
Życie z nowotworem to ciągle życie, mówi Anna Hencka-Zyser ze Spa for Cancer
Wyobraź sobie, że jesteś na ich miejscu. Jasne, że przede wszystkim potrzebujesz chemioterapii albo operacji. Ale jednocześnie chcesz znowu być sobą: pójść na masaż, umalować się, przeczytać fajną książkę” – mówi w „Urodzie Życia” Anna Hencka-Zyser, założycielka fundacji Spa for Cancer dla kobiet z chorobą nowotworową.
Sylwia Niemczyk, „Uroda Życia”: Podobno, kiedy niedawno zabrałaś podopieczne fundacji do sklepu z bielizną, to nie chciały stamtąd wychodzić.
Anna Hencka-Zyser: Tak było! Chociaż ja przed tymi warsztatami dobierania staników nie spałam dwie noce. Tak samo denerwowały się właścicielki sklepu, to świetne kobiety, ale wcześniej nie miały takiego doświadczenia: 30 kobiet w sklepie, a prawie każda po odjęciu piersi. Jak dla niej wybrać stanik, jak ją przekonać, że z blizną wygląda pięknie? Na szczęście jak już wpadłyśmy między te koronki i panterki, napięcie odpuściło. Irena, świeżo po chemii, kupiła trzy komplety. Marzence, która jest po podwójnej mastektomii, pani brafiterka dobrała stanik z wypełnieniami – mówi, że czuje się w nim świetnie. To był dobry dzień.
Warsztaty stanikowe to tylko jedno z działań Spa for Cancer.
Fundacja opiekuje się już prawie 60 kobietami, a każda z nich jest inna, ma inne potrzeby, marzenia, jest w innej sytuacji: i życiowej, i chorobowej. Najogólniej rzecz biorąc, w Spa for Cancer pomagamy kobietom w trakcie diagnozy nowotworowej, terapii albo już z zamkniętą kartą onkologiczną poczuć się lepiej w swoim ciele. Warsztaty stanikowe to jeden z naszych sposobów. Poza tym zapraszamy dziewczyny na masaże, na zabiegi kosmetyczne, zresztą właśnie od tego się wszystko zaczęło.
Ania Piotrowska, która zgłosiła cię do naszego plebiscytu Kobiety Kobietom, opowiedziała mi, że gdy kilka lat temu sama była w trakcie terapii nowotworowej i poszła dla odprężenia na masaż twarzy, to kosmetyczka się przestraszyła: „Ja pani nie dotknę”.
Na pewno sama byłaś kiedyś w SPA, więc wiesz, że przed każdym zabiegiem musisz wypełnić formularz, w którym zawsze jest pytanie o raka. I jeśli zaznaczysz: „Tak”, to większość kosmetyczek powie ci to samo, co tamta pani powiedziała Ani. A przecież nowotwór czy chemioterapia wcale nie muszą być przeciwwskazaniem do masażu, przeciwnie – chwile relaksu pomagają w powrocie do zdrowia.
Tak mówią onkolodzy?
Zanim założyłam Spa for Cancer, spytałam o to kilku ekspertów – dali mi zielone światło. Oczywiście, fizjoterapia czy kosmetologia onkologiczna są trochę inne. Przed założeniem fundacji pojechałam do Londynu na szkolenie dla fizjoterapeutów onkologicznych, namówiła mnie na nie Julie Bach, założycielka międzynarodowej organizacji Wellness for Cancer. To właśnie po jej poznaniu na jednym z kongresów marketingowych, wpadłam na pomysł, żeby działać dla kobiet z nowotworem.
Kiedy to było?
Dwa lata temu. Na tamtym kongresie Julie miała prelekcję o swojej organizacji: opowiadała, jak masaż może wpłynąć na proces zdrowienia onkologicznego, jakie korzyści psychofizyczne przynosi. Dla mnie to było olśnienie. Wróciłam do domu, napisałam do niej, że chciałabym zrobić coś takiego w Polsce i dokładnie po trzech minutach dostałam odpowiedź: „Skoro chcesz, to czemu w takim razie nie zrobisz?”. Zaczęłyśmy pisać ze sobą, potem Julie przyleciała do mnie do Warszawy. Potem było to szkolenie w Londynie, z którego wróciłam już z gotowym planem.
Kto ci pomagał go zrealizować?
