Katarzyna Miller: „Romantyczna miłość jest tylko na chwilę, jeśli w nią wierzycie, przegracie”
Jest w Polsce dużo typów domów, z których dziewczyna wychodzi stęskniona bliskości i miłości – mówi Katarzyna Miller, psychoterapeutka, prowadząca grupy terapeutyczne dla kobiet. – I co ona robi? Marzy. Wymyśla, że gdy już założy rodzinę, to jej dom będzie zupełnie inny. Że ona będzie inna niż mama, a jej partner będzie inny niż jej ojciec: będzie mnie rozumiał, kochał, wiedział, co mi jest potrzebne.
Takie marzenia, zdaniem Katarzyny Miller, mogą być bardzo niebezpieczne, bo prowadzą do idealizacji zarówno partnera, jak i samej wizji związku. I nawet jeśli sam początek relacji jest taki, jak w marzeniach, to jednak kolejne lata przynoszą rozczarowanie.
– Zawsze powtarzam: dziewczyny, romantyczna miłość jest na troszkę, na krótko. A wy marzycie o niej na całe życie. Jeśli wyobrażacie sobie, że tak będzie wyglądało całe życie, to zawsze przegracie – podkreśla Katarzyna Miller.
Katarzyna Miller: „Niedokochane kobiety są ofiarami psychopatów”
– Najgorsze jest to, kiedy dziewczyna miała tatusia tyrana, agresywnego alkoholika i matkę-ofiarę, bo takie kobiety są często w dorosłym życiu wybierane przez facetów, którzy świetnie czują, jaka ona jest, czyli przez licznych psychopatów lub przez wygodnych panów, którzy dopiero w takim związku stają się psychopatyczni, bo mogą. To jest strasznie nieszczęśliwy temat – mówi Katarzyna Miller.
Psychoterapeutka zwraca też uwagę na to, że niedokochane w dzieciństwie kobiety są pozbawione wewnętrznego poczucia własnej wartości:
– Ona by chciała, aby jej ból, jej tęsknota, jej niepewność siebie, brak wiary w samą siebie były wyrównywane przez partnera. Żeby on jej cały czas dawał zachwyt, żeby był tatusiem, mamusią, księdzem, spowiednikiem, bankierem, czyli tak naprawdę, żeby wziął ją na ręce i ją wychował. A tak się nie da – mówi.
Według Katarzyny Miller w takiej sytuacji istnieją tylko dwa rozwiązania: albo kobieta, która uzależniła całe swoje szczęście od partnera, zda sobie z tego sprawę i pójdzie na terapię, albo jej związek – i ona sama – pogrąży się w nieszczęściu.
Warto pracować nad miłością
Psychoterapeutka opowiada, że podstawą jej nowej książki „Mam faceta i mam… problem” (wyd. Rebis 2020) są autentyczne historie kobiet, np. uczestniczek warsztatów terapeutycznych, które opowiadały o swoich problemach w związku. Jedną z bohaterek książki jest Matylda, która mimo miłości do partnera, nie czuła się usatysfakcjonowana w ich wspólnym życiu seksualnym.
– On jej się szalenie podobał pod wieloma względami, ale pod tym jednym, powiedziałabym, że tak sobie. Ale ona była na tyle mądra, że nie zrezygnowała z niego, tylko zobaczyła, że coś tu można zrobić. Miała moment, kiedy zastanawiała się nad rozstaniem, ale jednak przyjaźń, ciepły związek to jest duży skarb – mówi psychoterapeutka. – No potem się tak stało, że on się poczuł przez nią wybrany, zaakceptowany, ona się jakoś z tym pogodziła i w tym momencie, kiedy on zaczął się czuć coraz lepiej, spokojniej, pewniej i powolutku zrobili sobie tak cudne życie, seks się rozkręcił – człowiek ma w sobie bardzo wiele możliwości, każdy. I raptem się okazało, że i ona, i on, wypracowali sobie najlepszy, najbardziej gorący związek.
Taka wspólna praca nad związkiem, w dodatku zakończona sukcesem, to jednak zdaniem Miller nie jest reguła.
– W bardzo, bardzo, bardzo wielu związkach ludzie przeżywają ze sobą rzeczy przykre i bolesne. Ale mogą sobie z nimi poradzić, dobrze przekroczony kryzys jeszcze bardziej zespala. Ale ludzie jest tak zmęczeni tym, że ich tak wiele rzeczy w życiu bolało, że już nie chcą się wysilać – mówi psychoterapeutka.