
Roman Gutek o przyszłości kina: „Ludzie wrócą. Już za nimi tęsknię”
Roman Gutek co roku na festiwalu Nowe Horyzonty, nie tylko prezentuje najlepsze premiery filmowe, ale też pokazuje nam, co ciekawego dzieje się w kinie światowym. W tym roku, po raz pierwszy od 20 lat festiwal się nie odbędzie w lipcu, ale w listopadzie, razem z drugim festiwalem organizowanym przez Stowarzyszenie Nowe Horyzonty: American Film Festival. Takie są plany – bo dzisiaj niczego nie wiadomo na pewno. Wiadomo jednak, że tęsknimy za kinem i czekamy na premiery filmowe 2020. Pytamy Romana Gutka o przyszłość kina i filmy najlepsze na kwarantannę.
Magdalena Żakowska, „Uroda Życia”: Myśli pan, że ludzie wrócą do kin?
Roman Gutek: Wrócą. To będzie proces. Sieć Multikino zrobiła niedawno badania wśród swoich widzów, z których wynika, że 20 procent z nich jest gotowa wrócić do kin natychmiast, 40 procent po miesiącu od ich otwarcia, a kolejne 20 procent po dwóch miesiącach. To w sumie 80 procent widzów – bardzo optymistyczne dane. W ramach komisji antykryzysowej przygotowujemy też dużą akcję „Powrót do kina”, na którą złożą się PISF, dystrybutorzy, kiniarze. Mamy nadzieję, że pomogą również media. Będziemy informować w niej widzów, jakie zasady bezpieczeństwa dla nich przygotowaliśmy, ale też, że po prostu za nimi tęsknimy. Bo tęsknimy.
Kiedy kina już się dla widzów otworzą, będzie co oglądać. Wielkie wytwórnie filmowe trzymają na ten moment swoje najważniejsze produkcje.
No właśnie niekoniecznie. W pierwszym etapie po otwarciu kin, którego można spodziewać się na przełomie maja i czerwca, może być z tym problem. Rygory sanitarne wymuszą ograniczoną liczbę widzów, czyli też mniejsze przychody dla dystrybutorów. Obawiam się, że nie będą chcieli dać dużych tytułów. Błędne koło.
Jak zmieni się kino po pandemii
A jakie będzie kino po pandemii?
Lżejsze. Historia pokazuje, że po wielkich zawirowaniach ludzie potrzebują odreagować stres. Tak było po wojnach światowych, tak się dzieje po rewolucjach i innych zbiorowych ekstremalnych doświadczeniach. Ludzie potrzebują wtedy rzeczy lekkich, łatwych i przyjemnych. Ale może będzie odwrotnie? Może zerwiemy z nadkonsumpcją, blichtrem i rozpasaniem sprzed pandemii. Może pojawi się refleksja, że warto żyć inaczej, wolniej. Być może będziemy zadawać sobie więcej pytań i szukać na nie odpowiedzi także w kinie?
Myśli pan, że kina samochodowe, piękny koncept z lat 30-tych minionego wieku, po epidemii znów staną się modne?
Tak, myślę, że to możliwe. Skoro latem nie będzie festiwali filmowych, to może naszą potrzebę współuczestniczenia w filmowych doświadczeniach zastąpią kina samochodowe czy plenerowe. Zgłosiło się już nawet do Gutek Film kilka osób spoza branży, które planują otwarcie takich kin, z pytaniami, czy udostępnimy im filmy i na jakich warunkach. Ale trzeba pamiętać, że koszt uruchomienia takiego kina jest duży – od wynajęcia przestrzeni, przez porządny projektor, który zapewni dobrą jakość pokazu w warunkach plenerowych, po wypożyczenie filmów.
Należy pan do komisji antykryzysowej w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej.
Jej rolą jest wspomaganie twórców i producentów w czasie pandemii, ale także dobre przygotowanie się np. do wymogów sanitarnych, które będą obowiązywały po powrocie na plany filmowe oraz w kinach po ich otwarciu. Komisja koordynuje także terminy premier filmowych. Te pierwsze tygodnie po powrocie do względnej normalności będą dla kin bardzo trudne. Widzowie będą bardzo ostrożni, będą chcieli mieć pewność, że mogą się w kinie czuć bezpiecznie. Kryzys zatrzymał także około 80 produkcji filmowych. Większość producentów będzie chciała wrócić na plan jak najszybciej, więc potrzebna jest koordynacja kalendarza dostępności aktorów i innych twórców oraz dostępności hal zdjęciowych i miejsc, gdzie kręcone będą filmy.
A jakie procedury chcecie wdrożyć po otwarciu kin?
Ostateczne decyzje podejmie Sanepid oraz ministerstwo rozwoju. My, osoby prowadzące kina, możemy jedynie doradzać, żeby te procedury były racjonalne. Rozsądne wydaje się sprzedawane jak największej liczby biletów online, żeby widzowie mieli jak najmniejszy kontakt z obsługą, która powinna nosić maseczki i rękawiczki. Konieczne wydaje się także często dezynfekowanie sal i innych pomieszczeń. Widzowie powinni być rozsadzani w sali kinowej co drugie, trzecie miejsce. Nie powinno dotyczyć to par.
Co pan ogląda na kwarantannie?
