
Jennifer Aniston wróciła w wielkim stylu w serialu „The Morning show”
Po 15 latach od ostatniego sezonu „Przyjaciół” Jennifer Aniston wróciła do telewizji. W serialu „The Morning Show” walczy z seksizmem, ageizmem, załamaniem kariery, rozpadem rodziny. Nigdy nie przestała być gwiazdą, ale teraz przypomniała, że jest również genialną aktorką.
Jej pojawienie się na Instagramie spowodowało zawieszenie aplikacji. Jeszcze nikt w historii nie zyskał tylu obserwatorów w tak krótkim czasie. Dziś, po dwóch miesiącach od założenia konta, Jennifer Aniston ma ich blisko 20 milionów. Ta popularność jest zaskakująca – to aktorka jednej roli, do tego telewizyjnej. Może dlatego przyzwyczailiśmy się śledzić jej życie, jakby była bohaterką opery mydlanej? Próbowała się przed tym bronić. Bezskutecznie. Teraz postanowiła zawstydzić nas wszystkich. Rolą Alex w serialu „The Morning Show” pokazuje, jak naprawdę wygląda życie kogoś, kto wszystkie swoje zawodowe porażki i prywatne dramaty ogląda w krzywym zwierciadle mediów.
Rachel z „Przyjaciół” wraca do telewizji jako Alex w „Top of the Morning”
Jennifer Aniston długo szukała dla siebie odpowiedniej roli. Kiedy trzy lata temu zgodziła się wrócić do telewizji i zagrać w serialu na podstawie książki „Top of the Morning”, napisanej przez dziennikarza telewizyjnego Briana Steltera, Harvey Weinstein był jeszcze najbardziej wpływowym producentem Ameryki z szansą na kolejnego Oscara. Stacje i platformy streamingowe stoczyły o ten serial chyba największy bój w historii współczesnej telewizji. Każdy chciał mieć w ofercie produkcję, w której w głównych rolach spotykają się Jennifer Aniston i Reese Witherspoon, dwie wielkie gwiazdy Hollywood, a prywatnie przyjaciółki, które przed kamerą spotkały się wcześniej tylko raz – grając siostry w kultowym serialu „Przyjaciele”. Ostatecznie wygrała świeżo powstała platforma Apple TV+, a serial „The Morning Show” miał się stać jej pierwszym flagowym hitem. I właśnie wtedy, kiedy podpisano stosowne umowy, a pieniądze popłynęły z kont na konta, światem wstrząsnęło #MeToo. Najpierw był Weinstein, a chwilę potem ruszyła lawina: Steven Seagal, Louis C.K., R. Kelly i Matt Lauer, dziennikarz prowadzący poranny show „Today”, a zarazem pierwowzór serialowego partnera Jennifer Aniston. Producenci, w tym obie aktorki, zdecydowali, że trzeba napisać scenariusz od nowa, pokazując w nim faktyczną sytuację show-biznesu, sukcesy, ale też niebezpieczeństwa, jakie niesie za sobą kobieca rewolucja.
W efekcie powstał serial aktualny, pokazujący nie tylko pozytywne aspekty rewolucji #MeToo, ale też jej skutki uboczne, jak choćby „kulturę skreślania” [z ang. cancel culture – red.]. Napisany na nowo scenariusz „The Morning Show” zaczyna się sceną, w której grany przez Steve’a Carella telewizyjny partner Jennifer Aniston zostaje publicznie oskarżony o molestowanie koleżanek z pracy.
W jednej chwili, zanim zostaną postawione mu jakiekolwiek zarzuty, traci pracę, rodzinę i całe swoje dotychczasowe życie. Chociaż kilka scen później przyznaje się do romansów, to nie przyznaje się do winy – twierdzi, że nigdy nie był stroną inicjującą relację, nigdy nie zrobił niczego wbrew czyjejkolwiek woli, jego romanse nigdy nie miały też wpływu na stosunki w pracy. Wiemy, że jest winny – jak setki innych narcystycznych mężczyzn, którzy osiągnęli sukces i uważają, że marzeniem każdej kobiety jest wskoczyć im do łóżka. Ale czy kara – publiczna infamia, bezrobocie, bankructwo, przekreślenie dorobku – jest współmierna do winy? To pytanie powraca w serialu nie raz, co czyni go chyba najbardziej odważnym obrazem (nie tylko telewizyjnym) ukazującym nową rzeczywistość, w której żyjemy.
Seksizm, ageizm i samotność
Jennifer Aniston pracuje w show-biznesie od 20. roku życia. Startowała od zera, jako nikomu nieznana córka włosko-greckich imigrantów. W 2005 roku pracowała z Harveyem Weinsteinem przy thrillerze kryminalnym „Wykolejony”. Czy wtedy i później podczas 30-letniej kariery w show-biznesie doświadczyła molestowania? „Nikt nigdy nie próbował mnie molestować” – twierdziła w rozmowie z dziennikarzem z „The Guardian”, ale już chwilę później przyznała, że słyszała seksistowskie uwagi od agentów, reżyserów i producentów filmowych. „Wielokrotnie sugerowano mi, że na moje miejsce czekają inne aktorki, gotowe zrobić dla roli więcej”. Weinstein z kolei próbował zmusić ją, aby na premierę „Wykolejonych” włożyła sukienkę projektu jego ówczesnej żony, Georginy Chapman, współzałożycielki firmy Marchesa. Odmówiła. To wystarczyło, aby producent skreślił ją z listy swoich ulubienic na dobre.
