
Patryk Vega o pieniądzach, używkach, rodzinie i religii
Filmy Patryka Vegi cieszą się w Polsce niesłabnącą popularnością. Chociaż krytycy zwracają uwagę na coraz niższy poziom produkcji, widzowie wciąż chodzą do kina na „nowego Vegę”. A on postanowił ich nie zwieść i w rozmowie z nami mówi: „do 2025 roku mam zamiar zrobić 16 filmów”.
Od maja na platformie Netflix możemy oglądać jego film „Bad Boy” o środowisku fanatycznych kibiców piłkarskich. W roli charyzmatycznego przywódcy jednej z takich organizacji wystąpił Antoni Królikowski. Niedawno Patryk Vega pokazał zwiastun swojej najnowszej produkcji „Pętla” o kulisach tzw. afery podkarpackiej, również z Antonim Królikowskim w roli głównej. Film ma trafić do kin we wrześniu. Sam pełen przemocy, przekleństw i odważnych scen erotycznych trailer wzbudził kontrowersję, ale o produkcji było głośno już w kwietniu za sprawą informacji, o tym, że Vega nie przerwał prac na planie filmowym, mimo trwającej pandemii.
Niedawno Patryk Vega wrzucił nową wersję zwiastuna filmu „Pętla” przygotowaną z myślą o damskiej części widowni. Poświęcony jest on żonie głównego bohatera uwikłanej w romans przypominający słynną aferę z agentem Tomkiem.
Magdalena Felis: Wciąż jesteś najmłodszym twórcą profesjonalnych czołówek komputerowych w Księdze rekordów Guinnessa?
Patryk Vega: Podejrzewam, że już mnie ktoś wyprzedził. Do Księgi Guinnessa trafiłem, kiedy zrobiłem animowaną czołówkę do programu „5-10-15”, a o tym wyróżnieniu poinformowała mnie Telewizja Polska. To był 1992 rok, inne czasy – byłem jedynym dzieckiem w klasie, które miało komputer. Moja mama musiała pojechać na parę miesięcy do pracy do Szwecji i w zasadzie za wszystkie zarobione pieniądze kupiła mi pierwszego Amstrada.
To była inwestycja w twój talent czy spełnienie marzenia syna?
Spełnienie marzenia. Mama wychowywała mnie sama, więc była bardzo na mnie skoncentrowana. Ja z kolei od początku miałem poczucie, że jako jedyny facet muszę jakoś o tę naszą rodzinę zadbać. Również finansowo, bo w domu nigdy się nie przelewało. Miałem zresztą od dziecka do tego talent. Pamiętam, jak kiedyś na klatce spotkałem pijanego glazurnika, który właśnie odebrał wypłatę, i ograłem go w karty, wygrywając całą jego pensję, którą od razu zaniosłem mamie. Miałem wtedy nie więcej niż osiem lat.
Tak źle grał w karty czy był taki pijany?
Ja byłem taki dobry!
Mama kazała ci oddać?
Przyjęła – uczciwie wygrałem. Najbardziej źli byli koledzy z bloku, którzy chcieli mi zabrać te pieniądze, ale im się nie udało. Zwiałem im.
Pieniądze zawsze były dla ciebie ważne?
Od dziecka mi ich brakowało, więc wciąż o nich myślałem. Ten brak mnie napędzał. Z drugiej strony jestem uzależnieniowcem, więc mam skłonność do obsesyjnego wchodzenia w temat.
Byłem alkoholikiem, brałem narkotyki i przez całe życie zarabiałem pieniądze. Teraz to mój jedyny nałóg – daje adrenalinę, a jednocześnie nie jest aż tak pustoszący dla organizmu, jak inne. Ale nie mam złudzeń: psychika funkcjonuje jak wahadło, więc za każdy strzał adrenaliny, euforii, będę musiał zapłacić spadkiem energii, dołem, smutkiem.
Nałóg? A może po prostu jesteś pracowity?
