
Jest ikoną na miarę Marilyn Monroe – tylko wybiera lepsze filmy. Sezon na Scarlett trwa
Lubię brutalne kino. Takie smakuje mi najbardziej”, mówi Scarlett i bynajmniej nie ma na myśli serii „Avengers”. „Wiecie, o co mi chodzi? O prawdziwą brutalność w pokazywaniu emocji, uczuć, tego, co skrywamy i czego się wstydzimy. Takie scenariusze to dla aktora prawdziwe bogactwo. I właśnie takie kino chcę robić. Brzydkie, krępujące, fascynujące. Reszta to puch marny”. Mowa oczywiście o „Historii małżeńskiej”, ale równie bezkompromisowym kinem jest film „Jojo Rabbit”, w którym wciela się w matkę chłopca należącego do Hitlerjugend, która ukrywa w domu żydowską dziewczynkę. „Matka hitlerowca? Musiałam to zagrać”, żartowała, nawiązując do swoich żydowskich korzeni.
Pierwszy z tych filmów przyniósł jej zachwyt krytyków i przypomniał nam, że jest genialną aktorką dramatyczną. Drugi pokazał, że fantastycznie sprawdza się także w rolach komediowych i nie boi się kontrowersyjnych projektów.
Sofia Coppola, Spike Jonze i nowa Marilyn Monroe
Każda z nas ma zapewne swój najważniejszy film ze Scarlett Johansson w roli głównej. Dla większości będzie to „Między słowami” w reżyserii Sofii Coppoli, gdzie stworzyła wzruszający duet z Billem Murrayem i udowodniła, że jest wielką aktorką młodego pokolenia. W pierwszej scenie tego filmu widzimy zbliżenie na pupę Scarlett. Na tak przewrotny pomysł mogła wpaść tylko kobieta – chociaż 18-letnia wówczas aktorka gra tu młodą, piękną, seksowną i znudzoną podróżowaniem żonę zdolnego reżysera, to ani przez sekundę nie traktujemy jej jak „fajnej pupy”. Chociaż jej problemy mogą wydawać się nam banalne i głupie – kto nie chciałby spędzić kilku tygodni w Japonii?! – to od początku widzimy w niej samotnego człowieka. I właśnie to najlepiej świadczy o wyjątkowości Scarlett Johansson – niezależnie od tego, jaką kobietę gra, to na ekranie zawsze widzimy po prostu człowieka.
Po tym filmie krytycy i fani okrzyknęli ją zgodnie nową Marilyn Monroe. Komplementowali jej pełne usta, seksowny głos, szukali fizycznych podobieństw do ikony kina. Ale Scarlett wymyka się takim etykietom, a kolejnymi rolami pokazała, że seksapil nie jest jej aktorskim narzędziem. Chętnie wciela się w postaci przeciętnych kobiet, które zmagają się z bliskimi nam problemami. Nie ma w sobie nic z dawnych gwiazd kina, które publicznie pokazywały się tylko w pełnym makijażu i marzyły o tym, żeby do pięćdziesiątki grać seksbomby. Scarlett prywatnie nie rozstaje się z dżinsami i na tyle rzadko pokazuje się w wydekoltowanych sukienkach, że podczas tegorocznej gali rozdania Oscarów zaskoczyła wszystkich tatuażami. Nikt nie spodziewał się, że ma ich aż tyle!
Moim zdaniem najwybitniejszą rolę stworzyła w filmie „Ona” Spike’a Jonze’a. To zresztą odpowiedź reżysera na „Między słowami”. Sofia Coppola i Spike Jonze byli małżeństwem, w obu tych filmach opowiadają o rozpadzie ich związku ze swojej perspektywy i w obu centralną postacią jest Scarlett. Tutaj gra Samanthę, głos intuicyjnego systemu operacyjnego telefonu, z którym zaprzyjaźnia się pogrążony w depresji Theodore (Joaquin Phoenix). W obliczu ostatnich oscarowych wyczynów Phoeniksa trudno wyobrazić sobie, że sam głos aktorki może stanowić konkurencję dla jego kreacji. Ale tak właśnie dzieje się w filmie „Ona”. Samantha nie ma świadomości, że jest tylko głosem. Uważa siebie za taką samą istotę, jak Theodore. Ma genialne poczucie humoru, rozległą wiedzę, ale – chociaż bardzo się stara zrozumieć Theodore’a – brakuje jej współczucia i empatii. Z całych sił stara się go pocieszyć, lecz nieświadomie go rani.
