
Z poczuciem humoru żyje się łatwiej! Zobacz, jak je w sobie pielęgnować
Szczęście to nie jest coś, co jest nam dane. Musimy się go uczyć, pielęgnować w sobie i dzielić z innymi. Pomocnym narzędziem będzie nasze własne poczucie humoru, a także zdrowy dystans do siebie i świata . Właśnie te rzeczy mogą nas uratować w trudnych chwilach.
Ewa Pągowska: Czytałam wyniki badań, które pokazują, że my, Polacy, w opinii innych Europejczyków jesteśmy narodem, któremu brakuje poczucia humoru. Daleko nam chociażby do Anglików. Rzeczywiście jesteśmy takimi ponurakami?
dr Anna Branicka: Oczywiście że nie. Każdy naród ma swoje poczucie humoru dostosowane do realiów, w jakich żyje. Czasem obcokrajowcy wydają nam się mniej dowcipni, a oni po prostu śmieją się z innych rzeczy. My jesteśmy narodem, który ma trochę wisielcze, nihilistyczne poczucie humoru. Czasem żartujemy z siebie, ze swoich minusów i problemów w sposób, który dla innych może być zaskakujący, budzić zdziwienie: „Czy z takich rzeczy w ogóle wypada się śmiać?”. Dla nas jednak oswajanie dowcipem trudności czy nawet dramatów wynika z naszej historii. W czasach zaborów, okupacji i komunizmu humor pomagał przetrwać. Osoby, które pamiętają dawne trudne czasy, przekazują swój wisielczy sposób żartowania młodszym generacjom.
Można nauczyć się być dowcipnym albo pomóc komuś, kto jest ponurakiem, by stał się weselszy?
Osoba bardzo ponura nie zmieni się w bardzo wesołą. Jeśli jednak będzie chciała, może trochę rozwinąć swoje poczucie humoru. Ono jest uważane za umiejętność, którą rozwijamy w sposób naturalny, ale możemy też świadomie ją kształtować. Wiele jednak zależy od wrodzonego temperamentu, a konkretnie od temperamentalnej podstawy poczucia humoru. Składają się na nią trzy cechy, które można zmierzyć za pomocą odpowiedniego kwestionariusza: wesołość, zły nastrój i powaga. To drugie kojarzy mi się raczej ze stanem emocjonalnym niż cechą. Po angielsku często te same słowa określają stan emocjonalny i cechę osobowości. Po przetłumaczeniu na polski to może rzeczywiście wprowadzać w błąd, ale w tym przypadku „zły nastrój” oznacza predyspozycję do wchodzenia w niego i pozostawania w nim. Natężenie tych trzech cech jest wypadkową różnych cech temperamentu, na przykład neurotyzmu, zapotrzebowania na stymulację, otwartości na doświadczenia itd.
To tak, jak poziom komfortu mieszkania może być wypadkową liczby pokoi, wielkości łóżka i rodzaju oświetlenia?
To dobre porównanie. Stopień natężenia tych trzech cech widać już u małych dzieci. Oczywiście młody organizm ma w sobie zwykle więcej wesołości niż starszy, ale jednak niektóre dzieci są bardziej płaczliwe czy poważne niż inne. Z wiekiem stajemy się mniej neurotyczni, więc często także bardziej pogodni, ale z drugiej strony także mniej żywi emocjonalnie. Jak to się ostatecznie ukształtuje, zależy od naszych doświadczeń, rodziny, w jakiej wzrastamy, i relacji z rówieśnikami. Na bazie tej temperamentalnej podstawy poczucia humoru zaczynają się też tworzyć jego określone style. Rod Martin wyróżnił cztery. Dwa są uważane za generalnie korzystne i adaptacyjne, a dwa nie. Dwa są ukierunkowane na siebie, dwa na innych.
Każdy z nas ma inne poczucie humoru
Każdy z nas żartuje tylko w jednym stylu?
Nie, większość z nas wykorzystuje wszystkie style, ale nie w takim samym stopniu i nie z taką samą częstotliwością. Są osoby, które preferują styl agresywny, czyli jednocześnie niekorzystny i ukierunkowany na innych. Lubią wyśmiewać, dokuczać, stosują żart w celu poniżenia czy upokorzenia drugiej osoby, ale czasem żartują też w odmiennym stylu, na przykład afiliacyjnym. Jego głównym celem jest to, by dostarczyć sobie przyjemności, pośmiać się, pobawić, cieszyć się obecnością innych. On również jest ukierunkowany na innych, ale już korzystny.