Aż za bardzo lubię pracować – i to nie jest dobre. Odklejam się od zwykłego życia, poszukując impulsów. I coraz trudnej mi je znaleźć. Doszedłem do momentu, kiedy musiałbym ugryźć krowę w tyłek, żeby coś poczuć w życiu.
Kiedyś to wszystko zastępował mi alkohol – całe życie podporządkowywałem temu, żeby się napić. Po latach alkoholizm kojarzy mi się z bólem i chorobą. Doszedłem do stanu, kiedy tuż po przebudzeniu musiałem wypić 375 mililitrów wódki, żeby w ogóle móc mówić i funkcjonować. To już nawet nie miało nic wspólnego z upijaniem się – po prostu musiałem odżywiać tego potwora wewnątrz mnie.
Teraz karmisz go pieniędzmi?
Tak, choć mam też inną motywację: czuję się odpowiedzialny nie tylko za to, żeby zapewnić bezpieczeństwo mojej rodzinie teraz, ale żeby zabezpieczyć ich na wiele lat do przodu. Bo nie mam nikogo, kto jest w stanie mnie uratować w razie problemów.
A rodzina, przyjaciele?
Gdyby mi się coś stało, moja żona nie byłaby w stanie osiągnąć takich dochodów. Nie mam przyjaciół, którzy mogliby pożyczyć takie pieniądze. Mam też świadomość, że życie jest sinusoidą – to, że teraz jest dobrze, oznacza, że za jakiś czas może być gorzej. Nie jestem taki naiwny, żeby uważać, że mam życie pod kontrolą, nic złego mnie już nie spotka i zawsze będę zarabiał świetne pieniądze. We mnie do końca życia, niezależnie od tego, ile zarobię, będzie tkwił lęk o bezpieczeństwo materialne.
Mama doceniała twój wkład w rodzinny budżet?
Tak. I traktowała mnie po partnersku. Wzięła nawet kredyt, żeby kupić mi komputer Amiga 500, bo zakładaliśmy, że będę mógł zarabiać jeszcze lepiej, robiąc animacje komputerowe w profesjonalny sposób. Ale nie udało się. Branża była silnie obstawiona i zamknięta na nowych.
Taka odpowiedzialność musiała być niełatwa dla nastolatka...
Trudniejsze chyba było podołanie temu, że mama uważała mnie za najlepszego w każdej dziedzinie. Z jednej strony to oczywiście budowało we mnie poczucie własnej wartości, z drugiej – byłem przekonany, że muszę być najlepszy we wszystkim: od tańca przez koszykówkę po recytację wierszy i grę w kręgle. Czułem straszną presję, którą zabrałem ze sobą w dorosłe życie. Dopiero wiele lat później odciąłem ten balast. Zrozumiałem, że mogę być dobry w dwóch, trzech rzeczach – to wystarczy, żebym był fajnym człowiekiem. Ale sądzę, że zostałem reżyserem właśnie dlatego, że potrzebowałem sukcesu i uznania.
Od sekretarki Waldemara Dzikiego do reżysera
Do tego też przyczyniła się twoja mama.
Od najmłodszych lat zapisywałem sobie różne pomysły na sceny i ujęcia. Napisałem też pierwszy scenariusz, który opowiadał o pojedynku zawodowego zabójcy z seryjnym mordercą – był okropną kliszą hollywoodzkich blockbusterów. Kiedyś mama spotkała na spacerze w Parku Szczęśliwickim Małgorzatę Foremniak i powiedziała do niej: „Niech się pani nie zdziwi, jak za parę lat mój syn przyjdzie do pani z propozycją roli”. A ona odpowiedziała: „To niech on do mnie przyjedzie do teatru”. Potwornie stremowany, z różą i w marynarce, pojechałem do tego teatru ze scenariuszem, a Małgorzata Foremniak po tygodniu zadzwoniła, że przekazała go Waldemarowi Dzikiemu, który jest zaszokowany dialogami i chce się spotkać. Tym razem włożyłem smoking zakupiony w lumpeksie i pojechałem. Dziki zobaczył mnie w tym smokingu i pyta: „Co pan chce zrobić ze scenariuszem?”, a ja szczerze powiedziałem: „Chcę, żeby pan mi dał milion dolarów, a ja zrobię ten film i zdobędę Oscara”. Pokiwał głową i zatrudnił mnie jako sekretarkę. Najpierw parzyłem kawę w jego studiu, a potem przeszedłem całą drogę od pucybuta w górę – aż do reżysera.
