
„Codziennie odbieramy po 200–300 telefonów” – rozmowa z Anną Morawską, konsultantką Telefonu Zaufania
Przejście z roli dziecka w rolę dorosłego to ciężkie wyzwanie. Czasem potwornie boli, szczególnie jeśli dziecko tę drogę w dorosłość pokonuje bez prawdziwego wsparcia kogoś z dorosłych. Rozmowa z Anną Morawską, konsultantką Telefonu Zaufania 116 111 w Fundacji „Dajemy Dzieciom Siłę”
Igor Nazaruk i Magdalena Felis: Mówi się, że „kiedyś było jakoś fajniej”. W tych czasach, kiedy byliśmy dziećmi. Nie chodziliśmy do psychologów, nie potrzebowaliśmy telefonów zaufania i jakoś żyliśmy.
Anna Morawska: Ale czy faktycznie tak było? Czy to raczej nasza tendencja do idealizowania przeszłości, zwłaszcza dzieciństwa? Z drugiej strony coraz powszechniejsze staje się wśród nas, dorosłych, korzystanie z pomocy psychologa, terapeuty, również psychiatry. Ale może gdybyśmy w dzieciństwie nie musieli sobie ze wszystkim radzić i „brać się w garść”, gdybyśmy mieli możliwość skorzystania ze wsparcia psychologicznego w razie potrzeby, to dziś byśmy go nie potrzebowali aż tak bardzo? Być może mielibyśmy też większą zdolność do wspierania własnych dzieci?
Depresja u nastolatka może wyglądać jak bunt
W naszym pokoleniu dzieci wysyłane były do psychologa zazwyczaj za karę. Prawie jak do poprawczaka.
I to przekonanie wciąż, niestety, pokutuje. Co gorsze, ponieważ sami dorastaliśmy z brakami, z których nie zdawaliśmy sobie sprawy, dziś jako rodzice często nie umiemy rozmawiać z naszymi dziećmi, kiedy przechodzą kryzys.
I kiedy nie mają w nas oparcia, dzwonią do waszego Telefon Zaufania?
Codziennie odbieramy około 200, 300 połączeń.
Kto najczęściej dzwoni?
Nastolatkowie od 13. do 19. roku życia, najczęściej w wieku 15–17 lat, ale coraz częściej zdarzają się młodsi rozmówcy, nawet 10-latkowie w kryzysie, z przedłużającym się obniżonym nastrojem, prawdopodobnie w depresji, z myślami samobójczymi albo już z takim zamiarem. Dla nas, konsultantów, to ogromne wyzwanie, bo percepcja rzeczywistości u tak młodych osób jest zupełnie inna niż u starszych nastolatków. Dużo w niej jeszcze takiej dziecięcej naiwności, która w zestawieniu z doświadczanymi trudnościami daje ogrom cierpienia, dezorientacji i zagubienia.
A jaki wpływ miała pandemia koronawirusa i zamknięcie szkół?
Zmalała liczba połączeń, bo – jak zgłaszali nam młodzi ludzie – coraz trudniej było im zapewnić sobie prywatność i odpowiednie warunki do takiej rozmowy. Za to wzrosła liczba wiadomości i interwencji ratujących życie i zdrowie.
Dlaczego coraz więcej dzieci decyduje się na tak radykalny krok jak próba samobójcza? Jesteśmy na drugim miejscu w Europie pod względem samobójstw nastolatków. Z danych policyjnych wynika, że codziennie jest podejmowana co najmniej jedna udana próba. Wyobraźmy to sobie: to tak, jakby w ciągu roku znikła z Polski średniej wielkości szkoła. Coraz częściej słyszy się też straszne określenie: „moda na samobójstwo”.
Podobnie niesprawiedliwe jest określenie „samookaleczenia dla atencji”. Zastanówmy się: czy ktoś, kto dobrze funkcjonuje i radzi sobie w życiu, podjąłby próbę odebrania sobie życia z powodu mody? Zazwyczaj to wynik ogromnej bezsilności, bezradności i trwania w przekonaniu, że nie ma innego sposobu na koniec cierpienia. Czasami młoda osoba, która decyduje się na taki krok, już wielokrotnie przeżyła zawód, próbując szukać pomocy. I myśli, że tylko tak może wystarczająco dobitnie pokazać, że jej potrzebuje. Próby samobójcze młodych osób są wyrazem wszechogarniającej rezygnacji i rozpaczliwym krzykiem o pomoc.
