
Mobbing w pracy może cię zniszczyć psychicznie: zobacz, jak go rozpoznać
Mobbingujący i mobbingowany – oboje są uwikłani w niebezpieczną grę mobbingu. „Problemy z granicami mają zwykle zarówno osoby prześladujące, jak i te, które prześladowane. Przeważnie jest tak, że ci pierwsi nie umieją poszanować cudzych granic, a ci drudzy – ustrzec własnych”, mówi Katarzyna Kucewicz, psychoterapeutka i psycholożka, współwłaścicielka ośrodka Inner Garden, która razem z prawniczką Moniką Wieczorek pracuje nad książką o psychologicznych aspektach mobbingu.
Mobbing w pracy
Sylwia Niemczyk: Jak to jest, że dorośli, samodzielni, często bardzo dobrze wykształceni ludzie godzą się na to, żeby ktoś w pracy ich prześladował albo poniżał? Dlaczego nie ucinamy mobbingu już na samym początku?
Katarzyna Kucewicz: Chciałabym, żeby to było takie proste: ktoś spotyka się z prześladowaniem i stanowczo mówi: nie. Zwykle tak się nie dzieje i to nie tylko ze względu na nieraz trudne okoliczności życiowe: kredyt do spłacenia czy podbramkową sytuację rodzinną, ale też ze względu na samą naturę mobbingu, bardzo przebiegłą. Nękanie w pracy przez bardzo długi czas rozwija się po cichu, w utajony sposób, trochę jak nowotwór. Najpierw daje niespecyficzne objawy, pobolewa tylko od czasu do czasu, człowiek przez długi czas nie zdaje sobie sprawy, że jest w wirze przemocy psychicznej. Nie podejrzewa tego nawet przez całe tygodnie i miesiące.
Poza tym większość z nas reaguje na mobbing gwałtownym obniżeniem samooceny. A jeśli już od dziecka mamy dość niską samoocenę, to kiedy znajdziemy się w sytuacji mobbingu, łatwo uwierzymy, że nic nie znaczymy i nic nie możemy zrobić. I nawet jeśli przyjdzie nam do głowy: „To jest mobbing. Nie jestem dobrze traktowana” – to i tak raczej nic z tym nie zrobimy. Bo uznamy, że nie jesteśmy w stanie skutecznie zadziałać: „Nie mam dokąd pójść, nikt mi nie uwierzy, nikt nie pomoże”. Ofiara mobbingu, podobnie jak ofiara przemocy domowej, jest przekonana, że tak już musi być. W mobbingu działa metoda zdartej płyty: jeśli mobber będzie powtarzał cały czas, że dany pracownik jest do niczego, to w końcu wszyscy, łącznie z tym pracownikiem, w to uwierzą. Albo nawet bywa nieraz, że pracownik bierze winę na siebie – jest w stanie logicznie wytłumaczyć sam sobie, czemu to właśnie jego spotyka krzywda. Sposób myślenia u ofiary prześladowania jest bardzo zniekształcony.
Mobbing w pracy jest jak nowotwór
Dla kogoś, kto patrzy z boku, sprawa jest prosta: „Kobieto, zwolnij się” albo: „Postaw granice, zawalcz o siebie, poskarż się na samej górze”.
To są rady dawane z perspektywy wygodnego fotela, które nie przynoszą dokładnie nic. Nie pomagają w ogóle.
To w takim razie lepiej ich nie dawać? Mamy patrzeć na wykończoną nerwowo siostrę, przyjaciółkę, na mobbingowanego męża – i nic nie mówić?
Dawanie rad typu: „Zwolnij się, nie pozwól sobie wejść na głowę” przynosi korzyść wyłącznie temu, kto je daje, bo pozwala mu się poczuć lepiej, mądrzej albo szlachetniej. Tak naprawdę, to w ogóle dając rady, chcemy raczej szybko załatwić temat, a nie wgryźć się w niego. To nie jest tak, że ofiara mobbingu nie wie „na logikę”, co powinna zrobić. Bardzo dobrze wie, tylko nie jest w stanie się do tego zmobilizować. Nie umie zachować się w inny sposób niż ten dla niej naturalny – co jest zresztą zrozumiałe, bo zachowywanie się w inny sposób niż w ten, który jest dla nas naturalny, jest zadaniem karkołomnym dla większości ludzi.
