
Sztuka relaksu – zajęcia twórcze obniżają poziom stresu
Większość przypadków kobiecych depresji, marazmu i zagubienia wynika z rygorystycznego ograniczenia życia duchowego, w którym nie ma miejsca na innowacje, natchnienie, tworzenie – pisała Clarissa Pinkola Estez, autorka „Tańczącej z wilkami”.
O tym, jak się wyzwolić z tego stanu, mówi psychoterapeutka Anna Pilecka.
Jak radzić sobie ze stresem?
Aleksandra Nowakowska: Przez pandemię żyjemy w stresie. Chyba jak nigdy wcześniej potrzebne są nam skuteczne metody radzenia sobie z nim, a nie każdy odnajduje się w medytacji. Badania wskazują, że zajęcia twórcze mają uspokajające działanie na ciało migdałowate w mózgu, które kontroluje nasze emocje. To prawda?
Anna Pilecka: Tak. Ciało migdałowate to część mózgu, którą mocno pobudzają bodźce stresowe. Kiedy zajmujemy się twórczością, te impulsy są wyciszane. Twórczość bezpośrednio wpływa na chemię mózgu, co przekłada się na naszą psychikę. Carl Gustav Jung, znany szwajcarski psycholog, psychiatra, naukowiec i artysta, przed przystąpieniem do pisania książek, szedł nad Jezioro Zuryskie i tam bawił się kamykami – układał z nich wieże i inne konstrukcje, by wprowadzić się w stan relaksacji. Napisaniu jego „Czerwonej księgi”, dziełu, w którym zawarł podwaliny swojej filozofii i systemu psychologicznego, towarzyszyło malowanie obrazów. Pisał i malował, jedno zasilało drugie.
Nasz mózg podczas tworzenia zaczyna produkować fale alfa. Zwykle, w stresującej i zagonionej codzienności, funkcjonujemy na szybszych falach beta – jesteśmy czujni, szybko myślimy, ale mamy utrudniony dostęp do refleksji i kreatywności. Kiedy rysujemy, robimy na drutach albo sadzimy kwiaty w ogrodzie, fale mózgowe zmieniają swoją częstotliwość na niższą, wolniejszą. W procesie twórczym możemy wchodzić w częstotliwość fal theta, które sprzyjają głębokiej relaksacji, a nawet powstawaniu twórczych wizji i natchnionych fantazji. Wówczas wprowadzamy się w podobne stany jak w medytacji. Zajęcia twórcze możemy porównać do praktyki mindfulness. Rysując czy malując, automatycznie stajemy się uważni i skoncentrowani na wykonywanym zadaniu, ale jednocześnie nie odczuwamy napięcia. Zewnętrzne bodźce nas nie rozpraszają. Doświadczamy szczególnego rodzaju uwagi, kiedy świadomość skierowana jest wyłącznie na tu i teraz. Dlatego mindfullness czy artystyczne zajęcia równie skutecznie regulują negatywne emocje.
Wtedy w naszym mózgu obniża się poziom kortyzolu – hormonu stresu.
Amerykańscy naukowcy przeprowadzili badanie, w którym 39 osobom w różnym wieku zmierzono poziom kortyzolu przed sesją twórczości, którą poprowadził arteterapeuta (osoba zajmująca się leczeniem przez sztukę – przyp. red.). Po godzinie zajęć okazało się, że aż u 75 proc. osób kortyzol znacznie się obniżył. Twórczość redukuje też poziom adrenaliny, drugiego hormonu stresu. Kiedy kortyzol i adrenalina mają ograniczony dopływ do płatów czołowych – najbardziej kreatywnej przestrzeni mózgu, stajemy się bardziej twórczy i zyskujemy dostęp do mentalnej energii, a przy okazji mamy dobre samopoczucie.
Wiemy już, że twórczość ma moc uspokajania, ale w czasach wielkiego stresu może nam być trudno się do niej zmotywować, bo rozpraszają nas negatywne emocje i gonitwa myśli.
