
Paulina Przybysz i jej ulubione filmy i seriale o kobietach niepokornych
Koncert Pauliny Przybysz „Music. The Superpower” 24 października uświetni galę zamknięcia tegorocznej edycji festiwalu Tofifest. Kujawy i Pomorze. Autorski koncert artystki zainspirowało kino i twórczość jej ulubionych artystów. Ze sceny na toruńskich Jordankach będzie można usłyszeć utwory między innymi Etty James, Johna Lennona i Joy Division. Gościnnie wystąpi Stanisław Sojka. A że motywem przewodnim 18. MFF Tofifest jest kino niepokorne, pytamy Paulinę Przybysz o jej ulubione filmy i ulubione niepokorne bohaterki.
„Tina” reż. Brian Gibson (1993 r.)
Przygotowując koncert na finał Tofifest, oglądałam wiele filmów biograficznych i po raz kolejny zobaczyłam „Tinę”. To wstrząsająca, bardzo gorzka historia o życiu genialnej artystki, jej drodze na szczyt, a zarazem o pełnym przemocy związku. Jej pierwszy mąż Ike był mężczyzną niestabilnym emocjonalnie, przemocowym, o wielkim ego. Zazdrosnym o jej talent i sukcesy. Im bardziej Tina Turner szła do przodu, tym gorzej on sam się czuł i tym bardziej się nad nią znęcał. Nadchodzi jednak moment, w którym Tina wychodzi z pozycji ofiary, zupełnie dosłownie oddaje Ikowi i zaczyna brać los w swoje ręce. Wygląda to tak, jakby przez cały czas trwania tego związku zbierała w sobie siłę, zrozumienie i empatyczność dla samej siebie. Po raz pierwszy obejrzałam ten film, gdy byłam dziewczynką. Mam wrażenie, że za wcześnie. Ale z drugiej strony zostało we mnie wyczulenie na temat przemocy i nierówności, które zdaje się chronić i ostrzegać” .
„Matylda”, reż. Danny DeVito (1996 r.)
Z tym filmem łączy się piękne wspomnienie. Z rodzicami i siostrą wszystkie wakacje spędzaliśmy pływając żaglówką po Mazurach. Kiedyś w Rynie postanowiliśmy pójść do kina. To było kino stare, studyjne. Jego właściciel, gdy sam oglądał film, ustawiał na środku sali kanapę. Gdy okazało się, że jesteśmy sami na seansie, pozwolił nam się w niej rozsiąść. Pamiętam ten seans jako coś magicznego. Grająca Matyldę aktorka Mara Wilson była bardzo do mnie podobna, miałam identyczną fryzurę z grzywką i pucołowate policzki. Sam film – ekranizacja powieści Roalda Dahla – pokazuje zaś, że w dzieciach jest wielka potrzeba samorozwoju. Matyldzie wszyscy próbują w tym przeszkodzić. I rodzice, i szkoła. Ojciec denerwuje się, że córka czyta książki, zamiast „jak normalni ludzie” oglądać telewizję. Pamiętam scenę, w której rodzina ogląda teleturniej „Lepkie pieniążki”, w którym wygrywa ten, do kogo przyklei się więcej banknotów. I wtedy w Matyldzie gniew na ojca, na rodzinę, na to, że wszystko jest nie tak, kumuluje się w takim stopniu, że odkrywa w sobie paranormalne zdolności. Wzrokiem powoduje wybuch telewizora. Ale ten paranormalny element jest tylko niewielką „przyprawą”. Moc historii opiera się na tym, że to dobre psychologiczne kino i dla dzieci, i dla rodziców. Moja córka ma na imię Matylda.
