
Najpierw choroba, potem wesele jak z bajki. Joanna Przetakiewicz nigdy wcześniej nie mówiła tak o miłości do męża
Kiedy Joanna Przetakiewicz i Rinke Rooyens spotkali się dziewięć lat temu, nic nie zapowiadało happy-endu. „Pamiętam, co bardzo zabawne, że chciałam wtedy wyswatać Rinke z moją koleżanką, która rozstała się z chłopakiem” — przyznała Przetakiewicz w rozmowie z Katarzyną Przybyszewską-Ortonowską, redaktor naczelną „Vivy!”. Po latach Rinke dostał od niej SMS-a z zaproszeniem na urodziny. „Pomyślałem, że byłoby wspaniale, gdybym mógł spędzić urodziny tylko z nią. Odpisałem, ona też odpisała” — wspominał producent w tym samym wywiadzie. Gdy zaczęli ze sobą pisać, uzgodnili, że spotkają się tylko na jedną randkę. Rooyens był nią zainteresowany, ale ona nawet nie myślała o tym, by stworzyć z nim coś poważnego. Wciąż jednak ze sobą pisali, a kiedy on przyjechał do niej do Londynu, po kilku dniach już wiedziała, że to właśnie ten.
Pobrali się we wrześniu tego roku w Warszawie (projektantka mody była już wcześniej żoną Jana Kulczyka, a holendersko-polski producent, reżyser i scenarzysta mężem Kayah), a potem urządzili jeszcze jeden ślub, w Grecji. Zdjęcia z uroczystości i relacje gości weselnych przez kilka tygodni elektryzowały ich sympatyków. Od tamtej pory dzielą się swoim szczęściem w mediach. W wywiadzie dla magazynu „Viva!” opowiedzieli o tym, co cenią w sobie najbardziej i czego się od siebie uczą.
On dał jej spokój, ona jemu stabilność
„Rinke nauczył mnie odpuszczania i wybaczania. Sobie też, albo zwłaszcza sobie. Jestem mistrzynią robienia list, co »muszę« zrobić, zamiast list, co »chcę« zrobić. Żartuję, że jestem ofiarą przemocy własnej, bo ciągle mi wszystkiego za mało, ciągle chcę więcej i więcej. I te oczekiwania przenoszę na związek, co nie jest dobre. Rinke przypomniał mi też, o czym często zapominałam, że życiem trzeba się cieszyć. I że warto się uspokoić, głęboko odetchnąć. Bo ja byłam nieustannie nakręcona, w gorącej wodzie kąpana” — mówi Przetakiewicz.
Przyznaje, że mąż nauczył ją też cieszyć się małymi rzeczami: „Epoka Tindera, samotności on-line zabija w nas romantyczno-intelektualny flirt. A Rinke jest mistrzem bliskości i cieszenia się drobiazgami. To, czego nauczyłam się od niego, to pielęgnowanie w sobie pewnego rodzaju dziecinności. To jest bardzo odświeżające. Tak, jakby ktoś zdjął mi z głowy ciężar, że jestem odpowiedzialna za swoje dzieci, swoją mamę, pracowników, za tysiąc innych spraw, za ruch społeczny, który stworzyłam. Rinke pokazał mi, że czasem do życia warto podejść nieco naiwnie, bo to jest bardzo zdrowe. I pomaga”.
Przetakiewicz czuje się w nowym związku „spokojniejsza” i „bezpieczna”. Rooyens cieszy się, że zdobył coś, o czym marzył przez całe życie — stabilność i dom. „Wiem, że bez względu na wszystko, co wydarzy się w życiu, będzie przy mnie. Mam gdzie i do kogo wracać” — mówi na łamach magazynu „Viva!” producent.
Czytaj też: Księżna Diana i Hasnat Khan: „Pan cudowny” był miłością jej życia
Miłość bez kompromisów
Oboje podkreślają, że nie muszą dla siebie niczego poświęcać: „Z perspektywy czasu dostrzegam, że wszystko, co robiłam na co dzień i nie na co dzień, gdy jestem w związku z Rinke, jest dużo lepsze niż wtedy, gdy byłam sama. Wiadomo, życie we dwójkę jest inne niż w pojedynkę i trzeba liczyć się z opinią tej drugiej osoby. Ale po raz pierwszy jestem w związku z mężczyzną, który nie jest zaborczy. Wiem, że niczego nie muszę” — mówi Przetakewicz, a Rooyens wtóruje: „Trudno mówić o kompromisach, gdy każdego dnia budzę się obok mojej żony i myślę, że jestem wyjątkowym szczęściarzem. Nie każdy tak ma. Uwielbiam w Asi, że jest zawsze pozytywna, ja zresztą też. Dużo się śmiejemy i śmiech naprawdę bywa lekarstwem na trudne sprawy”.
Czytaj też: Joanna Przetakiewicz: „Kocham seks i nie wyobrażam sobie bez niego życia”
Nie przeszkadza im, kiedy mówią o nich „dojrzali ludzie”. „Z wiekiem nauczyłem się dystansu i to jest bardzo fajne. Znam swoje słabe strony, pamiętam o klęskach i nie boję się o nich mówić. Stawiam w życiu na rozwój. Swój własny i w związku” — przyznaje Rooyens. „Każdy etap w życiu może być piękny. Nie wstydzę się swojego wieku, a otwarcie o nim mówię” — dodaje Przetakiewicz.
Umocniła ich także choroba Rooyensa, którą przeszedł na początku roku. Miał ciężkie zapalenie płuc. Mimo kolejnych antybiotyków wciąż nie dochodził do siebie. „Patrzyłam na niego. Leżał bez ruchu, pod kroplówkami, miał zamknięte oczy. Czy naprawdę mogłabym go stracić? Czy trzeba strachu, by przewartościować życie, dostrzec, co naprawdę jest ważne?” — wspomina w wywiadzie Przetakiewicz. To właśnie wtedy zrozumiała, że chce za niego wyjść. „Zrozumiałam, że to może być dla niego bardzo ważne, że może być motywacją do życia, czymś, co go poderwie z nicości” — dodaje. „I ja się wtedy obudziłem. Wyzdrowiałem w przeciągu najbliższych dni” — opowiada Rooyens.