
Żyjemy w czasach „epidemii nieomylności”. Dlatego tak trudno jest nam przyznać się do błędu
Większość z nas zrobi wszystko, by uniknąć przyznania się do błędu. Pomyślmy nawet o najprostszych sytuacjach dnia codziennego. Co robimy, gdy ktoś powie nam, że nie zrobiłyśmy tego, co powinnyśmy zrobić? Zazwyczaj odpowiemy: „Zaraz to zrobię” lub „Ale ty jeszcze nie skończyłaś robić pierwszego punktu”.
Teraz pomyślmy o sytuacji, w której ktoś dyskutuje na tematy światopoglądowe lub polityczne. Przy świątecznych stołach i w czasie imprez towarzyskich w barze potrafią toczyć się prawdziwe boje i nikt nawet nie pomyśli o tym, by przyznać rację drugiej stronie.
Psychologowie (m.in. Roy J. Lewick i Beth Polin) uważają nawet, że dużo łatwiej jest nam powiedzieć „Przepraszam, jeśli cię uraziłem” niż „Masz rację, popełniłem błąd”.
Epidemia nieomylności
Profesor Paul Krugman z Uniwersytetu Princeton w swoim artykule opublikowanym na łamach „New Your Timese’a” zwrócił uwagę, na fakt, że żyjemy w świecie „epidemii nieomylności”. Najlepszym przejawem tej epidemii mogą być politycy, którzy będą kłamać, miotać się, wykręcać i odwracać kota ogonem, ale nigdy nie przyznają się do błędu. Czasami przekazują złe wiadomości, mogą nawet przeprosić, ale nigdy nie powiedzą, że są odpowiedzialni za błąd.
Pewnie większość z nas nie chce być porównywana do polityków, ale w tej kwestii jesteśmy wszyscy tacy sami. Nie chcemy brać odpowiedzialności za popełnione błędy, dlatego robimy wszystko, by się do nich nie przyznawać.
Czytaj także: Histeria to nie tylko kobieca przypadłość. Skąd się bierze i jak sobie z nią radzić?
Oznaka słabości
Często osoby, które przyznają się do winy, są postrzegane przez społeczeństwo jako te słabsze, te, które nie wytrzymały presji. „A przecież mogło mu się udać” – mówią niektórzy. Żyjemy w świecie tak niepewnym, nieprzewidywalnym i niesprawiedliwym, że nie chcemy sami dodatkowo kopać dołków pod nami samymi. Niech przynajmniej nasze zdanie i opinie będą stałe…
Pomyliłam się… ale tylko trochę
Czasami wiemy, że popełniliśmy błąd, ale przyznanie się do tego jest dla nas zbyt trudne. Co wtedy robimy? Zaczynamy się usprawiedliwiać. Wyobraź sobie, że wyjeżdżasz ze znajomymi na wakacje, ale niestety spóźniliście się na samolot, bo jedna z przyjaciółek długo się pakowała. Prawdopodobnie przeprosi, ale czy w pełni przyzna się do błędu? A może zacznie mówić np.: „Już tyle razy jeździłam tą trasą i zawsze byłam przed czasem na lotnisku! Ale dobrze, następnym razem wyjedziemy wcześniej”.
Czytaj także: Oswoić zmianę. Jak pokonać lęk i wyjść poza utarte schematy?
Ach, to nasze ego!
Nasze ego (czyli poczucie siebie) skłania nas do obrony naszych mentalnych pozycji i tożsamości. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy ktoś zaczyna krytykować nasz ulubiony zespół muzyczny. Dlaczego wtedy stajemy w obronie? Przecież nikt personalnie nie jest atakowany.
Nasze ego przywiązuje się do tego, że mamy rację. Przecież właśnie w tych momentach czujemy się lepiej, dlaczego mięlibyśmy więc to sobie odbierać. Ale gdy ktoś podaje nam argumenty zaprzeczające naszym tezom, zaczynamy walkę na śmierć i życie. Bronimy się rękami i nogami, a nawet atakujemy. Nie chcemy przecież, by projekcja naszego własnego „ja” została zaburzona.