A jakie style są ukierunkowane na siebie?
Samodeprecjonujący i samowzmacniający. W tym pierwszym przypadku pozwalamy, by inni odreagowywali na nas swoje negatywne emocje. Dostarczamy im historii ze swojego życia, które obnażają nasze wstydliwe cechy, opowiadamy kompromitujące nas historie. I nie chodzi tu o adaptacyjne dystansowanie się od swoich ułomności, tylko o poświęcanie się na rzecz rozrywki innych osób. To jest pewien rodzaj masochizmu, który zwykle ma źródło w dzieciństwie. Są dzieci, które chętnie będą odgrywały rolę błaznów, by zyskać chwilowe zainteresowanie. W dłuższej perspektywie płacą za to dużą cenę. Zostają z poczuciem krzywdy i żalu.
Rozumiem, że takiego stylu poczucia humoru lepiej w sobie nie pielęgnować.
To prawda, chociaż badania pokazały, że są sytuacje, w których negatywne style poczucia humoru, czyli: samodeprecjonujący i agresywny, mogą nam służyć. Odkryto to, analizując pamiętniki i relacje więźniów obozów koncentracyjnych. Okazało się, że oni stosowali dużo negatywnego humoru, na przykład agresywnego. Kierowali go w stronę oprawców i dzięki temu lepiej sobie radzili. Wyciągnięto z tego wniosek, że gdy jesteśmy w położeniu przewlekle beznadziejnym, kiedy niewiele od nas zależy, humor może być jedyną formą walki, jaką możemy podjąć i dzięki temu poczuć się lepiej.
Na czym polega styl samowzmacniający?
On jest głównym obiektem zainteresowania badaczy, klinicystów i terapeutów. Pomaga nam zdystansować się od problemu, zmienić perspektywę. Wybieramy ten styl, by pomóc sobie w trudnej sytuacji, najczęściej takiej, nad którą mamy małą kontrolę. Jeśli bowiem mamy nad czymś dużą kontrolę, to nie ma sensu wysilać się na żart. Żartowanie jest trudne, zwłaszcza kiedy znajdujemy się w złej sytuacji, bo wymaga „zajęcia zasobów poznawczych” – jak to określamy w psychologii. Musimy wysilić umysł, obciążyć pamięć roboczą. Jeśli więc możemy zrobić coś prostego, by rozwiązać problem, na przykład porozmawiać z kimś, to jest to bardziej efektywne niż żartowanie z problemu.
Nie wiem, czy dobrze rozumiem różnicę między stylem samodeprecjonującym a samowzmacniającym. Mój znajomy często żartuje ze swojej nadwagi. Opowiada, że stając na wadze, musi oprzeć się łokciem o parapet, bo jeśli tego nie zrobi, to na wyświetlaczu pojawia się napis „error”. Który styl on stosuje?
Sądzę, że jest to humor afiliacyjny lub samowzmacniający. Co innego, gdyby zdejmował koszulkę i trząsł brzuchem ku uciesze innych. To byłoby samodeprecjonujące. A tak dzięki temu, że sobie zażartuje, pośmieje z innymi, zrobi mu się lżej.
Śmiech obniża poziom stresu
Co jeszcze daje nam poczucie humoru?
Humor wywołuje tak silne pozytywne emocje, jak żadna inna strategia samoregulacji. A jak pokazują badania Barbary Fredrickson, pozytywne emocje mają wiele unikalnych, istotnych i korzystnych funkcji, których często nie zauważamy. Cenimy emocje negatywne, bo one w razie niebezpieczeństwa każą nam walczyć lub uciekać, pozwalają przeżyć. Rolę pozytywnych emocji trochę bagatelizujemy. Tymczasem wbrew pozorom w nich nie chodzi tylko o to, żeby było nam miło. Badania pokazały, że emocje pozytywne poprawiają nasz dobrostan, bo zwiększają nasze zasoby i umiejętności.
W jaki sposób?
