
Katarzyna Lengren o świętach: „Nie znoszę udawania i hipokryzji”
Śniegu jest zawsze za dużo albo za mało. Albo wsypuje się do butów, zawala wyjazd z garażu i stacza się z dachu prosto na głowę, albo przeciwnie – nie ma go. Ledwie poprószy, to się zaraz roztopi. Zamajaczy wieczorem obietnicą sanek dla dzieci i zaraz rozczaruje, bo już rano zamieni się w brudną zupę. Śnieg dla sprzątających chodniki to mordęga, dla właścicieli stoków narciarskich – pieniądze. Jak wszystko, co piękne, śnieg pada dla każdego inaczej: dla jednych romantycznie, dla drugich cholerycznie.
To samo jest ze świętami. Nie ma jednych pięknych świąt, chociaż specjaliści od marketingu nam to wmawiają. Według nich ma być: słodko, rodzinnie, choinkowo, tradycyjnie. Rodzina ma się zebrać przy stole i przekazać sobie prezenty pokoju, czyli miłe i drogie gesty świątecznej, paradnej miłości. Mamy jeść to samo, co w zeszłym roku, mówić to samo i w miarę możliwości również wyglądać tak samo – bo tego chce tradycja.
Tradycja może chce, ale ja nie chcę. A co mi zrobicie, jeśli się przyznam, że nie lubię karpia i klusek z makiem? Nie lubię również widoku mikołaja z zapijaczonym czerwonym nosem i skandynawskich reniferów z omszałymi rogami. O kolędach puszczanych zbyt głośno w każdym sklepie z majtkami nawet nie wspomnę, bo to już krytykują wszyscy.
Święta bez udawania i hipokryzji
Nie lubię też przymusu, szczególnie tego, opakowanego w złoty papier i posypanego brokatem. Raz do roku muszę się spotkać z tymi, za którymi nie zawsze przepadam, cieszyć się z tego, co nie wzbudza mojej radości i udawać… Udawać to, czego nie czuję naprawdę – w imię świętej tradycji. Wiem, wiem… Święta to wybaczenie, wyrozumiałość, poszanowanie ceremoniałów. Rozumiem to doskonale! Sama od tylu lat targam do domu choinkę i cieszę się jej leśnym zapachem, a potem pokłutymi palcami kleję pierogi dla moich bliskich – z tym się zgadzam.
Nie zgadzam się tylko z hipokryzją i udawaniem. Skoro robię miejsce dla nieznanego wędrowca przy stole, nie mogę jednocześnie źle się wyrażać o uchodźcach. Jeśli adoruję panienkę z dzieckiem w biednej stajence, nie mogę zapominać o samotnych matkach i dzieciach potrzebujących pomocy. Podziwiając Trzech Króli w pięknych szatach, z mirrą, kadzidłem i złotem, nie należy jednocześnie się krzywić na widok ciemnoskórych turystów. Szczególnie w święta trzeba sobie różne rzeczy przemyśleć. Tak naprawdę, zgodnie z tradycją, to nie jest czas rozrywek i obżarstwa, tylko czas spokoju i kontemplacji.
A poza tym istota każdego święta polega na tym, że robimy to, czego nie robimy na co dzień. W takim razie, jeśli codziennie dobrze i dużo jemy, obgadujemy innych, złościmy się i na nic nie mamy czasu, bo oglądamy głupią telewizję, to może właśnie w święta powinniśmy wszystko zorganizować inaczej. Przemyśleć, zastanowić się… A potem postarać się wyjść z dotychczasowych ram i zmienić się – choć na chwilę. Na przykład wiecznie gotujące babcie powinny tym razem iść na spacer, zamiast padać ze zmęczenia po wielogodzinnym staniu przy garach. Za to przyklejone do swoich komórek, leniwe wnuki mogą samodzielnie przygotować wigilijną kolację (to co, że przypalą piekarnik!). Intelektualiści niech rąbią drzewo, drwale niech coś przeczytają, kominiarze mogą ubrać się na biało, a politycy niech siedzą cicho i do niczego się nie wtrącają!
Wtedy uwierzę, że naprawdę wszyscy świętują. Świętują nie dlatego, że usiedli do stołu nakrytego białym obrusem, ale dlatego, że naprawdę czują się wolni, bo wszystkie codzienne ważne sprawy gdzieś odleciały i znaczą tyle, co zeszłoroczny śnieg.
***
Felieton Katarzyny Lengren ukazał się w „Urodzie Życia” 12/2017