
Rodzice patrzą na dziecko i myślą: „Buntuje się, to normalne”. A ono ma depresję i cierpi
Jak nie pomylić depresji z nastoletnim buntem? Jak wspierać swoje dziecko kryzysie, a nie dodatkowo je obarczać? Czy dzieciom jest dzisiaj trudniej, czy łatwiej niż ich rodzicom w tym samym wieku? Rozmawiamy z psycholożką kliniczną Dorotą Mintą.
Depresja u nastolatków
Sylwia Arlak: Nastolatek zamyka się w pokoju, wybucha złością, zamiast rozmawiać w domu, cały czas wisi na telefonie. Czy już powinnam być zaniepokojona?
Dorota Minta: To normalne, że nastolatek przestaje być tak blisko rodziców i zaczyna spędzać więcej czasu z rówieśnikami. To oni stają się dla niego ważniejsi niż to, co myślą i mówią do niego rodzice. Musimy się z tym pogodzić, że trochę schodzimy na drugi plan. Niepokojące może być to, że nagle zaczyna inaczej się zachowywać, np. staje się agresywne albo wycofane.
Jakie największe błędy popełniamy, jako rodzice?
Najważniejsza jest więź między nami, a na nią pracuje się latami. Często zapominamy, że dzieci są niezależnymi osobami. Że mają prawo do bycia innymi niż my, dorośli. Że mogą mieć inne pomysły na życie, inne poglądy, lubić inne rzeczy. Chcemy za nie decydować, mówimy im, co mają robić, jak mają się zachowywać, jak mają się ubierać. Dzieci przestają być niezależne, więc w pewnych momencie zaczynają się buntować. Poza tym trochę nie umiemy rozmawiać ze sobą. Wszyscy. Wracając do domu, opowiedzmy, co nam się wydarzyło, kogo spotkaliśmy. Co nas zdenerwowało albo rozśmieszyło. W ten sposób prowokujemy dziecko do opowiadania o tym, co jest dla niego ważne. Wprowadzajmy dzieci w świat rozmowy, ale nie zmuszajmy ich do niej.
Jakie są zatem największe zagrożenia dla współczesnych nastolatków?
Na pewno substancje psychoaktywne – od alkoholu i papierosów zaczynając, kończąc na uzależnieniu od narkotyków, których dostępność jest dzisiaj dużo większa niż kiedyś. Co roku w Polsce obniża się wiek inicjacji związanej z piciem alkoholu i zażywaniem substancji odurzających. Pandemia też nie pomogła. Dzieci zostawione same sobie zaczęły jeszcze częściej sięgać po używki.
Trzeba uświadamiać dziecko, jakie wiążą się z tym zagrożenia. Ale nie na zasadzie pogadanki, mówiąc „A ja w twoim wieku…”, bo to nie działa. Raczej np. komentujmy zachowanie bohaterów w oglądanym filmie. Rozmowa i budowanie relacje zdziała dużo więcej niż straszenie. Trzeba być czujnym, ale nie karzącym rodzicem. Słysząc od dziecka: „Na imprezie, na której byłem, pojawiły się narkotyki” nie reagujmy przesadnie, mówiąc: „W takim razie nigdy już nigdzie nie pójdziesz, zabieram ci komórkę i siedź w domu”. Raczej zapytajmy spokojnie, skąd mieli narkotyki, czy nasze dziecko po nie sięgnęło, dlaczego to zrobiło, jak się potem czuło. Rozmawiajmy w otwarty sposób. Inaczej dziecko następnym razem nic nam nie opowie.
Na pewno zagrożeniem jest coś, co szeroko nazywamy „ekranami”. Uzależnienie od gier, a więc i ekranów zostało uznane, jako zaburzenie psychiczne. A problem dodatkowo spotęgował lockdown i nauka zdalna. Człowiek, który ma kilkanaście lat, nie ma dojrzałego układu nerwowego. Jeśli dziecko przesiaduje całe godziny przed komputerem, to staje się pobudliwe, bardziej skłonne do agresji, ale też osłabia mu się bardzo koncentracja uwagi, zaburza mu to funkcje poznawcze.
Zamiast zakazywać, karać, uświadamiany nasze dzieci. I pamiętajmy, że mówiąc do dziecka: „Odłóż ten telefon, nie możesz się od niego odkleić”, a za chwilę sami sięgamy po telefon, scrollując media społecznościowe, nie jesteśmy wiarygodni. Możemy ustalić, że o pewnej godzinie wszyscy odkładamy telefony np. kiedy przygotowujemy i jemy wspólną kolację.
Innym problemem też jest hejt w sieci. To zjawisko ogromnie wyniszczające, wprost zagrażające zdrowiu psychicznemu dziecka. Starajmy się więc śledzić czy z naszym dzieckiem nie dzieje się coś niedobrego.
A jak na współczesne nastolatki działa nadmiar obowiązków? W szkole sprawdzian za sprawdzianem, a w domu rodzice, którzy oczekują najlepszych ocen...
Słucham często opowieści nastolatków o tym, jak wygląda ich tydzień. Spędzają w szkole po kilka godzin, chodzą na zajęcia dodatkowe, odrabiają lekcje. Wielu z nich jest obciążonych po 8-10 godzin dziennie. To zdecydowanie za dużo! W efekcie są przemęczeni, a więc trudniej im się uczyć, siedzą dłużej nad lekcjami i się zapętlają. Te dzieciaki są nadmiernie obciążone, zmęczone. Moim zdaniem ten stan to jedna z przyczyń kryzysów psychicznych u dzieci. Chcą spełniać wymagania rodziców, zaspakajać własne ambicje i gubią gdzieś po drodze radość życia.
