W Święta róbmy to, co chcemy, a nie to, co wypada!”, mówi Katarzyna Kędzierska, minimalistka
Wiele mówi się o tym, że warto stworzyć garderobę kapsułową. Może to jest jakiś trop na prezent? Brakujący element garderoby?
Garderoba kapsułkowa to sposób patrzenia na swoje ubrania tak, aby jak najwięcej wyciągnąć z jednej sztuki odzieży. To patrzenie na garderobę jak na całość. Wszystkie ubrania powinny do siebie pasować, tak, żeby bez problemu je ze sobą łączyć. Oszczędzamy czas, bo nie musimy spędzać wielu godzin przed lustrem, tworząc kolejne stylizacje. Największym problemem są właśnie te ubrania, które pasują do danego zestawu raz na rok, a potem leżą odłogiem w szafie. Nie wiem, czy polecałabym na prezent zakup takiej basicowej odzieży. Ale na pewno świetnym pomysłem są książki czy filmy, które pomogą nam otworzyć oczy na ten problem. Sprawdzą się książki Joanny Glogazy albo film — „The True Cost”. Dla mnie ten obraz był przełomowy, jeśli chodzi o zmianę podejścia do ubrań.
Jak wyobrażasz sobie modę przyszłości? I jak myślisz, jakie prezenty będziemy zostawiać pod choinką za pięć, dziesięć lat?
Modę przyszłości wyobrażam sobie jako skupioną na jakości. Myślę, że ludzie coraz częściej będą wybierać rzeczy, które posłużą im na lata. To moda przyszłości, ale też przeszłości. Wydaje mi się, że to, co dzieje się teraz, to, że ubrania są bardzo często jednorazowego użytku, to tylko taki niechlubny epizod w historii. A jeśli mowa o prezentach, to mam nadzieję, że będą po prostu wyrazem miłości i dbania o kogoś, na kim nam zależy. I że będziemy skupiać się na tym, czego dana osoba potrzebuje.
Czyli minimalizmu można się nauczyć?
Minimalizm to sposób patrzenia na przedmioty, które są wokół nas. Wszystko zależy od naszych dobrych chęci.
Czytaj też: Prezenty na święta: 6 propozycji dla fanów roślin