Gdyby nie to, że organizatorzy Oscarów i Złotych Globów postanowili wykluczyć ją z konkursu, bo nie pojawia się fizycznie na ekranie, wygraną miałaby w kieszeni. Ale taki już jej pech – jest jedną z największych gwiazd Hollywood i Broadwayu, stworzyła wiele niezapomnianych ról, jednak do dziś nie dostała żadnej z tych nagród.
Zupełnie oddzielną kategorię ról stworzyła w filmach Woody’ego Allena. Zagrała w aż trzech, co robi z niej już „aktorkę Allena” na równi z Diane Keaton i Mią Farrow. Szczytem jej współpracy z Allenem była komedia romantyczna „Vicky Cristina Barcelona” (2008). Scarlett angażuje się tu w trójkąt miłosny z Javierem Bardemem i Penelope Cruz. Wszyscy troje zachwycają, a Penelope stworzyła tu chyba swoją najwybitniejszą kreację, wcielając się w ekstrawertyczną, szaloną i zdolną artystkę, która z miłości gotowa jest na wszystko. Scarlett nie tylko gra jej przeciwieństwo – skromną młodą Amerykankę, która dopiero szuka własnej tożsamości i nie wie, czego chce od życia – ale też pokazuje zupełnie inny model aktorstwa. Kiedy Penelope wrzeszczy i drze włosy z głowy (zdobyła za tę rolę Oscara), Scarlett mówi szeptem ze spuszczoną głową. To kolejna cecha, która czyni ją wyjątkową aktorką – potrafi powstrzymać się od… grania. Jej role są subtelne, oszczędne, wyciszone, a przez to bardziej prawdziwe i bliższe widzom.
Przyjaciółka Woody’ego Allena
„Vicky Cristina Barcelona” okazała się największym kasowym hitem Woody’ego Allena. Film przy budżecie 15 milionów dolarów zarobił 105 milionów i zgarnął wiele nagród (w tym Oscara i Złoty Glob). „Chyba już nigdy później, nawet podczas zdjęć do »Avengersów«, żaden z filmów, które kręciłam, nie spotkał się z takim zainteresowaniem fanów. Wszystko za sprawą Penelope i Javiera, bo zdjęcia kręciliśmy w Hiszpanii – wspomina Scarlett. – Graliśmy intymne, wyciszone sceny, a za kamerą stały dosłownie dwa tysiące ludzi. Kiedy zwróciłam Woody’emu uwagę, że ciężko się w takich warunkach skupić, skwitował to na swój sposób: »Jesteś gwiazdą. Po prostu raz na jakiś czas do nich pomachaj, a będą szczęśliwi«. Myślałam, że go zabiję!”.
Ale tak naprawdę Woody Allen należy dziś do najbliższych przyjaciół Scarlett, a w przyjaźni aktorka gotowa jest na wiele poświęceń. Dwa lata temu kariera Allena zawisła na włosku. Z powodu wywiadu udzielonego przez jego adoptowaną z Mią Farrow córkę Dylan, która oskarżyła go o molestowanie seksualne w dzieciństwie, stał się hollywoodzką persona non grata. Choć reżyser konsekwentnie zaprzecza oskarżeniom, wielu współpracujących z nim aktorów, m.in. Colin Firth, Natalie Portman czy Greta Gerwig, oświadczyło, że nie będzie już więcej z nim pracować. Scarlett Johansson była chyba jedyną aktorką, która mu uwierzyła, otwarcie broniła Allena i do dziś stoi u jego boku.
Decydując się na taki akt lojalności, musiała znać jego cenę – w czasach #MeToo obrona reżysera oskarżanego o molestowanie może kosztować aktorkę niejedną utraconą rolę. I rzeczywiście, po kilku wywiadach, w których broniła Allena i deklarowała, że z radością zagra w jego kolejnym filmie, spadła na nią fala krytyki ze strony najbardziej opiniotwórczych amerykańskich publicystów. Od tego czasu – poza rolą Czarnej Wdowy w serii Marvela o Avengersach – zagrała tylko w dwóch filmach: „Historii małżeńskiej” i „Jojo Rabbit”. Za oba była nominowana do tegorocznych Oscarów.
Scarlett na castingu
Urodziła się w Nowym Jorku w 1984 roku. Była jednym z czworga dzieci emigranta z Danii i Amerykanki o polsko-żydowskich korzeniach. Imię dostała po Scarlett O’Harze, bohaterce słynnej powieści i filmu „Przeminęło z wiatrem”.