Przełamywanie schematów zachowania albo myślenia jest bardzo trudne, więc jeśli od dzieciństwa jesteśmy wychowywane na grzeczne dziewczynki, które mają być miłe i ciche, to jak możemy potem w dorosłym życiu nagle stać się asertywne, pilnować swoich granic i mieć wysokie poczucie pewności siebie? To jest sprzeczne z naszą naturą. I w związku z tym kiedy ofiara mobbingu usłyszy taką radę, nawet wypowiedzianą w najżyczliwszy sposób, to odbierze ją jako krytykę i jeszcze bardziej zamknie się w sobie. A to pogłębi jej osamotnienie, bo w którymś momencie może uznać, że nie ma sensu opowiadać o swoich kłopotach w pracy, ponieważ w ten sposób naraża się tylko na ocenę.
Ofiara mobbingu potrzebuje mądrego wsparcia
W takim razie co możemy zrobić, aby ją wesprzeć?
Wysłuchać. To najważniejsze. Ewentualnie możemy wspólnie wymyślić kilka konkretnych małych kroków, które pomogą podjąć decyzję: co zrobić, kiedy i jak. Czasem układamy strategię zmiany pracy, a czasem strategię przetrwania w tej, którą mamy. Bo pamiętajmy, że mobbing może być różny i różne mogą być sytuacje życiowe. Samotna matka z kredytem na karku często nie ma zbyt dużej możliwości manewru, nie zawsze może iść na wojnę z pracodawcą albo współpracownikami. To, co może zrobić przede wszystkim, to pracować nad swoją samooceną. Jeśli mobbing przybiera tylko formę wyzłośliwiania się, to nieraz kobiety uczą się nie przyjmować tego do siebie i nie rezygnują z pracy, bo po prostu im się to nie kalkuluje. Poza tym nie jest przecież powiedziane, że w kolejnej firmie wcześniej czy później nie dojdzie do podobnej sytuacji. Ofiary mobbingu miewają problem z określaniem swoich granic. Bywa, że wikłają się w toksyczne relacje i godzą się na to, by inni ich nadużywali.
Trochę zabrzmiało to tak, jakby ofiara też ponosiła odpowiedzialność za to, co ją spotkało.
Oczywiście to absolutnie nie znaczy, że osoba, która jest prześladowana w pracy, ponosi część winy – zupełnie tak nie jest. Całkowitą winę za mobbing ponosi mobber. Każdy z nas jednak ponosi pewną odpowiedzialność za repertuar własnych zachowań. Problemy z granicami zazwyczaj mają i osoby prześladujące, i prześladowane. Przeważnie ci pierwsi nie umieją poszanować cudzych granic, a ci drudzy – strzec własnych. Mobber forsuje, a osoba mobbingowana wpuszcza. Nie dysponuje narzędziami psychologicznymi, które pomogłyby jej ustawić prawidłowe relacje. Ofiarami mobbingu zostają czasem też ludzie, którzy w dzieciństwie byli ofiarami przemocy ze strony rodziców i nauczyli się, że relacje ludzkie właśnie tak wyglądają: kat – ofiara, słabszy – silniejszy. Ale jeśli pogrzebiemy w psychice mobbera, to też nieraz znajdziemy trudne doświadczenia z dzieciństwa, często dużo przemocy słownej albo nawet fizycznej.
Co jeszcze da się tam znaleźć?
Patrząc z perspektywy teorii osobowości, badacze zauważają wysoki poziom paranoiczności i spiskowej wizji świata. Do tego tendencje do narcystycznych i psychopatycznych zachowań. Nie znajdziemy za to empatii, a jeśli już, to naprawdę ograniczone zasoby. Osoba mobbingująca nie potrafi wczuć się w sytuację kogoś innego, skupia się tylko na tym, jak sama się czuje.
Dlatego nieraz sama czuje się ofiarą w tej relacji.