I właśnie dlatego warto się teraz zmotywować. Ale wiadomo, z motywacją różnie bywa, każdy z nas w jakimś stopniu się z tym zmaga. Warsztaty twórczości, które prowadzę, zaczynamy od zastanowienia się nad osobistą definicją twórczości. Myślimy, co jest dla mnie takim zajęciem – gotowanie, wyklejanie kolaży, rzeźbienie, układanie bukietów, pisanie dziennika, taniec, ozdabianie domu. Chodzi o to, żeby dowiedzieć się, w jakiej twórczości najlepiej się spełnię. Warto przypomnieć sobie, czy są jakieś projekty, które chciałabym zrealizować. Może kiedyś o nich już myślałam, ale z jakichś powodów nie zabrałam się za nie. Izolacja może się okazać dobrym momentem, żeby się tym zająć.
Dobrze jest też zdać sobie sprawę, co sprawia, że tego nie robię, gdzie leży ta trudność. Dlaczego wolę obejrzeć serial czy poczytać kryminał, niż napisać opowiadanie lub pograć na instrumencie. Często przeszkadza nam głos krytyka wewnętrznego, który mówi, że nie mamy talentu, że szkoda czasu, że za późno na podejmowanie prób, że się ośmieszymy… Drugą figurą, równie „sympatyczną” jest pan perfekcjonista, który nam mówi, że jak już coś robimy, to musi być super, co najmniej jak Picasso. I tym dwóm panom krytykowi i perfekcjoniście, należy podziękować, a najlepiej wyprosić za drzwi. Pod wpływem takiej pracy wewnętrznej nad naszą definicją twórczości zmniejsza się dystans między nami, oswajamy trochę ten teren.
Czym jest twórczość?
Dla każdego czymś innym. Elizabeth Gilbert, autorka bestsellerowej książki „Jedz, módl się, kochaj” zapytana, czym jest twórczość, odpowiedziała: „To relacja między człowiekiem a tajemnicami natchnienia”. Najłatwiej ją nawiązać, kiedy przystępując do tworzenia, nie mamy żadnych założeń. Tak działamy na przykład malując techniką Vedic Art – intuicyjnie, bez sugerowania się akademickimi zaleceniami czy trendami. Julia Cameron, autorka książki „Droga artysty”, zachęca do swobodnego pisania bez dbałości o formę, a nawet treść. Przelewamy na papier, bez żadnej cenzury to, co mamy w głowie. Każdy może stworzyć własną definicję, by sprawdzić, czym dla niego jest twórczość.
Jest duże prawdopodobieństwo, że teraz, jeśli nie pracujemy w służbie zdrowia czy handlu, mamy więcej czasu na tworzenie. Jak się zmotywować?
Motywację dzieli się na tę „do” i „od”. Pierwsza nastawiona jest na korzyści. Okaże się skuteczna dla osób, które potrzebują wiedzieć, co zyskają w efekcie poświęcenia czasu na tworzenie. Chcąc obudzić w sobie ten typ motywacji, można sobie wypunktować, że twórczość nas odstresuje, pozwoli nawiązać głębszą relację z samym sobą, poznać siebie. Poza tym uwolnimy się od niechcianych emocji i od świata zewnętrznego, który bombarduje nas niepokojącymi informacjami. W konsekwencji przeniesiemy uwagę na swoje pragnienia i potrzeby, dowiemy się o sobie czegoś nowego. Drugim rodzajem motywacji jest ta „od”. Część z nas może mieć poczucie winy, że za dużo czasu spędza na kanapie i na przykład za dużo je. W tej sytuacji może zmotywować nas myśl, że zajmując się malowaniem lub pisaniem, unikniemy obejrzenia kolejnego serialu lub odpoczniemy of Facebooka. Zamiast spędzić czas przed komputerem na serfowaniu po internecie, przeznaczymy go na spotkanie ze sobą.
Jest jeszcze jeden rodzaj motywacji, który jest mi najbliższy – to jest motywacja płynąca z „ja”. Punktem wyjścia jest tu przekonanie, że jestem fajną, wartościową osobą, jestem siebie ciekawa i chcę się lepiej poznać. Wtedy nasze artystyczne działania stają się przyjacielskim byciem ze sobą. Uznajemy wówczas, że twórcze zajęcia są tak samo ważne, jak czas spędzany w pracy czy z rodziną. Jeśli sobie na to pozwolimy, dzięki tworzeniu, możemy się o sobie dowiedzieć różnych rzeczy, które nawet mogą nas zaskoczyć.