„Kiedy byłam dzieckiem, nie chodziłam zbyt często do kina – wspomina. – Ale mieliśmy wideo i mnóstwo kaset. Uwielbiałam musicale i filmy z Judy Garland [to z Renee Zellweger grającą Judy przegrała w wyścigu o tegorocznego Oscara dla najlepszej aktorki – red.]. Miałam osiem lat, kiedy w drodze na przesłuchanie do telewizyjnej reklamówki, dostałam ataku szału. Nie znosiłam castingów, większość z nich przegrywałam i za każdym razem czułam się upokorzona. Mama wytłumaczyła mi wtedy spokojnym tonem, że jeśli nie chcę być aktorką, to nie będzie mnie do tego zmuszała. Bo dobrym w swoim zawodzie można być tylko wtedy, kiedy wykonuje się go z zaangażowaniem. Wtedy zrozumiałam, że muszę zmienić swoje podejście. I tak już prawie 30 lat…”.
Na YouTubie można obejrzeć dziewięcioletnią Scarlett podczas castingu. Jest pewna siebie, opanowana, dorosła. Przerażające jest to, jak przekonująco zaczyna grać dziecko, którym sama powinna przecież jeszcze być. Rok później rozpoczęła naukę w prestiżowej szkole aktorskiej Lee Strasberga. „Spędziłam tam cztery lata i szybko przechodziłam z klasy do klasy. Na koniec z koleżankami i kolegami z tej samej grupy dzieliło mnie osiem lat”.
Debiutowała w filmie Roba Reinera „Małolat” (1994), a kilka ról później Robert Redford obsadził ją w „Zaklinaczu koni” – grała dziewczynkę po wypadku, która musi odzyskać siłę woli i wspiąć się z powrotem na siodło. „Scarlett ma 13 lat, a ja czuję się, jak gdybym pracował z 30-latką. Czasem zastanawiam się, czy ona w ogóle była kiedyś dzieckiem”, tak mówił o niej Robert Redford.
Wiele dziecięcych gwiazd nie sprawdza się na ekranie w dorosłym życiu. Albo jak Macaulay Culkin gubią swój talent w używkach, albo – jak Mary-Kate i Ashley Olsen – dojrzewając, tracą swój dziecięcy urok i stają się w Hollywood nieprzydatni. Jakie cechy mają takie aktorki, jak Jodie Foster, Anna Paquin czy Scarlett, że nie tylko zdołały przetrwać w show-biznesie, ale też robią wielką karierę, zachowały zdrowy rozsądek i utrzymały równowagę między tym, co na pokaz, a życiem prywatnym? To na pewno talent, pracowitość, dojrzałość, ale także szczęście i „to coś”, co sprawia, że są wyjątkowe. W przypadku Scarlett chodzi o głos.
Podobnie jak przed nią Lauren Bacall, Veronica Lake czy Jessica Rabbit z filmu „Kto wrobił królika Rogera”, Scarlett rozbraja głosem, wzrusza i uwodzi jednocześnie. Wydawać by się mogło, że najlepiej będzie to widać we wspomnianym filmie „Ona”, gdzie głos jest jej jedynym środkiem aktorskiego wyrazu, ale co najmniej równie mocne wrażenie robi na przykład w reklamie. Dwa lata temu zagrała w kilkuminutowym filmie Martina Scorsese dla marki Dolce & Gabbana. Partneruje jej tam Matthew McConaughey, film jest czarno-biały, ujęcia klasyczne, dialogi pełne niedopowiedzeń. Historia jest prosta: Matthew przyjeżdża po Scarlett kabrioletem pod hotel. Ona ma zaraz samolot, to ich ostatnie chwile razem przed długim rozstaniem. Krótki spacer, a potem Matthew pyta: „Chyba powinniśmy już wracać?”. „Chyba powinniśmy…” – odpowiada Scarlett, ale mówi to w tak erotyczny sposób, że Matthew byłby skończonym idiotą, gdyby pozwolił jej teraz odejść. W zasadzie w każdym filmie z jej udziałem można wskazać taki jeden moment, w którym w sposób świadomy, z bezczelnym wyrachowaniem używa swojego głosu, żeby nas uwieść.
Debiutancki album „Anywhere I Lay My Head”
W 2007 roku Scarlett wydała debiutancką płytę. Większość aktorów, którzy wyobrażają sobie, że z dnia na dzień podbiją rynek muzyczny, wychodzi ostatecznie na głupców (pamiętacie płytę Bruce’a Willisa?). Ale Scarlett naprawdę potrafi śpiewać, więc album „Anywhere I Lay My Head” okazał się sporym sukcesem – gościnnie wystąpił na nim nawet sam David Bowie. Większość utworów albumu to covery Toma Waitsa. Jeden z nich, „Falling Down”, rozpoczyna się zaskakującymi słowami napisanymi przez Waitsa wiele lat wcześniej: „Przebyłem 500 mil tylko po to, aby zobaczyć twoją aureolę, / Przybyliśmy z Sankt Petersburga, Scarlett i ja”.