Kiedy odczuwamy nieprzyjemne emocje, patrzymy bardzo wąsko, widzimy tylko nasz problem, nie dostrzegamy tego, co się wokół nas dzieje, bo naszym celem jest przetrwanie. Natomiast odczuwając pozytywne emocje, możemy spokojnie wziąć głębszy oddech i rozejrzeć się. Dostrzegamy nowe możliwości, mamy ochotę na eksplorację. Dobrze to widać u małego dziecka. Kiedy stawiając pierwsze kroki, przewróci się, to się uśmieje, może zacznie turlać, potem wstanie i pójdzie dalej. Dorosły, który upadnie, ucząc się jeździć na nartach, ma zwykle ochotę je odpiąć i wrócić do domu. Jeśli jednak wykorzysta poczucie humoru, to szybciej nauczy się jeździć. Zażartuje z upadku, może zrobi orła na śniegu, wstanie i spróbuje jeszcze raz.
Podsumowując: humor wywołuje dużo pozytywnych emocji, one zaś dają nam większą otwartość, która z kolei pomaga w nabywaniu nowych umiejętności i kompetencji.
Tak. Poczucie humoru pozwala też obniżyć poziom stresu i wpływa korzystnie na procesy fizjologiczne.
Pani badała również wpływ poczucia humoru na regulację nastroju u osób z depresją.
Badałam pacjentów, którzy wyszli z depresji. Te osoby są zagrożone nawrotem choroby. Punktem zapalnym, który może ją znów wywołać, jest często jakieś nieprzyjemne wydarzenie. Chciałam sprawdzić, czy poczucie humoru może pomóc pacjentom, gdy znajdą się w trudnej sytuacji. Poprosiłam ich więc o przeanalizowanie tego, czym się ostatnio martwią. Podzieliłam ich na trzy grupy. Jedną poprosiłam o stworzenie nieprawdopodobnych scenariuszy przyszłości. Najpierw mieli wymyślać absurdalne negatywne wydarzenia. Mówili więc na przykład, że depresja wróci, oni z jej powodu stracą pracę, potem mieszkanie, wylądują na wysypisku śmieci itd. Potem mieli wykonać zwrot i zacząć wymyślać superpozytywne zbiegi okoliczności i sytuacje. Na koniec w swoich historiach byli na przykład dyrektorami generalnymi lub gwiazdami rocka. Zastosowali żart w odniesieniu do swojej sytuacji.
Skomplikowane zadanie.
Ta metoda przerysowywania jest skutecznie wykorzystywana w terapii i szkoleniach biznesowych. Służy oswajaniu lęków. Druga grupa miała stworzyć historyjkę według tego samego schematu, ale problem miał dotyczyć wyimaginowanej osoby. Chodziło o zastosowanie humoru dystrakcyjnego, czyli niedotyczącego ich problemów. Trzecia grupa starała się pomyśleć o swojej przyszłości zdroworozsądkowo, dostrzec pozytywy i korzystne rozwiązania – celem było „pozytywne przeformułowanie”.
Która grupa najlepiej się czuła po ćwiczeniach?
Druga. Została oderwana od myślenia o swoich problemach. Zastosowała humor, ale skupiła się na cudzych kłopotach. Najgorsze samopoczucie mieli ci, którzy tworzyli racjonalny scenariusz.
To znaczy, że dobrą strategią dla osoby ze skłonnością do depresji, która zaczyna się czymś martwić, może być na przykład obejrzenie komedii, bo to ją rozbawi i oderwie od problemów.
Niekoniecznie. Ważne, żeby zająć swój umysł. Oglądając komedię, czyli będąc odbiorcą żartów, jesteśmy w stanie wciąż rozmyślać o swoich problemach. Dopiero konieczność stworzenia czegoś dowcipnego zdoła nas skutecznie od nich oderwać. Chociaż pierwsza grupa, która zastosowała humor, myśląc o swoich problemach, też poczuła się lepiej niż grupa „racjonalna”.
Czyli jednak humor w życiu zawsze wygrywa.
Przeważnie tak, bo są wyjątki. W latach 50. rozpoczęto badania dużej grupy dzieci w wieku od 10 do 12 lat. Mierzono ich wesołość. Po 30 latach badacze do nich wrócili. Okazało się, że przez ten czas najwięcej osób umarło spośród tych, którzy wcześniej mieli najwyższy poziom wesołości.
Bagatelizowali różne niebezpieczeństwa?
