
„Super jest zagrać Marylę!” – mówi Karolina Piechota, którą zobaczymy w serialu „Osiecka”
Już 25 grudnia Telewizja Polska pokaże pierwszy odcinek długo oczekiwanego serialu „Osiecka”. Na ekranie mnóstwo znajomych postaci. Oprócz Agnieszki Osieckiej, którą zagrają Magdalena Popławska i Eliza Rycembel (we wczesnej młodości), zobaczymy też Marka Hłaskę, Jeremiego Przyborę, Elżbietę Czyżewską I oczywiście Marylę Rodowicz, którą z Agnieszką Osiecką połączyła przyjaźń i wiele niezapomnianych piosenek. W jej postać wcieliła się Karolina Piechota.
Anna Zaleska: Pierwsza myśl, gdy dostała pani rolę Maryli Rodowicz?
Karolina Piechota: Wow, jakie to super!
Wie pani, z kim walczyła o tę rolę?
Casting został tak zorganizowany, że nie miałam pojęcia, z kim rywalizuję. Nie było więc presji, że widzę inne kandydatki i muszę stanąć do rywalizacji. Bardzo sympatycznie to wszystko przebiegało.
Na pewno ważne było to, że pani jest nie tylko aktorką, ale też wokalistka?
Tak, myślę, że to był istotny składnik sukcesu. Mam w dorobku dużo piosenek, w których grałam ekscentryczne wokalistki i diwy. Śpiewałam między innymi piosenki Violetty Villas, Marylin Monroe, Cyndi Lauper i właśnie Maryli Rodowicz. Na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu wykonałam „Arię hrabiny” Stanisława Moniuszki. Na scenie zawsze bliżej mi było do barwnego ptaka niż melancholijnej, drobnej pieśniarki. Teraz myślę, że każdy krok, który podejmowałam w swojej twórczości, prowadził mnie w stronę takiej choćby roli jak Maryla Rodowicz. Czy to była piosenka aktorska, czy mój One Woman Show Lady ViVi.
Jaka będzie Maryla Rodowicz w pani wykonaniu?
Gram młodą Marylę, to są lata 70. i 80. Wchodząc na plan serialu, myślałam o tym, czy jesteśmy do siebie podobne, czy byśmy się polubiły, gdybyśmy miały możliwość poznania, jakie mamy punkty wspólne? Co nas łączy? Dużo też czytałam o swojej bohaterce, oczywiście. Wywiady z nią, opowieści innych ludzi czy wypowiedzi jej samej o sobie. Wyłoniła się z nich postać kobiety, która kocha życie, jest spontaniczna, pełna radości. Jakby celebrowała fakt, że jest na tym świecie. Poza tym kocha wysokich mężczyzn, lubi jeść i jest blondynką w dobrym tego słowa znaczeniu.
Maryla Rodowicz w młodości bardzo lubiła modę, mówiło się o niej, że ma najlepsze ciuchy w Warszawie. Jak się pani czuła w hippisowskich lookach z lat 70.?
Super! Dawno nie nosiłam takich ubrań w stylu hippie, zachwyciłam się nimi. Ujęło mnie to bardzo, że Maryla Rodowicz tak jak ja bardzo lubi kolory, trzeba mieć do tego wyobraźnię. Fajne kapelusze to teraz moja ulubiona część garderoby, choć pewnie nie mam takiej kolekcji jak Maryla.
Kiedy myślę o ważnych momentach ze wspólnej biografii Maryli Rodowicz i Agnieszki Osieckiej, nasuwa się na przykład festiwal w Sopocie z 1973 roku z utworem „Małgośka”. „Kiedy Maryla śpiewała „Małgośkę”, byłam w siódmym nie niebie”, pisała Osiecka.
W serialu będą te najważniejsze kultowe koncerty. Jako Maryla Rodowicz miałam szczęście stanąć na scenie i w Sopocie, i w Opolu. To zawsze było moim wielkim marzeniem w dzieciństwie, stanąć w świetle reflektorów. Zabawne, jak marzenia potrafią się spełnić (śmiech)
Jak pani widzi relację między Marylą Rodowicz i Agnieszką Osiecką?