Dlaczego nie reagujemy w porę?
Często jest tak, że im bardziej dziecko potrzebuje pomocy i to sygnalizuje, tym bardziej rodzic próbuje to wyprzeć. Dlaczego? Bo to są bardzo obciążające emocje i rodzicom jest potwornie trudno przyznać, że sytuacja jest aż tak poważna. Z drugiej strony młodym osobom też nie jest łatwo o tym mówić, a sygnały, które wysyłają, nie są tak czytelne dla otoczenia, jakby chcieli. Z tego względu tak ważne jest, aby od samego początku budować więź z dzieckiem – tworzyć przestrzeń do wysłuchania, rozmowy. To daje największą szansę na to, że dziecko powie nam o swoich trudnościach i my te jego słowa usłyszymy.
A wcześniej na co trzeba uważać?
Najogólniej mówiąc: na zmiany w zachowaniu dziecka. Że jest przygaszone, smutne, że narzeka na brak sił i utrzymujące się zmęczenie, że nie chce wstać rano do szkoły, a jak wraca, to leży na kanapie. Na pogarszające się stopnie, narzekanie na koncentrację, brak apetytu, trudności ze snem, drażliwość.
Czyli tak naprawdę na to wszystko, na co rodzice najczęściej narzekają.
Właśnie! Rodzice uskarżają się, jakie trudne stało się ich dziecko, w nieuzasadniony sposób zakładając, że jakikolwiek człowiek z własnej woli wybiera stan, w którym jest ciągle zmęczony, smutny i nie radzi sobie z życiem. To nie jest wybór, tylko przejaw trudności.
To jak pokazać naszym nastolatkom, że rozumiemy?
Najpierw naprawdę spróbować ich wysłuchać. Pokazać im, że jesteśmy i czekamy, aż będą chcieli z nami porozmawiać. Że jesteśmy gotowi do tego, żeby poszukać z dzieckiem rozwiązań. Ważne, żeby nie bagatelizować sytuacji stwierdzeniami: „Będzie dobrze, przetrwasz to”. Albo wyświechtanym: „Inni mają gorzej”. Kiedy konsultant pyta młodą osobę, która dzwoni do Telefonu Zaufania: „Jak twój rodzic mógłby zareagować?”, bardzo często słyszy: „Mama powie, żebym się ogarnęła, że inni mają gorzej, że dorośli to dopiero mają problemy”. Dzieci nie chcą usłyszeć takich uwag do tego stopnia, że wolą być ze swoimi przeżyciami same.
Ale czasem jest tak, że próbujemy, staramy się, czekamy, a oni zamykają przed nami drzwi.
Musimy sobie uświadomić, że nasze dzieci będą zamykać przed nami drzwi i będą się odcinać. I reagować w taki sposób, który wywoła w nas, rodzicach, bezradność. Nasze dzieci mają wiele obszarów swojego funkcjonowania i do części z nich rodzic może nie mieć wstępu. To jest przestrzeń prywatna młodej osoby i to jest w porządku.
Są też obszary, do których rodzic ma wstęp tylko jako zaproszony gość – a dostanie zaproszenie, jeżeli młody człowiek poczuje się na tyle bezpiecznie w kontakcie z rodzicem, żeby go wpuścić. Ale nawet wtedy nie jesteśmy w stanie ochronić naszego dziecka przed jego trudnymi emocjami czy bolesnymi przeżyciami.
Trudno sobie wyobrazić, żeby dorastanie mogło przebiegać zupełnie bezboleśnie.