Paradoksalnie teraz oglądam mało filmów, jeżeli już, to wracam do klasyki, koniecznie na tradycyjnym ekranie. Na nowo odkrywam na przykład kino węgierskie z przełomu lat 60. i 70: filmy Jancsó, Huszárika, Kovácsa. Nie korzystam z platform streamingowych, bo nie znajduję tam nic ciekawego. Jestem też oldschoolowym, analogowym chomikiem. Nie tyle kolekcjonuję, co gromadzę festiwalowe katalogi, a przede wszystkim setki DVD i CD. Dużo czasu spędzam z najbliższymi, mam czas na słuchanie muzyki, na czytanie – arcyciekawą, ponad sześćsetstronicową książkę „W czasach szaleństwa” Magdaleny Grochowskiej o życiu i twórczości ludzi, którzy w XX wieku przeciwstawiali się totalitarnym systemom, pochłonąłem w dwa dni. Tęsknimy bardzo za wnuczką, która ma roczek. Jej rodzice przysyłają nam jej zdjęcia i filmiki, widzimy, jak szybko się rozwija i strasznie żałujemy, że nas przy tym nie ma.
Gdzie spędzacie ten czas?
Mieszkamy w Starej Miłośnie, mamy kawałek ogródka, a w pobliżu duży las, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Chodzimy szybkim marszem kilka kilometrów dziennie. Musimy, bo nasz młodszy syn Kuba spędza kwarantannę razem z nami i bardzo nas kulinarnie rozpieszcza. Piecze chleby na własnym zakwasie oraz pyszne ciasta, cebularze. Moja żona też gotuje, ostatnio zrobiła genialną zalewajkę, zupę ze swoich rodzinnych stron. Jak izolacja potrwa dłużej, to może źle się skończyć.
Ta kwarantanna wcale nie jest taka zła.
Z jednej strony nie jest, świat się zatrzymał, można bezkarnie poleniuchować, ale trzeba jednak pamiętać, że kwarantanna to skutek epidemii, która zabiła już dziesiątki tysięcy ludzi. A poza tym mamy kryzys gospodarczy, który dotyka także kino. Ja mam problem z bieżącym funkcjonowaniem Stowarzyszenia Nowe Horyzonty, którego jestem szefem. Teraz wszystko stoi, od ponad miesiąca nie mamy żadnych wpływów, a za wynajem kina od prywatnego właściciela we Wrocławiu musimy płacić kilkaset tysięcy miesięcznie. Kina sieciowe w galeriach handlowych są na mocy ustawy zwolnione z płacenia czynszu, my nie. Z kinem Muranów Warszawie jest inaczej, bo wynajmujemy je od miasta i dostaliśmy dużą zniżkę. Ale czynsz to tylko początek naszych problemów. W Stowarzyszeniu pracuje na etatach prawie 50 osób (z tego połowa w dużym kinie we Wrocławiu), świetnych specjalistów, ale też po prostu ludzi – z rodzinami, kredytami, zobowiązaniami. Robimy wszystko, żeby ich utrzymać. Martwię się, bo nie będzie to łatwe. Do tego mamy już kilkaset sprzedanych karnetów na festiwal i być może będziemy musieli zwrócić te pieniądze. No i na tegoroczną edycję wydaliśmy już 700 tysięcy złotych.
Kilka dni temu ogłosiliście, że dwudziesta edycja festiwalu Nowe Horyzonty nie odbędzie się, jak zwykle w lipcu, tylko w listopadzie.
Nad tym tak bardzo nie boleję. Nie łudziłem się, że festiwal odbędzie się w lipcu. Wciąż jeszcze nie możemy być niczego pewni. Nie możemy jednak czekać z założonymi rękami. Uznaliśmy, że może w jakiejś okrojonej postaci będzie możliwe zorganizowanie połączonych edycji Nowych Horyzontów i American Film Festival w dniach 5 – 15 listopada. Jeżeli, ze względu na sytuację epidemiczną, nie będzie to możliwe, to świat się z tego powodu nie zawali. Mam już swoje lata i do tej sytuacji podchodzę z dystansem.
Czy będzie co pokazać na festiwalu w listopadzie? Producenci masowo udostępniają przecież teraz swoje filmy na platformach streamingowych.
Masowo jeszcze nie. Z około 150 filmów, które mieliśmy potwierdzone na tegoroczną edycję Nowych Horyzontów, dotychczas tylko 7 trafiło na VOD, w tym świetny rosyjski film „DAU. Natasza” Ilji Chrzanowskiego. Ale generalnie większe, ważne tytuły, nawet te arthouse'owe, czekają na premiery w kinach. Wpływów z VOD nadal nie da się porównać z wpływami z kin. Czytałem niedawno, że jakiś film zarobił na streamingu 30 milionów dolarów. To jest dużo, ale nie tak dużo, ile zarobiłby w kinie. Ale dla małych, festiwalowych tytułów, które i tak nie trafiłyby do masowej dystrybucji, platformy streamingowe to oczywiście szansa. Natomiast w przyszłym roku filmów z pewnością będzie mniej.
Rozważacie przeniesienie festiwalu online, tak, jak zrobili to choćby organizatorzy Tribeca Film Festiwal?
Rozważamy taką opcję. Ale to ostateczność. Festiwal to nie tylko konkurs, pokazy filmowe, to także ludzie, wspólnota oglądania, bycie razem, spotkania, dyskusje. Tego nie da się przenieść do sieci.
Na który z filmów z waszej dystrybucji powinniśmy czekać najbardziej?
Festiwal Nowe Horyzonty planowaliśmy otworzyć polską premierą „Zabij to i wyjedź z tego miasta”, genialnej animacji Mariusza Wilczyńskiego. Mariusz pracował nad tym filmem 14 lat, efekt przerósł oczekiwania. Jest to kino, które cenię najbardziej – bardzo osobiste, intymne, odważne i bezkompromisowe. Głosów postaciom tego filmu udzielili m.in. Gustaw Holoubek, Irena Kwiatkowska, Andrzej Wajda i Tadeusz Nalepa. Widziałem ten film już dwa razy i zamierzam pokazać go teraz rodzinie.
Rozmawiała Magdalena Żakowska