Jako pierwsi pomogli mi najlepsi ludzie na świecie: właściciele hotelu Przystań & SPA w Olsztynie, w którym pracuję jako SPA & Marketing Manager. Po powrocie z Londynu poszłam do nich i powiedziałam, że chciałabym w naszym hotelowym SPA zaproponować zabiegi dla pacjentek onkologicznych. Na początku była lekka konsternacja – którą rozumiem, bo w naszym społeczeństwie rak to bardzo trudne słowo, a już „rak w SPA” to w ogóle zbitka prawie niemożliwa do wymówienia – ale szybko usłyszałam od nich, że wchodzą w to razem ze mną. Zaczęłam pisać maile, znalazłam pierwszych sponsorów, dostałam kosmetyki do zabiegów i pielęgnacji domowej. Zgłosiło się sześć odważnych kobiet z olsztyńskiej kliniki, w tym właśnie Ania, z którą rozmawiałaś.
I to był początek.
To było przed początkiem, wtedy nie myślałam jeszcze o fundacji. To był zamknięty program: trwał tylko kilka miesięcy, ale w międzyczasie z malutkiej serii zabiegów zdążył się pięknie rozrosnąć. Np. nasz szef kuchni Jacek zdążył przeczytać wszystkie książki o diecie antynowotworowej i przygotował dla nas warsztaty zdrowego żywienia. Na koniec programu zorganizowałam kolację, zaprosiłam sponsorów, kolegów z pracy, którzy się zaangażowali, i oczywiście dziewczyny. W którymś momencie one wstały i powiedziały, że napisały do mnie list. I przeczytały go na głos, a ja zamiast zajmować się gośćmi, zasmarkałam wszystkie serwetki.
Dziewczyny z fundacji mówiły mi, że lubisz sobie popłakać – i że jak zaczęłaś sześć lat temu na reklamie chusteczek Velvet, to do dziś nie możesz przestać!
Z tymi chusteczkami to było tak, że byłam w ciąży i roztkliwiało mnie dosłownie wszystko. Wcześniej starałam się być twardą kobietą i iść przez życie bez pokazywania słabych stron. Dopiero ciąża nauczyła mnie, że czasem trzeba upuścić trochę łez. Teraz wszystkim mówię: „Tak, masz być czasem słaba i masz to pokazywać po to, żeby ta, która jest od ciebie w lepszej formie, chwyciła cię za rękę i ci pomogła”. Rzeczywiście na spotkaniach fundacji płaczę dużo, ale też dużo się śmieję – jak każda z nas. Po tamtej kolacji pojawiła się myśl o działaniu na większą skalę. Rano wyjęłam swoje stare notesy z adresami – a możesz mi wierzyć, mam ich sporo po 20 latach pracy w marketingu! W kolejnych tygodniach napisałam do kilkuset firm, że zaczynam nowy projekt i że zapraszam do współpracy. Chociaż na początku miałam taki kłopot, że nie umiałam prosić…
Mnie się wydaje, że super ci to wychodzi!
Bo się nauczyłam. Zrozumiałam, że nie mogę mówić: „Fundacja potrzebuje” tylko muszę o ludziach. Zaczęłam prosić imionami, mówić, że krem trafi do Ani, która po ostatniej chemii ma strasznie suchą skórę, a koronkowe majtki dostanie Jola. Przekonywałam: „Wyobraź sobie, że jesteś na ich miejscu. Jasne, że przede wszystkim potrzebujesz leczenia, chemii, terminu na zabieg. Ale jednocześnie chcesz znów poczuć się sobą: założyć ładny stanik, pójść na masaż, umalować się, przeczytać książkę z happy endem”. Pokazuję, że każda z tych chorych kobiet jest konkretną osobą, czyjąś żoną, córką, siostrą i mamą. I my tę mamę trójki dzieci, która w domu ukrywa, jak bardzo się boi, że umrze, zapraszamy na masaż, bo głęboko wierzę, że to jej pomoże znaleźć siłę na jeszcze kolejną chemię. Mówiąc o raku, zawsze startujemy z wysokiego C, a w życiu przecież często chodzi o drobiazgi. Nie mów, że rajstopy w groszki nie poprawią ci humoru.
Pewnie, że poprawią.
No właśnie. Więc ja jestem od tego, żeby je im dać w prezencie.
