
Pięć audiobooków, które sprawią, że się uśmiechniesz
Dobry audiobook rozpoznaję po tym, że gdy po spędzeniu ośmiu godzin przy komputerze wychodzę ze słuchawkami na nordic walking, nawet nie wiem, kiedy aplikacja Endomondo pokazuje mi, że przeszłam już siedem kilometrów i spaliłam 367 kalorii. W czasach przed lockdownem wyróżniał się tym, że gdy dojeżdżałam na redakcyjny parking, siedziałam jeszcze w samochodzie, by dosłuchać przynajmniej do końca rozdziału, a w drodze powrotnej nie narzekałam na korki. Kiedy gotuję, czasami nie szukam przepisów na obiad w 10 minut, bo chcę spędzić w kuchni całą sobotę, robiąc tarty w trzech rodzajach i słuchając „Anny Kareniny”. Dobry audiobook dla dzieci poznawałam zaś zawsze po tym, że gdy jechaliśmy całą rodziną na wakacje, to każda propozycja zatrzymania się na postój wywoływała zbiorowe: Nieeee. Nie naśladujcie mnie, ale kiedyś z Warszawy do Łeby – a nie było jeszcze autostrady – dojechałam bez jednego przystanku, a winny był temu „Mikołajek” czytany przez Jerzego i Macieja Stuhrów. Spośród moich ulubionych audiobooków – a przesłuchałam ich dziesiątki – polecam dziś te, które mają jeszcze jedną dodatkową zaletę: wprawiają w dobry nastrój.
„Mikołajek”, René Goscinny, czyta Jerzy Stuhr (wyd. Znak Emotikon)
No właśnie, mój ukochany Mikołajek. Jestem szczęśliwą posiadaczką wydanych przed laty wielopłytowych albumów, na których opowiadania René Goscinny’ego czytali dwaj panowie Stuhrowie. Teraz niestety są już trudno dostępne, może czasem na jakichś aukcjach w internecie. Ale bez trudu można kupić nagrania Jerzego Stuhra wydawane w serii audiobooków: „Mikołajek”, „Wakacje Mikołajka”, „Mikołajek ma kłopoty”, „Mikołajek i inne chłopaki”, „Mikołajek nie nudzi się w szkole”, „Nowe przygody Mikołajka” i tak dalej. Wiele, wiele godzin wyśmienitej zabawy. Osobiście mogę tego słuchać bez końca. Humor doskonały, mistrzowskie wykonanie, sceny, do których się wraca latami i nawet gdy moje dzieci są już duże, stanowią dla nas nieustający punkt odniesień, skojarzeń i rodzinnych żartów. Choćby teraz do mojego pokoju weszła córka. Pytam: „Jakie jest twoje ulubione powiedzenie Mikołajka?”. Chwilę się zastanawia: „Zawsze lubiłam: A zresztą, chrzanię to”. Bardzo na miejscu, właśnie skończyła pisać zdalną klasówkę z chemii. Dziewięć zadań, niektóre z wieloma podpunktami, czas 45 minut.
„A ja żem jej powiedziała”, czyta Katarzyna Nosowska (wyd. Wielka Litera)
Kocham poczucie humoru Katarzyny Nosowskiej. Jej konto na Instagramie (blisko pół miliona obserwatorów), jej felietony, jej książkę, wreszcie jej audiobooka. Idealnie, że sama go nagrała, nie wyobrażam sobie, że ktoś inny mógłby czytać te teksty. Błyskotliwe, pełne celnych spostrzeżeń, autoironii i bon motów, które mogłybyśmy sobie haftować na makatkach (gdybyśmy haftowały). Jej komentarze na temat kobiet, relacji z mężczyznami, seksu, naszej rzeczywistości, mód, snobizmów, celebrytów, absurdów – zawsze są trafione w punkt. No i te rady… „Poczekaj, aż koty z kurzu będą naprawdę duże, uformuj z nich kulę, spryskaj lakierem do włosów i powieś pod sufitem”. Hm, muszę spróbować.