Czego na przykład?
Twórczość pozwala na wejście w procesy nieświadome, na spotkanie z tymi aspektami psyche, z którymi na co dzień nie mamy dostępu. Dzięki twórczości możemy odbyć podróż w głąb siebie. Jung mówił, że w nieświadomości kryją się archetypy, niektóre reprezentują nasz cień, coś, z czym nie identyfikujemy się na co dzień, ale są też archetypy pozytywne, które uosabiają nasz ukryty potencjał.
W psychologii zorientowanej na proces, metodzie, w której pracuję, mówimy o trzech poziomach rzeczywistości. Na co dzień żyjemy w tak zwanej uzgodnionej rzeczywistości – tu funkcjonujemy w rolach, z którymi się identyfikujemy, wypełniamy zadania, nazywamy rzeczy takimi, jakie są. Kolejnym poziomem jest kraina snów, która zawiera się w sobie doświadczenia podobne do snu, postaci i obrazy pochodzące z fantazji, nasze subiektywne doświadczenia. Z tego poziomu najczęściej tworzymy, tu rodzą się wizje, które możemy wykorzystać w sztuce. Mając dostęp do tego poziomu, możemy zobaczyć pewne obrazy, które pochodzą z naszej psychiki, można porównać je do marzeń sennych, są one wiadomością od naszej warstwy nieświadomej. Trzecim poziomem rzeczywistości jest esencja ucieleśniająca niedualny świat. Jest poziomem, na którym doświadczamy jedności i połączenia. Kiedy tworzymy, możemy dotrzeć do głębokiej esencji, znajdującej się w niedostrzeganym zazwyczaj tle naszych codziennych doświadczeń. Na poziomie snów i esencji tworzymy z wnętrza, z duszy, z „ja”. Tam odbywa się intymne spotkanie ze sobą. Jung mawiał, że człowiek musi być sam, by przekonać się, co go unosi w chwili, gdy sam nie może siebie znieść, jedynie to doświadczenie może dać nam niezniszczalną podstawę.
W jaki sposób dotrzeć do tych poziomów?
Istnieją techniki, które pomagają nam tam zajrzeć. Jest to na przykład praca z polem intencjonalnym, które jest generującą twórczą siłą, zawartą w nas i w świecie. Możemy jej doświadczyć, zwracając uwagę na minimalne tendencje obecne w danej chwili zarówno w nas, jak i otoczeniu. Świat porozumiewa się z nami, „flirtując”, czyli wysyłając sygnały – obrazy, dźwięki, zapachy. Warto być na nie otwartym, bo to jest pożywka dla naszej twórczości. Naszym zadaniem jest pochwycić ten flirt. Wtedy mówimy, że chwytamy ogon twórczego procesu. To może być skrzypienie podłogi, bzyczenie pszczoły, jakaś fantazja, która chodzi za nami od dawna. To może być skacząca po drzewie wiewiórka, którą od trzech dni widzę za oknem, nieprzypadkowo ona czegoś ode mnie chce. Chodzi o to, żeby wykształcić w sobie postawę otwartości, zgody na to, że świat się z nami komunikuje – że jesteśmy całością, że jesteśmy z nim połączeni. Myślę, że to jest dobry punkt wyjścia do twórczości – zobaczyć, co nas przyciąga. Jeśli Szymborska napisała wiersz o kocie, musiał z nią ten kot flirtować.
Izolacja wybiła nas z rytmu ciągłego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Żyjemy bardziej stacjonarnie i możemy mieć więcej uważności na wiewiórkę za oknem.
Mamy teraz dobre warunki, żeby dopuścić możliwość, że istnieje jakiś inny poziom rzeczywistości niż ten, w którym najczęściej funkcjonujemy. Możemy się z nim skontaktować i wykorzystać go w twórczości. Warto wprowadzać się w taki trochę zamglony stan świadomości, ćwiczyć uwagę na te rzeczy, które nie są tak bardzo widoczne, tak oczywiste. Zastanowić się, co mnie intryguje, czemu chciałabym przyjrzeć się bliżej.