Skąd kobiety dowiadują się o fundacji?
Z oddziałów onkologicznych i z Facebooka. Kiedy już zarejestrują się w naszej bazie, to dostają kartę fundacyjną, taką jak karta do bankomatu. Dzięki niej mogą korzystać za darmo z usług gabinetów kosmetycznych, wykupić za pół ceny pobyt w hotelach zaprzyjaźnionych z nami. Współpracujemy już z salonami SPA w Poznaniu, Świdnicy, Białymstoku. Coraz więcej marek wysyła nam swoje kosmetyki, które potem rozdajemy na oddziałach onkologicznych.
I te wszystkie firmy, SPA, hotele godzą się wam pomagać tylko dlatego, że zadzwoniłaś i opowiedziałaś o dziewczynach?
Ale to przecież nic dziwnego, przecież tam pracują ludzie tacy jak my. Codziennie widzę, że jest w nas wielka potrzeba pomagania, czekamy tylko na okazję. Choćby ostatnio: poszłam do pani stomatolog na przegląd i już schodząc z fotela, spytałam: „A może pani też chciałaby nam pomóc? Potrzebuję past dla pacjentek onkologicznych”. I następnego dnia dostaję paczkę, 28 opakowań.
To są jakieś specjalne pasty?
Tak. Podczas terapii skóra traci nawilżenie i w jamie ustnej robią się ranki, dlatego pasta do zębów musi być bardzo delikatna. Chemia zabiera dużo więcej niż tylko włosy: pękają kąciki ust, odchodzą paznokcie, skóra swędzi tak, że nie można wytrzymać. Podczas chemioterapii człowiek zdrowieje, ale fizycznie i psychicznie czuje się bardzo źle. Dlatego jestem przekonana, że te nasze masaże, zabiegi kosmetyczne, kremy nie tylko pomagają na psychikę, lecz także zaspokajają fizyczne potrzeby chorych. Zresztą psychika też jest ważna. Chore kobiety często są w takim napięciu nerwowym, że nie śpią tygodniami – dlatego specjalny onkologiczny masaż, którego nauczyłam się wtedy w Londynie i teraz wykonuję w naszym hotelowym SPA, służy właśnie temu, żeby rozluźnić mięśnie i uspokoić nerwy. Nieraz jest tak, że pacjentki podczas niego zasypiają.
Ktoś może powiedzieć: po co kobiecie z nowotworem weekend w hotelu?
Rak niszczy relacje, a weekend z mężem w hotelu pomaga je odbudować. Z kolei masaż pomoże odzyskać poczucie kobiecości, polubić swoje ciało na nowo. Kobiety wstydzą się blizny po piersi, nieraz słyszę, że dopiero przy pani fizjoterapeutce odważyły się na nią spojrzeć.
I nigdy nie słyszysz: „Koronkowe majtki? To nie jest produkt pierwszej potrzeby”.
Ale właśnie jest. Tak jak szminka i dobry krem. Pacjentki onkologii to takie same kobiety jak my. Jeśli nam makijaż dodaje pewności siebie, to im tak samo. Jeśli lubimy się zrelaksować, to czemu dziwimy się, że one w chorobie też tego potrzebują. Ostatnio oswajamy temat nowotworów, ale nadal, gdy mówimy: rak, to widzimy tylko blade policzki i chustkę na głowie.
Życie z nowotworem nie może polegać tylko na czekaniu od badania do badania. Dziewczyny chodzą na gimnastykę – nasz trener pokazuje im, jak się rozciągać, kiedy mają np. wycięte węzły chłonne. Mamy warsztaty odżywiania, program suplementacji diety. Wiem, że są fundacje, które zbierają na drogie terapie czy leki, i to jest wspaniałe. Ale nasza fundacja ma inny profil i nie zgodzę się, że nasza działalność nie jest ważna. Wczoraj napisała do mnie Natalia, która właśnie zakończyła chemię, że nic jej nie dało takiej przyjemności jak sesja na łóżku kosmetycznym. I dla mnie ta jej przyjemność ma znaczenie.
Od lewej: Agnieszka, Ula, Irena, Marzena, Dorota, Ania. Uczestniczki programu pilotażowego w 2017 roku, obecnie ambasadorki fundacji Spa for Cancer.
Rozmowa z Anną Hencką-Zyser ukazała się w „Urodzie Życia” 6/2019