„Trzy billboardy ze Ebbing, Missouri” , reż. Martin McDonagh
Co mnie uwodzi w tym filmie, to asertywność głównej bohaterki. Spokój, z jakim ona swoją misję – mimo żałoby po śmierci córki – realizuje. Nie potrafię sobie wyobrazić, co to znaczy stracić dziecko, jak się dalej żyje po takiej tragedii. Mildred, grana fenomenalnie przez Frances McDormand, włącza w sobie misję uporządkowania spraw w miasteczku. Szukając winnych gwałtu i śmierci, rozprawia się z rasizmem w policji, hipokryzją w kościele i zakłamaniem społeczności, w której żyje. Rozdrapuje rany. W tym wszystkim nie brak jej logiki, jedzie swoją prawdą jak walcem.
„Frida”, reż. Julie Taymor (2002 r.)
Ten film widziałam pewnie z siedem razy. Raz oglądałam go będąc w Meksyku, mieszkając pod miasteczkiem Puebla, w którym były kręcone zdjęcia. Ja i moja siostra mamy „meksykańskie siostry”, z którymi nawzajem się odwiedzamy. One nas oprowadzały, pokazując, gdzie która scena była kręcona, zabrały nas do jej domu. „Frida” to opowieść o artystce z totalnie bezkompromisowym, mocnym podejściem do własnych potrzeb, kreatywności, ekspresji, poszukiwania w życiu idei. W jej malarstwie jest coś z dziecięcej i jednocześnie dotkliwie głębokiej materii. Nadpobudliwość i charyzma Fridy przywołują mi obraz mojej mamy. Obydwie pomimo zmagań z ciężkimi chorobami nie ustają w artystycznych wyzwaniach i aktywnościach, moja mama zawsze jest gotowa wystąpić, poprowadzić chór gospodyń, dzieci czy zorganizować bieg po wąwozach Sandomierza. Mam tu skojarzenie z Fridą, która własnym łóżkiem wjeżdża na swój wernisaż.
„Opowieść podręcznej”, HBO
Jeden z najmocniejszych seriali, jakie widziałam w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Bardzo ważna jest jego feministyczna wymowa, przestroga, do czego może prowadzić skrajny konserwatyzm. Po każdym odcinku miałam doła, ale czułam, że muszę obejrzeć do końca. W „Opowieści podręcznej” jest wiele rzeczy, które zaczynają się wyświetlać w naszym codziennym życiu. I dziwi mnie, że ludzie tego nie widzą. Uprzedmiotowienie kobiet, poddanie ich władzy mężczyzn, decydowanie o ich prawach… Od momentu gdy w „Opowieść podręcznej” kobietom przestają działać karty płatnicze, jedno pociąga za sobą drugie, wszystko staje się możliwe, łącznie z odbieraniem im dzieci, zamykaniem ich w obozach pracy, zmuszaniem do rodzenia dzieci funkcjonariuszom państwowym. Abstrahując zaś od przerażającej treści, zachwycają mnie zdjęcia w tym serialu i kostiumy. Jestem pod wrażeniem, jak bardzo te ich kostiumy są wyprasowane (śmiech).
„Wspaniała pani Maisel”, Amazon Prime Video
I tu gładko przechodzę do serialu, który najpierw oczarował mnie stroną wizualną. Istna orgia tekstyliów! (śmiech). Ale sama historia też mnie zachwyciła. Serial opowiada o kobiecie, która w latach 60. w Nowym Jorku postanawia postawić na siebie i zostać stand-uperką. Wbrew rodzinie, wbrew swojemu środowisku, co jest tym trudniejsze, że pochodzi z konserwatywnej rodziny żydowskiej, jest rozwódką i samotną matką. Piękne, jak bardzo wspiera ją w tym były mąż. Miriam nie musi walczyć z mężczyzną, ma obok siebie kogoś, kto prawdziwie ją kocha, widzi jej wartość i szanuje talent, ale mam wrażenie, że dopiero po rozwodzie. W pani Maisel jest moc, inteligencja i niepokorna postawa. Mnie ciekawi też relacja artysta – menedżer. Ciągle sobie zadaję pytanie, czym powinien cechować się idealny menedżer. O co dbać, o co nie pytać, gdzie odpuszczać. I jak motywować artystę. Pani Maisel zawsze przed wejściem na scenę słyszała dodające odwagi: „Cycki w górę!”.