Czy depresja u nastolatków wygląda tak samo jak u dorosłych?
Podobnie. Depresja u dorosłych też ma różne oblicza. Powszechnie kojarzy się z tym, że ktoś siedzi w wyciągniętym dresie, w kącie, nie ma siły się ruszyć i co chwilę płacze. A tak wcale nie musi być. Mamy też zjawisko „depresji uśmiechniętej”. Nastolatki nie sprawiają żadnych problemów, mają świetne oceny, nie są agresywne, a jednak wewnętrznie bardzo smutne. Zewnętrzne atrybuty dobrego funkcjonowania działają, a wewnątrz poczucie pustki, smutku, braku akceptacji są ogromne.
Czasami zauważalne są zmiany w stylu ubierania się, czy w stylizacji włosów. Nastoletnie dziewczyny zasłaniają twarz włosami, chodzą w ubraniach, które maskują ich cielesność. Niepokojące może być to, że nasze niegdyś towarzyskie dziecko przestaje spotykać się z rówieśnikami. Albo że przestało lubić coś, co sprawiało mu do tej pory radość. Każda zmiana w zachowaniu, która nie ma racjonalnego wytłumaczenia, powinna wywoływać czujność rodziców.
Obserwujmy dziecko, bądźmy przy nim, ale w nienachalny sposób. Warto też zapytać dziecko, czy nie chciałoby wybrać się do psychologa. Znam wiele przypadków, gdzie nastolatki same przyznały, że chciałyby z kimś porozmawiać. I to nie jest dowód na to, że dziecko przestało kochać swojego rodzica albo że przestało mu ufać. Ono po prostu czasem potrzebuje porozmawiać z kimś obcym, bo np. nie chce zranić bliskich. Depresja nie dotyka jedynie dzieci z patologicznych rodzin. Może zachorować nawet wówczas, kiedy wszystko dzieje się pozornie dobrze. Ból przechodzenia z dzieciństwa w dorosłość jest takk trudny, że nie każde dziecko sobie z tym radzi.
Czytaj też: Moje dziecko choruje na depresję. Jak mogę mu pomóc?
Doprecyzujmy. Czy nastolatek sam może szukać pomocy? Czy potrzebna jest zgoda rodziców?
Do 17. roku życia, nastolatek musi otrzymać zgodę rodziców. Chyba że mamy do czynienia z jakąś dramatyczną, zagrażającą sytuację przemocy czy molestowania.
A jeśli padnie ta straszna diagnoza: depresja. Jak wspierać swoje dziecko, żeby dodatkowo nie obarczać go problemami?
Depresja jak każda choroba przewlekła dotyka wszystkich bliskich. Oni też muszą otrzymać wsparcie i radę, jak mają się w tej trudnej sytuacji zachowywać. Psychoterapia nastolatka to nie tylko spotkania indywidualne, ale także te z rodzicami. Zdarza się, że któryś z rodziców też potrzebuje psychoterapii czy wsparcia.
A jaka zazwyczaj jest reakcja na taką diagnozę?
Bardzo często to jest ulga, że już wiadomo, o co chodzi. Obserwuję dużą zmianę. Nastolatki nie boją się już psychologa i psychoterapeuty, ani diagnozy. Social media to nie jest samo zło, ale też dużo dobrych treści. Nastolatki wiedzą już, że na depresję zapadają także osoby lubiane, gwiazdy, ich idole. Czytają różne artykuły, są na forach. Oswoiły ten temat. Myślę, że są bardziej otwarci niż dorośli.
Psychologowie biją na alarm, że depresja dotyka dzieci i nastolatków coraz częściej. Możemy liczyć, że przyszłym pokoleniom będzie łatwiej, czy przeciwnie?
Na razie mówi się, że zagraża nam pandemia depresji jako efekt tego, co dzieje się dookoła. Ale ja jestem z natury optymistką. Coraz więcej mówi się o tym, że depresja jest powszechna. O profilaktyce zdrowia psychicznego, o dbaniu o kondycję fizyczną, o tym, jak sobie radzić z kryzysem. Myślę, że w konsekwencji nastąpi pozytywna zmiana.
Czy środowisko, świat, w jakim żyjemy, akceptuje ludzi chorych na depresję?
Myślę, że coraz bardziej tak. Ale mamy jeszcze wiele do zrobienia, żeby depresja i inne problemy ze zdrowiem psychicznym przestały być tabu.
A co by powiedziała pani ludziom, którzy uważają, że depresja bierze się stąd, że nie mamy większych problemów?
Myślę, że jesteśmy słabsi psychicznie, że nasze umysły są bardziej narażone na nadmiar bodźców, nie bez znaczenia jest też zanieczyszczenie środowiska. Depresja była zawsze tylko nikt nie zwracał na nią uwagi. Trochę na zasadzie: „maszeruj albo giń”. Ale też jest tak, że kiedy walczymy o przetrwanie, o to, żebyśmy mieli co zjeść, nie zastanawiamy się nad naszym zdrowiem psychicznym. To nie oznacza, że nie jesteśmy w stanie depresji.