„Obsługiwałem angielskiego króla”, Bohumil Hrabal, czyta Kazimierz Kaczor (wyd. Agora)
Kazimierz Kaczor, dziś nieco zapomniany, czyta Hrabala ge-nial-nie! Zresztą audiobook pochodzi z serii Mistrzowie Słowa, w której klasykę literatury polskiej i światowej interpretują najznakomitsi polscy aktorzy: Anna Polony czyta „Annę Kareninę”, Wojciech Pszoniak „Idiotę”, Piotr Fronczewski „Ferdydurkę”. Całą dwudziestosiedmiopłytową kolekcję warto mieć w swojej bibliotece. Ale jeśli chodzi o humor, „Obsługiwałem angielskiego króla” nie ma sobie równych. To opowieść o nastoletnim pikolaku, który powoli pnie się po szczeblach hotelarskiej kariery, udając, że niczego nie widzi i nie słyszy, a widząc i słysząc wszystko. Jego szczęście polega zaś na tym, że zawsze spotyka go jakieś nieszczęście. I obraca się na jego korzyść. Już w najmłodszych latach rozpoznaje, że pieniądze mogą mu zapewnić miłość najpiękniejszej panienki i szacunek otoczenia. Odkłada więc grosz do grosza z drobnych oszustw i skromnych napiwków, marząc, że kiedyś zostanie milionerem. Gdy już jednak osiąga swój cel i otwiera własny elegancki hotel, okazuje się, że obsługiwanie angielskiego króla nie gwarantuje mu poważania. Źle rozpoznał reguły rządzące światem. Dowcipne, urocze i mądre.
„Służące”, Kathryn Stockett, czytają Anna Seniuk, Karolina Gruszka i Anna Guzik (wyd. Media Rodzina)
Na osiemnaście godzin totalnie się wsiąka w ten audiobook, zwłaszcza że Anna Seniuk, Karolina Gruszka i Anna Guzik czytają go mistrzowsko. Reżyser tego nagrania naprawdę genialnie dobrał aktorki do postaci. Jeśli nie znacie książki Kathryn Stockett – a warta jest poznania i jako powieść, i jako film z 2011 roku z Emmą Stone w roli głównej – to tylko krótko zapowiem, że rzecz się rozgrywa w latach 60. XX wieku na amerykańskim Południu. Eugenia marzy o tym, by być dziennikarką i pisarką, choć wszystkie jej przyjaciółki koncentrują się na znalezieniu dobrej partii. W pierwszej kolejności Eugenia postanawia opisać życie i pracę czarnoskórych służących ze swojego miasteczka, naruszając tabu i wykraczając przeciwko obowiązującym w jej społeczności normom. Siebie naraża na wykluczenie, utratę przyjaciółek i szansy na zamążpójście; bohaterki pisanej książki na wydalenie ze służby i utratę środków do życia. Choć w tej świetnej powieści jest wiele dramatycznych momentów, nie brak też powodów, by się uśmiechnąć. To jeden z tych audiobooków, dla których po przyjeździe do domu potrafiłam siedzieć w garażu, by nie przerywać słuchania.
„Z głowy”, Janusz Głowacki, czyta Piotr Fronczewski (wyd. Świat Książki)
Gdy ukazał się ten zbiór felietonów Janusza Głowackiego, pochłonęłam go w moment, a potem pożyczałam wszystkim znajomym. I chyba o jeden raz za dużo, bo za którymś razem nie wrócił. Ale na pociechę mam audiobooka, a głos Piotra Fronczewskiego niezwykle pasuje do pełnego ironii stylu Głowackiego. Mnóstwo tu anegdot z czasów pereelu, opowieści o kultowych miejscach w Warszawie, barwnych postaciach – począwszy od Gustawa Holoubka, a na Dzikim Bolku skończywszy – plus spojrzenie na Londyn i Nowy Jork oczami przybysza zza Żelaznej Kurtyny. Ale przede wszystkim Głowacki opowiada o sobie – autoironicznie, szczerze, dowcipnie, demaskując swoje często nieeleganckie motywy postępowania i przedstawiając się w żenujących sytuacjach, o których wydawałoby się, lepiej zapomnieć, a już na pewno nie opowiadać innym. Mało kto potrafi tak żartować z samego siebie.