Alex, serialowa bohaterka Aniston, też potrafi być asertywna, chociaż trudno oprzeć się wrażeniu, że życie rzuca jej same kłody pod nogi. W kolejnych odcinkach „The Morning Show” mierzy się nie tylko z utratą partnera i najbliższego przyjaciela, ale dowiaduje się również, że sama była na telewizyjnej liście „do wymiany”. Bo się zużyła, bo jest za stara, bo jej 50-letnia twarz nie przyciąga już reklamodawców. Szefowie stacji, bez wyjątku mężczyźni, nie ukrywają nawet, że się z Alex nie liczą, chociaż przez ponad 15 lat współprowadziła najpopularniejszy poranny program w Ameryce, a jej 20-metrowa podobizna wisi w centralnym punkcie Times Square. Alex żyje w izolacji od świata, jak na gwiazdę przystało, jest chronicznie zapracowana, zmaga się z poczuciem winy względem bliskich, jej małżeństwo właśnie się rozpada, a relacje z córką stają się coraz trudniejsze. W skrócie: walczy z seksizmem, ageizmem i samotnością. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Aniston opowiada nam w tym serialu o sobie.
„Oczywiście, widzę w tej postaci siebie – przyznaje w rozmowie z „The New York Times”. – Od lat jestem rozpoznawalną gwiazdą, nie mogę ot tak wyjść z domu, żeby napić się kawy, chociaż od czasu »Przyjaciół« nie zagrałam żadnej ważnej roli. Na dwie dekady zostałam uwięziona w postaci Rachel, chociaż wielokrotnie próbowałam się od niej uwolnić. Poniosłam też w życiu kilka zawodowych porażek. Mam za sobą nieudane związki, których rozpad stał się publiczną rozrywką. Dlatego rola Alex jest dla mnie takim wyzwaniem – zdobyłam już doświadczenie niezbędne do tego, żeby zagrać prawdziwie dramatyczną rolę”.
Niskobudżetowe film i głośny rozwód z Bradem Pittem
Od czasu ostatniego sezonu „Przyjaciół” Jennifer Aniston próbowała powrócić w kilku niezależnych, niskobudżetowych produkcjach, ale żadna z nich nie przyniosła zamierzonego efektu. Do dziś, a dla niektórych zapewne już na zawsze, pozostała rozbrajającą Rachel Green, która zmieniła kierunek studiów, bo przed budynkiem psychologii nie było parkingu, a w końcu została kelnerką w Central Parku. Która uciekła Barry’emu sprzed ołtarza, bo wciąż kocha Chipa, chociaż pod nosem ma wielbiącego ją Rossa. Która przez kolejne dziewięć sezonów będzie się z Rossem spotykać i rozstawać, aż w końcu urodzi mu córkę, a w ostatniej scenie ostatniego odcinka wraca do niego „już na zawsze”. Nie starczy tu na miejsca na to, żeby wytłumaczyć fenomen tego serialu, ale ręka do góry, kto go nie kocha!
Co do nieudanych związków – Jennifer Aniston rozstała się w zeszłym roku z mężem, aktorem Justinem Theroux, ale mówiąc o publicznej rozrywce, miała raczej na myśli rozwód z Bradem Pittem. W 2005 roku, po pięciu latach małżeństwa, porzucił ją dla Angeliny Jolie, z którą miał drobiazgowo opisywany romans na planie filmu „Mr. & Mrs. Smith”. To właśnie od tego czasu media traktowały Jennifer Aniston bardziej jak bohaterkę opery mydlanej niż osobę przeżywającą prywatną tragedię. Czy to prawda, że nie chciała mieć dzieci? Czy w ogóle może mieć dzieci? Jest w ciąży czy tylko przytyła? A jeśli jest, to z kim? Dlaczego jest singielką? Czy rozstała się z drugim mężem, bo wciąż kocha Brada? I tak w nieskończoność.
Nie musimy być żonami ani matkami
„Na początek: nie jestem w ciąży – pisała w płomiennym tekście dla witryny internetowej Huffington Post w 2016 roku. – I mam już dość. Dość kontrolowania mojego życia, chociaż dla mediów stało się to już sportem, dość zawstydzania mnie pytaniami, dlaczego przytyłam, które pojawiają się codziennie pod przykrywką rzetelnego dziennikarstwa i powoływania się na I poprawkę do konstytucji. Bardzo długo mówiłam sobie, że tabloidy są jak komiksy, których nie należy traktować poważnie. Ale tak naprawdę moja rzeczywistość to prześladowanie i uprzedmiotowienie, których doświadczam od wielu lat. Sposób, w jaki opisują mnie media, odzwierciedla wypaczony sposób, w jaki obliczamy wartość kobiety. Oto, co mam na ten temat do powiedzenia: my, kobiety, jesteśmy wartościową całością zarówno z partnerem, jak i bez niego, z dzieckiem i bez dziecka. Same decydujemy, co jest piękne, jeśli chodzi o nasze ciała. Ta decyzja należy do nas i tylko do nas. Nie musimy być żonami ani matkami, aby czuć się spełnione. Same określamy własne »długo i szczęśliwie«”.
Czy to już ten moment? Jennifer Aniston skończyła właśnie 51 lat. Jest singielką, nie ma dzieci. Założyła firmę producencką, która ma w statucie opowiadanie „mocnych historii o silnych kobietach”. Po blisko 25 latach przerwy wróciła w wielkim stylu do telewizji, a jej serial odniósł sukces. Właśnie zaczyna zdjęcia do nowego serialu Netflixa, w którym zagra pierwszą amerykańską prezydentkę lesbijkę („First Ladies”). A w tym tekście imienia „Rachel” użyłam tylko dwa razy.
Tekst ukazał się w „Urodzie Życia” 1/2020