
„Chciałam je mieć, ale dziś bycie mamą jest dla mnie udręką”. Same sobie to robimy!
Zmęczonym mamom radzę zawsze, by szukały przyjaznych dusz, osób, od których nie usłyszymy wyświechtanego: »dasz radę, tylko się postaraj«” – rozmowa z dr Aleksandrą Piotrowską, psycholożką.
Katarzyna Montgomery: Co sprawia, że kobieta, dochodzi do takiego skrajnego etapu, w którym macierzyństwo i związane z nim obowiązki stają się przede wszystkim udręką?
Ideał funkcjonowania w roli matki i w roli kobiety jest nadmuchiwany. Mamy być sprawne zawodowo, w kuchni gotować według zasad fusion, a w międzyczasie utrzymywać szalenie partnerskie stosunki z naszymi dziećmi, angażować się we wszystkie ich sprawy i zabawy. Tymczasem powłóczymy nogami i ledwo mamy siłę podnieść głowę, żeby spojrzeć na kolejny rysunek naszej pociechy.
Ale matkom chyba niezwykle trudno, a nawet wstyd się do tego przyznać? Sądzą, że wina jest w nich, że nie podołały.
W kraju wielbiącym matkę Polkę każda kobieta powinna czerpać radość z zajmowania się własnym dzieckiem. Bardzo niewiele kobiet jest w stanie powiedzieć komukolwiek, że dziecko nie jest sensem ich życia, i choć wywiązują się z rodzicielskich obowiązków, to jednak nie przepadają za spędzaniem z nim całego swojego czasu. Albo że są do tego stopnia zmęczone, że w desperacji zostawiają dwójkę maluchów samych w domu i wychodzą na dwie godziny, żeby ochłonąć. Lub zamykają się przed nimi w sypialni.
Wypalenie w macierzyństwie
Jak się do tego przyznać?! I czy faktycznie istnieje syndrom wypalenia macierzyńskiego, na podobieństwo wypalenia zawodowego, który tłumaczy nasze zachowania i emocje?
Koncepcja Christiny Maslach o wypaleniu zawodowym mówi o trzech składowych tego syndromu. Zaczyna się od wyczerpania emocjonalnego: pojawia się ciągłe zmęczenie psychiczne i fizyczne, zanika radość, a w jej miejsce wkradają się drażliwość i pesymizm. Drugi etap to depersonalizacja osób, z którymi się pracuje, co skutkuje przedmiotowym traktowaniem pacjentów, klientów, współpracowników. Trzeci oznacza poczucie braku osiągnięć i szans na te osiągnięcia.
Wypalonemu zawodowo człowiekowi towarzyszy przeświadczenie, że nie da rady, bo brak mu kompetencji. Matka może mieć podobne wątpliwości co do swoich umiejętności. Ale nigdy nie zetknęłam się z przypadkiem, kiedy matka depersonalizowałaby dziecko. Narastające zmęczenie, zanik radości z bycia razem i poczucie, że nie potrafię wychowywać, że macierzyństwo wymyka się spod kontroli – to często słyszę w gabinecie.
Boimy się, że prośba o pomoc będzie przyznaniem się do porażki?
Dziś kobiety żyją już nie pod naciskiem teściowej czy matki, ale mediów, które stawiają kobietom życiową poprzeczkę bardzo wysoko, co z kolei wpływa na to, jakie postawy reprezentujemy, rozmawiając z przyjaciółkami, znajomymi. Staramy się przekonać innych, że u nas wszystko jest idealne. Bo świat domaga się od nas nienagannego wizerunku. To dążenie do samozagłady. Nie można żyć po to, żeby spełniać oczekiwania innych ludzi, w ten sposób zdradzamy same siebie. Nie można sobie odmawiać prawa do słabości, zmęczenia, do powiedzenia: „Mam w nosie, palcem dziś nie kiwnę”.
Nawet kosztem nieodrobionych lekcji dzieci?
Nawet. I niech dostaną czasem kanapki zamiast obiadu. Gwarantuję, że nie umrą. To zaharowywanie się, aby wszystko działało w domu perfekcyjnie, często obraca się przeciwko dzieciom, bo zmęczone matki nie znajdują w sobie radości, mają więcej pretensji i gorzej spędza się czas w ich towarzystwie. Ma to też destrukcyjny wpływ na związki – stres płynący z wychowywania dzieci bywa przyczyną rozstania.
