
Marta Dziubka wychowuje niepełnosprawnego syna. „Czuję się w tym państwie samotna. Nikt nam nie chce pomóc”
Po raz kolejny, zdenerwowane i przestraszone, wychodzimy na ulice polskich miast. Znowu walczymy o podstawowe prawa. „Nie chodzi o to, żeby każda z nas robiła aborcję. Chodzi o wybór” – krzyczą tysiące Polek. Wśród nich jest Marta Dziubka, matka niepełnosprawnego nastolatka. Gdy była w ciąży, lekarz zataił przed nią fakt, że syn urodzi się z licznymi wadami – niedorozwojem ręki, wadą serca, wodogłowiem. Zdecydował za nią o życiu Oskara i jej własnym. Nam opowiedziała, dlaczego popiera Strajki Kobiet i jakiej pomocy, od lat, oczekuje od państwa.
Wszyscy musimy wyjść na ulice
Sylwia Arlak: Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji został opublikowany w Dzienniku Ustaw. Aborcja w Polsce stała się praktycznie nielegalna. Ma pani jeszcze nadzieję, że da się tę sytuację zmienić?
Marta Dziubka: Niestety klamka zapadła i nie wierzę, że coś się jeszcze zmieni na lepsze. Ale musimy działać. Wspieram Strajki Kobiet i sama biorę w nich udział, kiedy tylko mogę. Liczy się już tylko jedno: dążymy do obalenia rządu i rozpisania wcześniejszych wyborów.
Czytaj też: Prawo aborcyjne zaostrzone! Sylwia Chutnik komentuje opublikowany wyrok i nie przebiera w słowach
Wspólnie walczymy o prawo wyboru.
Od 16 lat sama wychowuję niepełnosprawnego syna. Moje dziecko urodziło się z niedorozwojem ręki, wodogłowiem i dwiema wadami serca. A mogło być znacznie gorzej. Kiedy Oskar miał 8 lat, zrobiłam badania genetyczne. Później dowiedziałam się, że mógł urodzić się całkiem upośledzony.
Kocham moje dziecko, ale mam żal do lekarza, który zataił przede mną informacje o wadzie płodu. Rozumiem kobiety, które walczą o swoje prawa, bo gdybym mogła cofnąć się w czasie i miała możliwość dokonania aborcji, zrobiłabym to. Wmawia się nam, że należy urodzić dziecko, ale nikt nie myśli o tym, jakie później czeka go życie.
I jego rodziców…
Ludzie mówią mi, że jestem samodzielna. Nie, nie jestem samodzielna. Jestem samotna. I nie mam żadnej pomocy od państwa. Zgodnie z ustawą, żeby pobierać świadczenia, musimy rezygnować z pracy. Często pracujemy „na czarno”, po godzinach, i przy wielkim naszym wysiłku. Na starość zostaniemy same, biedne i chore. Ja sama nie pracuję od lat, choć bardzo bym chciała. Politycy partii rządzącej mówią o dziecku niepełnosprawnym jako o darze, ale gdy prosisz ich o pomoc, mówią, że nic nie mogą zrobić. Tak mnie ostatnio potraktował jeden z nich.
Pani od lat walczy o pomoc dla opiekunów dzieci niepełnosprawnych...
Tak, bo czuję się w tym państwie samotna. Nikt nam nie chce pomoc. Obecne przepisy dyskryminują rodziców i opiekunów osób niepełnosprawnych. Wiele razy musiałam udowadniać w szkole masowej, co jest napisane w Orzeczeniu o Kształceniu Specjalnym wydanym przez Poradnię Psychologiczno Pedagogiczną (PPP). Mój syn trzy razy zmieniał przedszkole i cztery razy szkołę. Rówieśnicy nie potrafili go zaakceptować, był wyszydzany. Aż w końcu trafił do szkoły specjalnej, gdzie respektowane są jego prawa.
Mówiła pani kiedyś, że społeczeństwo dyskryminuje nie tylko samych niepełnosprawnych, ale także ich opiekunów. Nic się nie zmieniło w tej kwestii?
Niestety nie. Znajoma powiedziała mi kiedyś, że uzbieram na operację dla syna, jeśli zacznę ubierać się w sklepach z używaną odzieżą. Ludzie zupełnie nie rozumieją naszych problemów. Nie wiedzą, że życie z niepełnosprawnym dzieckiem wymaga ogromnego poświęcenia. Że całe nasze życie kręci się w zasadzie tylko wokół nich. Nie mamy czasu zadbać o siebie, nie mamy, jak i kiedy poznać nowego partnera. Większość mężczyzn ulatnia się, gdy dowiaduje się, że ich dziecko będzie chore, a jaki obcy mężczyzna weźmie na siebie taką odpowiedzialność?
Skąd pani bierze siłę?
Nie ukrywam, że są dni, kiedy jest mi bardzo ciężko, a przecież muszę też myśleć o sobie. Od lat szwankuje mi zdrowie, a co zrobi moje dziecko, kiedy mnie zabraknie? Mam jeszcze siłę, bo mam nadzieję. Wciąż liczę na to, że uda mi się zebrać pieniądze na kosztowną operację mojego syna w Stanach Zjednoczonych. W szpitalu Paley Institute leczone są dzieci z bardzo ciężkimi wadami ortopedycznymi. Ufam, że kiedyś Oskar będzie w stanie żyć samodzielnie. Chciałabym, by chociaż miał lepsze życie, by pracował i płacił podatki. By ludzie nie odbierali go jak trutnia społecznego tylko dlatego, że jest niepełnosprawny.
Czy Strajki Kobiet nas zmienią?
Coraz więcej osób boi się wychodzić na ulicę. Ryzyko, już nie tylko mandatu, ale i spraw karnych, zniechęca. Ale myślę, że Strajki Kobiet pociągną za sobą nie tylko tych, którzy sprzeciwiają się zaostrzaniu prawa aborcyjnego. Wkrótce tłumnie protestować będą wszyscy ci, którzy stracili pracę, zdrowie czy bliskich w wyniku nieudolnego działania rządu w czasie pandemii. A wtedy to będzie koniec tego rządu. Nastroje społeczne są tak gorące, że już nie da się tego zatrzymać.
16-letni Oskar jest podopiecznym Fundacji Siępomaga. Każda z nas może wesprzeć zbiórkę na jego operację poprzez stronę internetową Fundacji.
Czytaj też: Strajk kobiet? Jaki strajk kobiet? Halo! Tu jest Polska, tu się milczy o ważnych sprawach