Mobber nigdy nie przyzna się sam przed sobą, że jest mobberem. Ludzie stosują przeróżne strategie myślowe, żeby usprawiedliwić albo wytłumaczyć swoje agresywne zachowania względem innych. To nie jest tak, że podczas procesu sądowego mobber kłamie przed sądem – on często jest głęboko przekonany o własnej krzywdzie. Bo wierzy, że nie zrobił nigdy nic złego, a to ta druga strona zawiniła: niekompetencją, lenistwem, przewrażliwieniem. Na pewno nie jest tak, że mobber postanawia któregoś wieczoru: „Od jutra zaczynam dręczyć”. Najczęściej jest tak, że jakaś osoba mu przeszkadza – zwykle w budowaniu swojej samooceny. Ludzie mobbingują te osoby, które im zagrażają, albo drugi typ ofiar: najsłabsze ogniwa, słabe psychicznie, o mniejszych umiejętnościach. Mobber daje sobie prawo, żeby krytykować, oceniać, daje sobie przyzwolenie na to, by pokazać tej osobie „miejsce w szeregu”. Zaczyna wierzyć, że cel uświęca środki, a zachowania mobbingujące wydają się mu uzasadnione i słuszne.
Jakie zazwyczaj to są zachowania? Jest jakiś standardowy zestaw?
Dużo zależy od mobbera i jego sposobu działania. Na pewno standardowe jest to, że mobbing zawsze zaczyna się subtelnie i narasta z czasem. Zazwyczaj pierwszy etap to delikatne izolowanie danej osoby, wskazywanie, że ona odstaje albo od zespołu, albo od standardów firmy. Paradoksalnie mobbing może zacząć się od pozornie życzliwych rad albo troskliwych komentarzy. W początkowej fazie mogą wyglądać jak informacja zwrotna – czyli coś, czego przecież wszyscy oczekujemy w pracy. I nawet jeśli poczujemy się urażeni, upokorzeni, to zazwyczaj tłumaczymy to nieporadnością szefa, brakiem dyplomacji albo wychowania. Osoba mobbingowana na początkowym etapie nie ma świadomości, co się dzieje, zresztą, co ciekawe, mobber też często nie zdaje sobie z tego sprawy. Izolowanie mobbingowanego to jest chyba najbardziej klasyczna rzecz, która w dodatku po jakimś czasie samoistnie się nasila – mobber wskazuje odmienność nękanej osoby, a wtedy ona sama też zaczyna się izolować od reszty zespołu, bo przestaje dobrze się czuć w tym środowisku. Robi się błędne koło. Izolacja postępuje, zachowania mobbera stają się bardziej agresywne, problem narasta.
Jak go możemy przerwać?
Im wyższą mamy samoocenę, tym szybciej reagujemy na przejawy przemocy wobec nas. Ale zwykle jest tak, że nie umiemy zachować się w sytuacji niekomfortowej. Nie umiemy odnaleźć się w sytuacji konfliktowej, dla większości z nas naturalną reakcją jest unikanie starć. I wtedy przerwanie mobbingu może być dla nas za trudne.
Kiedyś pracowałam z pacjentką, która w efekcie mobbigowania przez koleżankę zaczęła brać kolejne zwolnienia chorobowe, bo każde pójście do pracy wiązało się u niej z olbrzymim stresem. I ta jej strategia obronna spotkała się z ogromną krytyką ze strony współpracowników, którzy musieli wziąć na siebie jej obowiązki. Niechęć do niej rosła, w końcu doszło do tego, że mobbingowała ją nie tylko współpracownica, ale i cały zespół. Uznano, że to ona zakłóca pracę. Nikt już potem nie widział tego, jak źle była traktowana, tego, że każdy na jej miejscu czułby się tam bardzo źle.
Co z naszą psychiką robi mobbing?
O pierwszej podstawowej rzeczy już wspomniałam – dramatycznie obniża samoocenę. Potem, jeśli trwa przez dłuższy czas, mogą pojawić się objawy depresji, zaburzeń lękowych. Zaczynamy działać w potwornym stresie. Zmienia się nasze zachowanie, pojawia się agresja wobec najbliższych, spada libido. W końcu zaczynają się kłopoty natury fizycznej: nie możemy spać albo przeciwnie, chce nam się cały czas spać. Nie mamy apetytu albo mamy nadmierny apetyt. Nasilają się objawy chorób psychosomatycznych, np. łuszczycy, atopowego zapalenia skóry, odzywa się zespół jelita drażliwego, spada odporność. Stres zawsze sieje spustoszenie w naszym organizmie, a mobbing jest przecież bardzo silnym stresorem, nieraz nawet porównywalnym z molestowaniem seksualnym.