Dzisiejsze kobiety dają sobie prawo do szczęśliwego życia, mamy rozbudzoną potrzebę czasu tylko dla siebie. To dobrze, tylko jednocześnie otrzymujemy komunikaty o tym, że powinnyśmy tak sobie zorganizować życie, aby nam na wszystko starczyło czasu. A to jest nierealne. Dlatego kiedy robimy w swoim życiu miejsce na dzieci, to na kilka lat trzeba coś odpuścić, żeby mieć choćby jedno popołudnie w tygodniu wolne.
Matka Polka nie prosi o pomoc
Syndrom wypalenia dotyczy kobiet na całym świecie.
Tak, tylko że na przykład w Europie kobiety matki korzystają z wielu systemowych udogodnień. Tymczasem w przypadku Polek wychodzimy z założenia, że skoro mają dzieci, to już są tak szczęśliwe, że dadzą radę ze wszystkim, motywowane tymi pozytywnymi emocjami. Na względy mogą liczyć tylko matki maleńkich dzieci, ale już po kilku miesiącach pojawia się społeczne oczekiwanie wobec matek, że wszystko powinno wrócić do normy z czasu przed urodzeniem dziecka.
W dążeniu do bycia idealnymi matkami żyjemy w przeświadczeniu, że tylko my możemy najlepiej zadbać o swoje dzieci.
Dlatego tak trudno powiedzieć, skąd się bierze zjawisko wypalenia u matek. W wielu przypadkach kobiety same działają na własną niekorzyść. Już na początku odganiają mężczyznę od noworodka z obawy, że niezdarnością zrobi mu krzywdę, kąpiąc lub przewijając. Powinnyśmy domagać się od ojców naszych dzieci większego udziału w obsługiwaniu przedsiębiorstwa zwanego dzieckiem.
Nie podoba mi się pomysł wielu młodych matek, że to ich mamusie przyjeżdżają pomóc. Tymczasem pomagać powinien mężczyzna, bo to na niego możemy i musimy liczyć na co dzień najbardziej.
Dlatego zawsze mnie cieszy widok mężczyzny z wózkiem na spacerze.
Ja mam wtedy tylko nadzieję, że w tym czasie matka tego dziecka robi coś dla siebie, a nie sprząta.
Dzieciństwo naszych dzieci ma być dziś barwne i pożyteczne, a zorganizowanie tego należy oczywiście do nas.
Już nie wystarczy, żeby dziecko było nakarmione i bezpieczne. Już wiemy, jaki to ważny okres w życiu człowieka, jednak ta świadomość sprawia, że kolejne ciężary spadły na nasze barki. Postawiliśmy dzieci na zbyt wysokich cokołach. W związku z tym dla kobiet bardzo ważnym składnikiem poczucia własnej wartości stało się myślenie o sobie jako o matce. Sukcesy dzieci zaczęły pełnić funkcję wzmacniacza poczucia własnej wartości rodziców.
Za duża koncentracja na dziecku prowadzi do tego, że formułujemy zbyt wygórowane oczekiwania wobec niego. Także my sami jesteśmy bardziej narażeni na niepokój, czy uda się dziecku coś osiągnąć i jak wobec tego wypadamy w porównaniu z innymi rodzicami. A to już prosta droga do zamęczenia siebie i dziecka zajęciami dodatkowymi, ale też do tego, by ulec wyścigom w pieczeniu najlepszych w klasie babeczek, zamiast kupić najsmaczniejsze i odpocząć.
W krzywym zwierciadle Instagrama
Od porównań trudno uciec. Wystarczy zajrzeć do mediów społecznościowych, gdzie inne dzieci są zawsze czyste, uśmiechnięte i mają tylko świadectwa z czerwonym paskiem.
Nie ma chyba ludzi odpornych na porównywanie się. Wyluzujmy jednak trochę. Perfekcjonistki też tego potrzebują w głębi duszy.
Nie byłoby nam lżej, gdybyśmy szczerze rozmawiały o porażkach, zamiast rywalizować ze sobą?
Zawsze warto porozmawiać szczerze o problemach, podzielić się nimi i dowiedzieć, że inni też mają kłopoty z dziećmi. Z takimi kumpelkami matkami możemy też podzielić się obowiązkami. Przecież w innych rodzinach kobiety są tak samo przeciążone jak my. Nie bójmy się umawiać na podwożenie dzieci do szkoły, przywożenie z zajęć. To prosty sposób na wyeliminowanie pewnych czynności z przeciążonego grafiku. Pamiętajmy o jednym: próby perfekcyjnego funkcjonowania we wszystkich dziedzinach życia i w każdym jego okresie to zakładanie sobie pętli na szyję.
Rozmowa z psycholożką dr Aleksandrą Piotrowską ukazała się w „Urodzie Życia” 1/2020