Ja skupiłam się przede wszystkim na tym, dlaczego dwie tak różne osoby tak bardzo do siebie lgnęły. Najwyraźniej jakoś dopełniały się wzajemnie. Moim zdaniem Agnieszka Osiecka cieszyła się Marylą Rodowicz, jej obecnością, nawet jej widokiem. A Maryla rozpływała się w tej uwadze. Czasem po prostu kocha się kogoś za to, jakim jest. Ta druga osoba zaś ceni sobie to, że może być sobą. Jeśli twoją przyjaciółką jest tak znakomita poetka i tak nadzwyczajnie mądra osoba jak Agnieszka Osiecka, to tym bardziej można przy niej poczuć wewnętrzną wolność.
W wywiadzie dla „Urody Życia” Maryla Rodowicz mówiła, że z Agnieszką zawsze było jak w filmie. Wspólne wyjazdy do Bułgarii autokarem Orbisu, przechodzenie przez płot, żeby dostać się na plażę Grand Hotelu i patrzeć na księżyc nad Sopotem…
Zastanawiam się, która z pań była bardziej szalona. Jedna miała pomysł, a druga za nim szła i wypełniała go jeszcze sobą. Ale na ten temat na pewno sama pani Rodowicz więcej mogłaby opowiedzieć. Może kiedyś będę miała okazję ją poznać i posłuchać.
Maryla Rodowicz mówi: „To intrygujące, że ktoś będzie mną na ekranie”. To chyba dodatkowa trudność grać realną postać, która w dodatku zapowiedziała, że będzie ten serial oglądać?
Starałam się o tym nie myśleć, bo cóż to za ogromna odpowiedzialność! Uznałam, że najważniejsze będzie, gdy skupię się na zagraniu relacji między Marylą Rodowicz i Agnieszką Osiecką i to starałyśmy się z Magdą Popławską jak najlepiej ukazać.
Znów zacytuję Marylę Rodowicz: „Tego się od Agnieszki nauczyłam. Żeby nie dawać się smutkowi. Oczywiście na początku życiowej dramy nie jest tak łatwo, ale w końcu przychodzi moment, kiedy już można trochę z tym smutkiem odpuścić”.
Niesamowite, bo to przecież Agnieszka Osiecka wydawała się osobą bardziej melancholijną, smutną, a uczyła innych, by nie dawać się smutkowi. Z kolei Maryla Rodowicz jest kojarzona z radością, a potrzebuje usłyszeć, że ze smutkiem trzeba odpuścić. Może więc jedna była na pozór radosna, a wewnątrz siebie nosiła dużo smutku, a druga pisała smutne teksty, ale potrafiła cieszyć się życiem, chwytać chwile? Z aktorstwem jest trochę jak z malowaniem, nie wszystko można dookreślić, zdefiniować.
W których piosenkach najlepiej się pani odnajdowała?
Pierwsza to „Damą być”. Ta piosenka towarzyszy mi od momentu, w którym stałam się aktorką. Dzięki niej dostałam się od szkoły aktorskiej. Bardzo mi się podobało, jak Maryla Rodowicz ją śpiewa, czułam, że to pasuje do mojej ekspresji. Uwielbiam też „Niech żyje bal”, „Sing Sing”, „Wariatka tańczy”. No i bardzo lubię „Małgośkę”. Jest w tej piosence coś, co mnie denerwuje, i zarazem coś, co mnie zachwyca. Jak dobre perfumy, które mają jednocześnie podobać się i drażnić.
Drogi obu pań zaczęły się rozchodzić, gdy Maryla Rodowicz została mamą i nie była już tak dobrym kompanem do przygód.
Tak, to też czuć w utworze „Niech żyje bal”, który symbolicznie kończy pewien etap w ich życiu. Słychać w nim już dojrzałość. Gdy wchodziłam na plan serialu, sama przed rokiem zostałam mamą i ten okres w życiu kobiety bardzo dobrze rozumiem. Bardziej musiałam się przygotować do czasów „Małgośki”, mentalnie wrócić do własnej szalonej młodości. Przyjemnie przypominać sobie, jak się żyło będąc taką beztroską dziewczyną.