Być może tak. Wysnuto więc hipotezę, że są sytuacje, w których nie powinno być człowiekowi za wesoło, na przykład gdy cierpimy na poważną chorobę. Negatywne emocje są nas w stanie skłonić do wizyty u lekarza, podjęcia nieprzyjemnego leczenia czy przejścia na dietę. Ciemną stronę poczucia humoru można też czasem dostrzec w psychoterapii. Niektóre osoby w kryzysach psychicznych kryją się za dowcipem, używają go jak tarczy, żeby nie podejmować kroków w kierunku zmiany sytuacji. One słabiej reagują na oferowaną im przez specjalistów pomoc. Humor jest więc bardzo korzystny pod warunkiem, że jest stosowany wtedy, kiedy trzeba i tak jak trzeba.
Ale warto rozwijać poczucie humoru?
Na pewno tak. Także dlatego, że mamy skłonność do tego, by zmierzać w stronę negatywności. Zgodnie z teorią „hedonistycznego młyna” do dobrych rzeczy szybko się adaptujemy. Kiedy dzieje się coś miłego, cieszymy się przez chwilę, a potem się przyzwyczajamy i przestajemy to doceniać. Jeśli coś tracimy, to pogodzenie się ze stratą zajmuje już trochę czasu. Człowiek, który chce być szczęśliwy, musi nieustannie wkładać wysiłek, żeby tę pozytywność w sobie pielęgnować. Negatywność sama nas dosięgnie – a to się przeziębimy, a to trafimy na korek w drodze do pracy i już mamy się czym martwić. Dlatego warto wyrobić sobie nawyki, które wprowadzą do naszego życia więcej humoru i pozytywnych emocji.
Trening poczucia humoru metodą Paula McGhee
Jak to zrobić?
W wielu krajach są prowadzone treningi poczucia humoru na podstawie zweryfikowanej badaniami metody siedmiu kroków amerykańskiego psychologa Paula McGhee. W Polsce jeszcze nie są powszechnie stosowane.
Można przejść te kroki samodzielnie?
Tak, chociaż wykonywane w grupie mają większą moc.
Co konkretnie McGhee proponuje?
Najpierw radzi otoczyć się humorem, być jego odbiorcą. Zaczynamy od przebywania w „aurze humorystycznej”, a więc oglądamy komedie, słuchamy żartów, czytamy dowcipne felietony, idziemy na bal przebierańców. Staramy się podejść do tego z ciekawością, zainspirować się i zrozumieć swój rodzaj poczucia humoru.
Chodzi o to, czy jest na przykład agresywny czy afiliacyjny?
Nie tylko. Ważne jest też, czy lubimy humor abstrakcyjny czy czarny. Warto również prowadzić dzienniczek humoru – zapisywać, co nas w ciągu dnia rozbawiło. Może była to anegdota opowiedziana przez jakiegoś polityka albo dowcipny rysunek na Facebooku? Badania pokazują, że regularne uzupełnianie tego dzienniczka poprawia samopoczucie i dobrostan. Potem McGhee proponuje wprowadzić w życie trochę zabawy, na przykład robić śmieszne miny do lustra, wygłupiać się ze znajomymi. Przyjąć do wiadomości, że nie zawsze musimy być superpoważni. Trzeci etap to szukanie okazji do wybuchania śmiechem. Można na przykład dołączyć do widzów, którzy śmieją się bez skrępowania w kinie. Warto dać się ponieść, zarazić się radością. Potem ćwiczy się swój werbalny humor. Na początku powtarzając żarty, a potem dowcipnie komentując różne wydarzenia lub opowiadając o nich. Piąty krok to szukanie czegoś zabawnego w codziennych sytuacjach. Potem przychodzi pora na naukę śmiania się z siebie. Na końcu staramy się odnajdować zabawne strony w trudnych i stresujących wydarzeniach. Chodzi o to, by nauczyć się radzić sobie z problemami przy pomocy poczucia humoru.
Czy jeśli będziemy je częściej wykorzystywać, to uda nam się zarazić nim nasze dzieci?
Na początku podstawową rolą rodzica jest stworzyć dziecku poczucie bezpieczeństwa. Humor staje się ważny dopiero, gdy ważne stają się relacje z innymi, na przykład z rówieśnikami. I to oni, a nie rodzice mają największy wpływ na kształtowanie poczucia humoru u dziecka. Zwłaszcza tego starszego. Ale oczywiście warto dostarczać dzieciom okazji do śmiechu, wesołych aktywności, pokazywać im to, co absurdalne czy dowcipne, i przede wszystkim udowadniać swoim zachowaniem, że humor może ułatwiać życie.
Rozmowa z psycholożką dr Anną Braniecką ukazała się w „Urodzie Życia” 2/2020