Ktoś może teraz powiedzieć „Ale ja nie mam talentu. Nie każdy jest artystą”.
W pewnej mierze każdy jest artystą. Ja zawsze mówię, że twórczość jest podróżą, w której każdy krok sprawia, że stawiamy kolejny. Jak wyruszyć w tę podróż? Warto znaleźć sobie jakieś miejsce w domu, w którym będziemy oddawać się artystycznym zajęciom. Dobrze też narzucić sobie jakiś rodzaj dyscypliny – ustalić, że będziemy zajęcia poświęcać twórczości określony czas – na przykład codziennie dwie godziny o poranku lub trzy godziny dwa razy w tygodniu. Kiedy zaczniemy, jest duża szansa, że nam się spodoba to, co robimy i będziemy chcieli robić więcej. W twórczości tkwi tajemnica. Nie wiemy, co tam się dzieje, ale coś się dzieje. Jeśli jesteśmy w żywym kontakcie ze swoją psyche, poznajemy swoje prawdziwe potrzeby, a to sprawia, że coś w naszym życiu się zmienia. Cytując Goethego – Cokolwiek w swoim przekonaniu lub mniemaniu możesz uczynić, zacznij to robić. W działaniu tkwi magia, łaska i moc.
Pandemia może wielu z nas popchnąć do sporej życiowej zmiany.
Otwarcie się na swoje potrzeby podczas procesów twórczych może sprawić, że po izolacji otworzy się dla nas jakaś nowa furtka. Odkryjemy, co chcemy robić i być może będzie to bardziej zgodne z nami. Poczujemy impuls, a kiedy za nim pójdziemy, odnajdziemy swoje wymarzone miejsce na ziemi. Mamy określony czas w tym życiu, dobrze żebyśmy robili rzeczy, które kochamy i które nas rozwijają. Twórczość generuje nową energię mentalną, którą możemy wykorzystać w procesach zmiany. Myślę, że teraz świat się zmienia, przekroczyliśmy jakiś punkt krytyczny i nie ma już powrotu. Ratunkiem jest stanięcie w prawdzie i robienie tego, co jest zgodne z nami.
Sama wiele zmieniłaś w swoim życiu.
Przez 16 lat pracowałam w agencjach reklamowych, zdobywałam nagrody na festiwalach, dobrze zarabiałam. Już po paru latach poczułam, że praca w reklamie nie do końca mi odpowiada, ale robiłam to siłą rozpędu, aż zaczęłam mieć poważne problemy z kręgosłupem. Musiałam zwolnić, przejść na inny tryb pracy. Próbowałam pomóc sobie na różne sposoby – szukałam różnych terapii, przechodziłam kolejne rehabilitacje. Między innymi zaczęłam studiować psychologię zorientowaną na proces, która jest wspaniałą ścieżką rozwojową. Teraz zajmuję się tym zawodowo jako psychoterapeutka. W pewnym momencie poczułam, że powinnam odciąć się od reklamy. Zarabiałam, jeżdżąc do Anglii, gdzie opiekowałam się starszymi osobami i jednocześnie studiowałam. To była droga i długi proces, który się nie skończył.
Na pewno pomogła i wciąż pomaga mi w tym twórczość. Codziennie rano piszę kilka stron dziennika. Warto robić nawet małe twórcze rzeczy, ale z jakąś intencją – spotkania się ze sobą, relaksu, zabawy, znalezienia odpowiedzi na jakieś pytanie. I włączać guzik świadomości, kiedy się da. Mistrz taoizmu Czuang-tsy uczył, że oderwanie od świata daje spokój, ze spokoju powstaje ruch, a ruch daje osiągnięcie.
Anna Pilecka – psychoterapeutka pracująca w nurcie psychologii zorientowanej na proces oraz psychologii głębi C. G. Junga, coach twórczości. Prowadzi autorskie warsztaty „Artysta na ścieżce serca”.