Czasem te dwie rzeczy się zazębiają.
I trudno rozpoznać, co jest czym, zwłaszcza że wbrew pozorom molestowanie seksualne nie musi oznaczać nieproszonego kontaktu fizycznego. Nieraz to są „tylko” słowa dyskryminujące ze względu na płeć i seksualność. Jeśli szefowa powie do pracowniczki: „Ubrałaś się dzisiaj jak prostytutka” – a takie zdanie usłyszała kiedyś jeszcze inna z moich pacjentek – to większość z nas nie jest w stanie rozpoznać, czy to zdanie jest mobbingiem, czy molestowaniem.
Często trafiają do ciebie ofiary nękania w pracy?
Nieraz jest tak, że przychodzą do mojego gabinetu z podejrzeniem zupełnie innego problemu: depresji, wypalenia zawodowego, z poczuciem, że są do niczego. I dopiero w trakcie terapii wychodzi na jaw, że w grę wchodził mobbing.
W jaki sposób to się okazuje?
Podczas rozmowy, gdy zaczynamy ubierać w słowa to, co się dzieje, to nagle sami jesteśmy w stanie przejrzeć na oczy. Bardzo często jest tak, że nie opowiadamy nikomu o tym, co się dzieje u nas w pracy, więc nawet nie mamy szansy usłyszeć swojej opowieści. Wskutek tego pozostajemy z samym wrażeniem, pewnym nikłym poczuciem, którego nie umiemy nazwać. Dopiero kiedy ktoś spokojnie zacznie analizować, co powoduje u niego te wszystkie poranne palpitacje serca, poniedziałkowy rozstrój nerwowy – to dojdzie do tego, że nie chodzi o przeciążenie, strach przed zwolnieniem czy depresję, ale o to, że ktoś w pracy nas w sposób ciągły prześladuje. I to nie musi być wcale szef, ale równie dobrze kolega, koleżanka, nawet nasz własny pracownik.
I kiedy to już się okaże, to co mówi psycholog czy psychoterapeuta?
Nigdy jako terapeuta nie powiedziałabym: „Proszę złożyć wypowiedzenie”, bo takie rady to, tak jak już mówiłam wcześniej, byłby błąd w sztuce. My nie jesteśmy od tego, aby kimś kierować i zabierać mu jego sprawstwo. Jeśli psycholog mówiłby swojemu pacjentowi, co ten ma robić, to wzmacniałby jego schemat bezradności, nieradzenia sobie z podejmowaniem decyzji i podtrzymywałby jego przekonanie, że sam nie jest w stanie sobie poradzić w życiu. Jeśli podejrzewam, że sama psychoterapia nie wystarczy, to rekomenduję spotkanie z psychiatrą. Jednocześnie podczas spotkań u mnie w gabinecie skupiam się na wzmacnianiu poczucia własnej wartości pacjentki, wspieram, dopinguję, czasem uczę asertywności. Kiedyś miałam pacjentkę, którą mobbingowały koleżanki z pracy, np. otwarcie z niej szydziły, z jej sposobu ubierania się, fryzury. I nie pracowałyśmy we dwie nad tym, żeby znalazła w sobie siłę, aby odejść z pracy, ale nad tym, by zaczęła stawiać granice. I akurat w tamtej historii to zadziałało. Zaczęła z większą stanowczością bronić swojego zdania, głośno mówić: „Widzę, że się ze mnie śmiejecie, nie życzę sobie tego”. I one przestały. Odpuściły, zaczęły ją traktować w porządku. Jasne zaznaczenie granic może czasem sprawić, że mobber się opamięta, chociaż nie łudźmy się: o wiele częściej konieczna jest mediacja albo nawet założenie sprawy w sądzie.
***
Rozmowa z Katarzyną Kucewicz ukazała się w „Urodzie Życia” 6/2020