We wrześniu 2011 roku do sieci wyciekły nagie prywatne zdjęcia Scarlett, które przez kilka tygodni były tematem numer jeden amerykańskich tabloidów. Aktorka przerwała wówczas zdjęcia do filmu (grała Janet Leigh w biografii Hitchcocka) i zaszyła się na dłuższy czas w ukryciu. „Wstyd, złość i smutek w kółko i na przemian – wspomina tamten czas. – Wydawało mi się wtedy, że już nigdy w życiu nie pokażę się publicznie i nigdy w życiu nie wrócę na plan”. FBI wszczęło śledztwo w związku z kradzieżą zdjęć, haker został złapany i skazany na 10 lat więzienia. Od tego czasu Scarlett walczy w sądzie z każdym, kto próbuje naruszyć jej prywatność i publikuje przekłamania na jej temat. Wygrała już kilka takich procesów – większość dotyczyła publikacji na temat jej ciała.
„Kiedy weszłam do świata Avengersów i musiałam wbić się w obcisły kostium Czarnej Wdowy, w mediach zaczęły się spekulacje dotyczące tego, czy się głodzę, ile schudłam, jak walczę z nadwagą – pisała w artykule dla „HuffPost”. – Twierdzono, że poddaję się intensywnym ćwiczeniom narzuconym przez trenerów gwiazd, których nigdy w życiu nie spotkałam i których nazwiska nic mi nie mówią. Pisano, że jem tylko kiełki ziaren, których nazw nie pamiętam, i ostatecznie, że chudnę sześć kilogramów tygodniowo. Mam drobną budowę ciała i jestem niewysoka, więc pomysł, że tyle chudnę, to totalne szaleństwo. Żeby tyle schudnąć, musiałabym chyba amputować sobie obie ręce. I stopę”.
Najlepiej opłaca aktorka według Forbesa
Jak większość aktorek, które zbyt szybko weszły w dorosłość, Scarlett ma za sobą już dwa nieudane małżeństwa. Pierwsze, z kanadyjskim aktorem Ryanem Reynoldsem, nie wytrzymało nawet dwóch lat. Z drugim mężem, francuskim milionerem Romainem Dauriakiem, ma sześcioletnią córkę. „Kiedy pierwszy raz wyszłam za mąż, miałam 23 lata. Byłam już aktorką o silnej pozycji zawodowej, show-biznes znałam już od podszewki, ale niewiele wiedziałam o relacjach, nie rozumiałam, na czym polega trwały związek i jak go zbudować – mówiła. – Myślę, że za bardzo romantyzowałam instytucję małżeństwa. Dziś czuję, że jestem w stanie dokonywać bardziej świadomych wyborów”. Trzy miesiące po drugim rozwodzie ogłosiła, że spotyka się z Colinem Jostem, komikiem i scenarzystą „Saturday Night Live”. To z nim pojawiła się na wręczeniu tegorocznych Złotych Globów i Oscarów. I właśnie się zaręczyli. W grudniu 2019 Scarlett po raz szósty w historii odwiedziła jako prowadząca świąteczne wydanie programu „Saturday Night Live”. „Tym razem jestem jeszcze bardziej wyluzowana niż poprzednim. Piąty raz to w jakimś sensie symboliczny, ale szósty? Nawet jeśli nie będzie śmiesznie, to co? Najwyżej wywalą z pracy mojego narzeczonego. O nie! Co my zrobimy bez jego pensji?!” – żartowała, nawiązując do tego, że jest najlepiej opłacaną aktorką w historii Hollywood. I chociaż podczas tego samego występu nazwała Colina miłością swojego życia, to, nauczona doświadczeniem z dwóch wcześniejszych małżeństw, o związku z nim mówi mało.
Chociaż przyzwyczaiła nas do wybitnych ról, w pracy też nie zawsze wszystko przychodziło jej łatwo: „Czasami miałam wrażenie, że nie dostaję propozycji, które byłyby znaczące, które stanowiłyby dla mnie wyzwanie – mówi. – Dziś brak ciekawych ról nie stanowi już dla mnie takiego problemu. Dojrzałam, wiem, że nie muszę już nic nikomu udowadniać. Kiedy urodziła się moja córka Rose, zmieniły mi się priorytety. Wcześniej wydawało mi się, że moja przyszłość zależy od tego, czy wciąż będzie o mnie głośno, dziś wyluzowałam. Stać mnie na to, żeby poczekać na kolejną ciekawą rolę. I mam w międzyczasie co robić”.
