
Nasi dziadkowie byli bardziej eko, niż my? Czego możemy się od nich nauczyć?
Coraz uważniej przyglądamy się środowisku, wiedzę o zmianach klimatycznych mamy w małym palcu, pijemy kranówkę, przechodzimy na wegetarianizm a nerwica ekologiczna to jedno z naszych słów kluczy 2020 roku (wielkie dzięki za nie Stanisławowi Łubieńskiemu, autorowi „Książki o śmieciach”!). W końcu uwierzyliśmy, że stan świata zależy od każdej i każdego z nas. Segregujemy śmieci, korzystamy z toreb wielokrotnego użytku, plastikowe słomki do drinków już dawno pożegnaliśmy, a zamiast auta wybieramy komunikację miejską lub rower.
Ale wciąż mamy wiele lekcji do odrobienia. Ekologii możemy uczyć się od... naszych dziadków.
Odpady/śmieci
Amerykanie generują średnio 4,4 kg śmieci dziennie (!). W Polsce jest niewiele lepiej. Wielu ludzi nawet nie zastanawia się, czy rzeczywiście warto pozbyć się rzeczy, która są w idealnym stanie. Na szczęście wielu innych, przekazuje przedmioty, których nie zamierza dłużej trzymać u siebie. Kupujemy za dużo jedzenia i bez wyrzutów sumienia pozbywamy się go. Na szczęście są i tacy, którzy w porę oddają je potrzebującym.
Nasi dziadkowie bardzo dbali o to, aby nie marnować jedzenie i przedmiotów. Nie mieli wielu środków do życia, więc „kupowali z głową”. Wszystkie przedmioty, które można było poddać recyklingowi, ponownie wykorzystać lub przekazać rodzinie, lub przyjaciołom, były ratowane. Dawano im nowe życie. Tamto pokolenie wiedziało, że musi dokończyć jedzenie na swoim talerzu. Wszelkie „resztki” żywności kompostowano, przechowywano lub zamrażano na później.
Recykling
Recykling powrócił do łask w ostatnich latach, ale wciąż nie jest tak popularny, jak mógłby – i jak powinien – być. Dlaczego jest tak wiele produktów „jednorazowego użytku”? Czy naprawdę potrzebujemy tego i tamtego? Czy wybieramy wygodę zamiast dbania o środowisko?
W czasach, w których żyli nasi dziadkowie takie produkty, jak mleko czy napoje gazowane były dostarczane w szklanych butelkach zwrotnych. Oddawano je do sklepu, a ten zwracał je do sterylizacji i ponownego napełnienia. Pieluchy były wykonane z tetry, więc można je było prać i ponownie używać.
Maszynki do golenia i inne produkty miały wymienne części, więc zamiast wyrzucać cały produkt, wymieniano tylko żyletkę. Takich przykładów można byłoby znaleźć dużo więcej.
Transport
W dzisiejszych czasach wskakujemy do samochodów, nawet jeśli mowa o szybkiej wycieczce do lokalnego marketu. Ciągle się gdzieś spieszymy. Zależy nam na tym, żeby jak najszybciej dotrzeć do celu, dlatego pociągi, autobusy i inne środki transportu publicznego w ostatnich latach przyspieszyły. Podróżując dalej, najchętniej wybieramy samolot, a te szkodzą klimatowi bardziej, niż nam się wydaje.
Nasi dziadkowie szli do miasta, żeby załatwić swoje sprawy i zrobić najpotrzebniejsze zakupy. Wsiadali na rowery i motory. Kiedy musieli udać się dalej, korzystali z autobusu czy pociągu. Podróż zajmowała im znacznie więcej czasu, ale nie rujnowała przy tym środowiska naturalnego.
Zużycie energii
Przeciętne gospodarstwo domowe zużywa sporą ilość energii, około 65% pochodzi z urządzeń. Z wszystkimi urządzeniami w kuchni, pralką i/lub suszarką, telewizorem, komputerem i innymi urządzeniami elektronicznymi, rachunek za energię potrafi przyprawić o zawrót głowy. Proste czynności, takie jak wyłączanie nieużywanych świateł, podłączanie elektroniki do listew zasilających i wyłączanie ich na noc itp., mogą znacznie obniżyć koszty.
Oczywiście nasi dziadkowie nie mieli wielu z tych rzeczy. Nie wiedzieli, czym są roboty kuchenne, które z każdej z nas zrobią mistrzynię w kuchni. Nie mieli 50-calowego telewizora, włączonych komputerów, radia ani innej elektroniki włączonej przez cały dzień (a czasami nawet noc). A jeśli chodzi o pranie, po prostu wieszali ubrania nad wanną do wyschnięcia.
Własna żywność
Coraz częściej stawiamy na uprawę własnej żywności. Sami robimy chleb, masło, pasty warzywne. Chcemy jeść zdrowo i ekologicznie. Chcemy mieć pewność, że to co, dostarczamy organizmowi, jest w 100 procentach naturalne.
Wielu naszych dziadków miało ogrody, w których rosły świeże owoce i warzywa. Żywnością, której nie zjadano przy stole, dzielono się z sąsiadami albo rodziną (pamiętacie jeszcze te rodzinne wymiany kiszonych ogórków na dżem truskawkowy?). Nadmiar można zawsze było przetworzyć lub zamrozić do zjedzenia w przyszłości, tak, aby nic nie szło na marne.
Oczywiście nie namawiamy na powrót do przeszłości i rezygnację z wszystkich udogodnień, jakie mamy w naszych czasach. Namawiamy za to do uważnego przyglądania się sobie: jeśli nasi dziadkowie pili kranówkę, to my również możemy – tym bardziej że jest lepszej jakości. Jeśli oni zbierali każdą gazetę i oddawali do przetworzenia – nas też nie będzie to kosztowało aż wiele wysiłku. Jeśli oni szanowali jedzenie do ostatniego okruszka – my też możemy. I możemy tego „starodawnego” podejścia uczyć nasze dzieci.