
Makrama, czyli sztuka wiązania sznurków może być sposobem na życie
Makrama to technika plecenia sznurków bez użycia narzędzi. – Wystarczy znać kilka węzłów, aby wyczarować trwały i mocny wzór – mówi Marta Zakrzewska, która w makramie zakochała się już kilka lat temu. Technika makramy jest prawie tak stara, jak nasza cywilizacja. Inkowie korzystali z pisma węzełkowego. Pierwsi żeglarze pletli łańcuszki – talizmany, które wieszali na czubku masztu. W Europie bogaci mieszczanie ozdabiali makramami wnętrza – wyplatali serwety, narzuty na łoża i fotele.
Teraz kiedy wszystkie dekoracje możemy kupić, a większość przedmiotów w domu została wyprodukowana w Chinach, jeszcze większą radość daje zrobienie czegoś własnymi rękami. Zdaniem Marty to prostota techniki sprawia, że jest tak popularna. Wystarczy znać na początek dwa węzły! Chociaż jak sama przyznaje, jej pierwsza makrama powstawała w mękach, przez trzy tygodnie, była krzywa i dziwaczna, to jednak jej tworzenie sprawiło Marcie ogromną radość.
Aby zacząć przygodę z wyplataniem, trzeba naprawdę niewiele. – Oczywiście najważniejszy jest sznurek, poza tym ostre nożyczki i miarka. Przyda się też odpowiedni stelaż, na którym będziemy tworzyć naszą pracę. W przypadku makramowych dekoracji wystarczy drewniany patyk z lasu lub profil z marketu budowlanego – tłumaczy blogerka. Na pewno warto mieć też sporo cierpliwości, bo efekty wyplatania widać dopiero po kilku godzinach, a nawet dniach pracy.
– Staram się pokazywać w mediach społecznościowych i na blogu, że samodzielne tworzenie dekoracji ze sznurka do sypialni czy lampy do salonu to nic trudnego. Wystarczy ciekawość i trochę cierpliwości – zachęca autorka Marheri Crafts. Marta prowadzi warsztaty wyplatania makram. Podczas spotkania, które trwa zazwyczaj około trzech godzin, jest w stanie przekazać uczestnikom całą podstawową wiedzę.
Pozostaje pytanie, jak znaleźć czas na to pracochłonne hobby? – U mnie to działa tak: mam w salonie małe stanowisko do plecenia, sznurki sobie tam wiszą. Gdy tylko mam wolną chwilę, dosłownie jedną ręką mieszając w garnku z zupą, a drugą odpisując na mail, zaplotę w swoim projekcie kilka dodatkowych węzłów. A poza tym najczęściej plotę wieczorami. W szufladzie nocnej szafki mam zawsze schowany jakiś mały projekt, który mogę zaplatać podczas wieczornego oglądania filmu z mężem – mówi twórczyni Marheri Crafts.
Choć do tworzenia makram nie trzeba mieć żadnego przygotowania technicznego ani artystycznego, to Marta przyznaje, że jej inżynierskie oko (jest absolwentką Politechniki Gdańskiej) bardzo się przydaje. Na swoim blogu wyjaśnia między innymi, jakie zastosowanie w tworzeniu makram ma tak zwana złota proporcja, czyli matematyczny wzór na piękno. Tym, którzy nigdy nie byli dobrzy z matematyki, na pewno wystarczy przeczytanie jednej z książek poświęconych makramom, bo w każdej z nich zawarte są instrukcje wykonania podstawowych węzłów. Na swoim blogu Marta poleca przede wszystkim książkę Jadwigi Turskiej „Uczymy się makramy”, która ma już 35 lat i jest kompendium wiedzy o węzłach, pętelkach i pleceniu słupków. Oczywiście to tylko podstawa do dalszej pracy kreatywnej. Można próbować odtwarzać wzory z podręczników lub internetowych tutoriali, ale jak przyznaje blogerka, każdy projekt makramy jest kwestią indywidualną. I dodaje, że cała przyjemność w rękodziele to przecież samodzielne działanie.
– Podczas nauki próbowałam wyplatać zgodnie z instrukcją, ale nigdy mi się to nie udało. Nauczyłam się niczego nie planować. Po prostu przychodzi mi do głowy pomysł na makramę, odmierzam niezbędną ilość sznurka, a potem zaczynam... I jeszcze mi się nie zdarzyło, aby to, co było na początku w mojej głowie, się ziściło. Ta technika ma nieograniczone możliwości, możemy tworzyć zarówno przedmioty użytkowe do domu, jak i ubrania. Takie wyplatanie bez projektu jest dla mnie magiczne: to tak, jakbym znała kilka zaklęć, ale nigdy nie wiem, co z nich wyczaruję – żartuje Marta.
Ten, kto myśli, że sznurki to eleganckie hobby, któremu można się oddawać przy filiżance herbaty, jest w błędzie. Wyplatanie makram to też krew, pot i łzy. – Moje ręce, szczególnie w okresie zimowym, są całe w rankach. Podczas zaplatania można się nieźle zranić. Niejednokrotnie musiałam obklejać plastrami czy nawet bandażować dłonie, aby nie brudzić projektu krwią – opowiada Zakrzewska i dodaje, że pozostaje jeszcze kwestia kondycji. O ile małe projekty możemy wyplatać w pozycji siedzącej, to już te większe wymagają od nas wielu godzin stania. Mimo wszystko to praca fizyczna, więc warto zadbać o kondycję.
Zdaniem Marty nic, co w życiu ma jakiś sens, nie przychodzi podane ładnie na tacy. Trzeba się czasem natrudzić, ale efekty to wynagradzają. Marcie Zakrzewskiej wynagrodziły na pewno. W ciągu trzech lat jej pasja stała się sposobem na życie. – Biznes prowadzę tak naprawdę „w kapciach”, więc mam dużo czasu na zwykłe bycie mamą. Nauczyłam się tym samym doceniać szarą rzeczywistość i jestem najzwyczajniej... szczęśliwa – deklaruje blogerka.
Teraz będzie miała jeszcze więcej powodów do szczęścia, bo niebawem po raz drugi zostanie mamą. A zawodowo lista marzeń do spełnienia jest wciąż długa... – To dążenie do mistrzostwa jest najfajniejsze! Mam zbyt dużą frajdę z wyplatania makram – przyznaje Marta.
Tekst ukazał się w „Urodzie Życia” 6/2020