Przejście z roli dziecka w rolę dorosłego to jest potwornie ciężkie wyzwanie. Czasem musi boleć. My, dorośli, nie uchronimy naszych dzieci przed tym bólem, ale możemy im towarzyszyć. Nie oceniać, nie dawać gotowych rozwiązań, tylko akceptować i towarzyszyć. Nie oznacza to jednak, że rodzic ma nic nie robić, tylko słuchać. I to jest chyba największe wyzwania dla rodzica – wyczuć, czy dziecko potrzebuje jedynie wysłuchania i towarzyszenia, czy również podjęcia przez nas konkretnych działań. Być może jednak w większości przypadków wystarczyłoby po prostu dziecko o to zapytać.
Nasze nastolatki coraz odważniej – przynajmniej w niektórych środowiskach – mówią o swojej tożsamości seksualnej. Czy to nie jest nowy temat dorastania, ale też problemów z samoakceptacją?
Ten temat coraz częściej pojawia się podczas rozmów w Telefonie Zaufania, bo osoby nieheteronormatywne nabierają odwagi, żeby o swojej tożsamości mówić. To efekt inicjatyw i ruchów społecznych, które walczą o prawa mniejszości seksualnych. Ale musimy też pamiętać, że im mocniejsze są te ruchy, tym mocniejsza jest na nie reakcja. Coraz więcej młodych osób dzwoni i pisze do nas o tym, z jak wielkim lękiem i napięciem się mierzą. Jak bardzo boją się reakcji swojej rodziny. To są grupy bardzo narażone na depresję i podejmowanie działań zagrażających życiu – pamiętajmy o tym, zanim ocenimy nasze dziecko, które zebrało się na odwagę, żeby powiedzieć nam o swojej orientacji seksualnej.
A jeśli wszystko zawodzi? Głośna książka „Szramy” Witolda Beresia i Janusza Schwertnera opisuje przypadki, kiedy stan psychiczny dzieci jest już tak zły, że nie ma mowy o żadnym kontakcie. Ratunku szuka się w szpitalu psychiatrycznym, ale polska psychiatria dziecięca jest w tak złym stanie, że nie może pomóc wszystkim.
To prawda. Psychiatria dziecięca wymaga wielu zmian, bo nie funkcjonuje teraz na skalę odpowiadającą potrzebom. Niezwykle trudno jest dostać się do psychiatry dziecięcego, bardzo długo trzeba czekać. Czasem za długo. Mimo to cały czas są sytuacje, kiedy pobyt w szpitalu psychiatrycznym jest najlepszym wyjściem dla młodej osoby. To również zdanie wielu młodych, którzy taki pobyt mają za sobą.
Będzie lepiej?
Widzę szansę na to, żeby ta pomoc psychologiczna i psychiatryczna była coraz lepsza i lepiej dostępna. Powstają Środowiskowe Centra Zdrowia Psychicznego dla dzieci i młodzieży, które dają kompleksowe wsparcie, z którego można skorzystać bez żadnych skierowań. Nasz Telefon Zaufania 116 111 od marca tego roku jest czynny całą dobę, przez całą dobę można również wysyłać do nas wiadomości. 15 lat temu to było nie do pomyślenia, aby dziecko o każdej porze dnia i nocy mogło wziąć do ręki telefon i porozmawiać ze specjalistą. Możemy narzekać na to, jak jest źle, albo dostrzegać działania dążące do zmiany na lepsze i je wspierać.
Może w tym miejscu warto by było również docenić dzisiejszą młodzież. Zauważmy, że młode osoby są coraz bardziej świadome i często dużo robią, aby „doholować” się do momentu, w którym dostaną pomoc lub będą w stanie po nią sięgnąć. Wbrew pozorom dużo czerpią w tym czasie z internetu, relacje, które młodzi zawierają przez internet, ale też treści, które tam znajdują, mogą czasem uratować życie. To nie tylko „siedzenie z nosem w komórce”. Możemy też sami podrzucać naszym dzieciom wartościowe teksty w internecie.
Z doświadczenia wiemy, że nasi nastolatkowie często z zasady odrzucają to, co im proponujemy, ufając tylko własnym odkryciom albo temu, co polecają koledzy.
To wtedy my spróbujmy obejrzeć, przeczytać to, co fascynuje nasze dziecko. Zamiast na wstępie oceniać. Możemy być pozytywnie zaskoczeni. Jestem przekonana, że jeśli się postaramy, zawsze będzie szansa, żeby spotkać się w połowie drogi.