W minionym roku magazyn „Forbes” drugi rok z rzędu umieścił ją na szczycie swojej listy najlepiej zarabiających aktorów. Scarlett zarobiła 56 milionów dolarów, w dużej mierze dzięki filmowi „Avengers: Koniec gry”, finałowej odsłonie marvelowskiej sagi. W tym roku aktorka ma szansę pobić własny rekord. W maju do kin trafi „Czarna Wdowa”, pierwsza część serii poświęconej Natashy Romanoff, superbohaterce z „Avengersów”. Ale jak zwykle w przypadku Scarlett komercyjny sukces przeplata się z artystycznymi laurami. Od 12 lat nie zdarzyło się, żeby aktor czy aktorka byli nominowani do Oscara za dwa filmy jednocześnie. A w ogóle zdarzyło się to tylko 12 razy w historii tej nagrody – ostatnią podwójną nominację dostała Cate Blanchett w 2008 roku (i tak jak Scarlett, przegrała). W tym roku Scarlett miała szansę na nagrodę dla najlepszej aktorki w „Historii małżeńskiej” i najlepszej aktorki drugoplanowej w „Jojo Rabbit”.
Podwójna nominacja do Oscara
Pierwszy z filmów to wnikliwa analiza rozpadu związku pary nowojorskich artystów. Kiedy reżyser i scenarzysta „Historii małżeńskiej”, Noah Baumbach, zaproponował Scarlett rolę, przechodziła akurat przez rozwód z drugim mężem. „Miałam wspólne doświadczenia z Nicole [główną bohaterką filmu – red]. Rozumiałam słodko-gorzki posmak jest sytuacji. Wszystkie te uczucia pośrednie, które towarzyszą postaci – obawy, nadzieje, ekscytację, poczucie porażki – mówiła. – Ale przygotowując się do tej roli, dużo więcej czerpałam z osobistych doświadczeń związanych z rozwodem moich rodziców i doświadczeń Noah, który napisał ten scenariusz, bo sam przeszedł rozwód. Bardzo pomocne okazało się też dla mnie doświadczenie bycia matką. Ciężko jest zrozumieć, co to znaczy być rodzicem, jakie emocje towarzyszą wtedy rozstaniu, kiedy samemu nie ma się dzieci”. Czy grając w filmie, który pokazuje, jak delikatną i trudną w utrzymaniu konstrukcją jest małżeństwo, jak łatwo stracić sens bycia razem mimo trwającej miłości, Scarlett straciła wiarę w trwały związek? „Sytuacja, w której buduję rodzinę i spełniam się w pracy, to moje marzenie. Zawsze tego chciałam. Także w małżeństwie z ojcem mojej córki”.
Drugim filmem, który przyniósł jej tegoroczną oscarową nominację, jest „Jojo Rabbit” w reżyserii Taiki Waititiego. Film określa się jako holokaustową satyrę w duchu „Życie jest piękne” Roberta Benigniego. 12-letni Roman Griffin Davis, grający w „Jojo...” główną rolę: chłopca z Hitlerjugend, twierdzi, że dopiero obecność Scarlett (grała jego matkę) sprawiła, że poczuł się na planie komfortowo. „Naprawdę mi pomogła. Widziała, że jestem nowy i przestraszony. Starała się mnie rozśmieszyć, wyluzować, nie czułem, że cały czas pracuję. Scarlett sama jest mamą, ale była też aktorką dziecięcą i chyba dzięki temu wiedziała, co zrobić, żebym nie czuł się gorszy, słabszy, mniejszy. A poza tym jest taka mądra!” – mówił w jednym z wywiadów.
Także marvelowskej postaci Scarlett nadała własny rys. Jej Czarna Wdowa nie ma w sobie nic z herosa, jest zwykłą dziewczyną (w trochę zbyt obcisłym lateksowym stroju), która po prostu dobrze się bije. I ma swoje problemy, trudną przeszłość, demony, z którymi musi się zmierzyć.
Jeszcze rok temu napisałabym, że tą rolą Scarlett może na zawsze przekreślić sobie szansę na ambitne propozycje w artystycznym kinie. Albo lateks i komiksowe potyczki, albo kino społeczne. Tyle że Scarlett właśnie udowodniła, że potrafi skutecznie połączyć te przeciwieństwa. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, ról, których nie wypada przyjąć. Żyje i pracuje na własnych zasadach.
Autorka korzystała z materiałów „Vanity Fair. Oscar Edition” 2019/20 i „New Yorker” 24/03/2014/.
Tekst ukazał się w „Urodzie Życia” 4/2020