Masz trójkę dzieci: ośmioletnią córkę i trzyletnie bliźniaki. Co jest trudniejsze: bycie synem czy ojcem?
Ojcem. Nie miałem ojca, więc nie miałem też męskiego wzorca. I mam poczucie, że jestem kiepskim ojcem. Skupiam się na tym, żeby zapewnić dzieciom bezpieczeństwo, żeby miały właściwą edukację, dom, wakacje, zabawki, prezenty. Ale nie potrafię się zaangażować w układanie klocków. Nużą mnie takie rzeczy, niestety. Z córką mogę prowadzić rozmowy o życiu, rzeczach, które są interesujące dla mnie i dla niej, więc ta relacja jest bardzo bogata. Ale z bliźniakami... Bardzo trudno jest mi puścić 40 razy samochodzik po podłodze.
Być synem, być ojcem
A jak określiłbyś swoją relację z tym nieobecnym ojcem?
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mnie ona naznaczyła – moje relacje z kobietami, z całym światem. Byłem jak komputer, który każdego dnia odpalał się z wirusem. Zastanawiałem się, czy jestem do niego podobny, czy mamy podobne gesty, co po nim odziedziczyłem. Więc w wieku 30 lat nawiązałem z nim wreszcie kontakt, żeby tę relację spróbować wyczyścić.
Ale jeśli kogoś nie ma w twoim życiu przez 30 lat, to w rzeczywistości żadna relacja nie istnieje. Próbowaliśmy ze sobą rozmawiać, ale o czym tu rozmawiać? Gdzieś się to rozeszło. Podejmę pewnie jeszcze raz tę próbę w najbliższym czasie, jednak bardziej ze względów religijnych. Żeby zachować jakiś szacunek do ojca.
A zobaczyłeś podobieństwo?
Ogromne. Już widzę, że zestarzeję się całkiem nieźle. Ojciec ma teraz sześćdziesiąt parę lat, a wygląda na pięć dych. To dobrze wróży.
Czasem mężczyźni, wychowywani bez ojców, sami boją się nimi zostać. Zamierzałeś mieć dzieci?
Razem z żoną chcieliśmy mieć dwójkę – wiadomo, że bliźniaków nie da się zaplanować. Wyszła trójka.
Świat stanął na głowie, kiedy urodziło się pierwsze?
Nie stanął, ale momentalnie przestawił mi się kręgosłup moralny, poczułem tę wielką zmianę: że jest ktoś, za kogo oddam życie, poświęcę dla niego wszystko. Od tamtej pory całe moje życie jest podporządkowane temu, żeby zarobić na dzieci i zbudować im jak najlepszy świat. To daje niesamowitego kopa! Nie czekasz na wenę, nie wymyślasz wymówek, tylko ostro zasuwasz.
Koniec z alkoholem, koniec z używkami
To z powodu dzieci rzuciłeś alkohol, a teraz schudłeś 50 kilogramów? Żeby zachować zdrowie, formę?
Alkohol rzuciłem po 15 latach picia, jeszcze przed narodzinami córki. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym pić, mając dzieci, cieszę się, że zafundowałem im trzeźwego ojca. Otyłość przez lata mi nie przeszkadzała, ale kiedy minąłem czterdziestkę, poczułem się więźniem własnego ciała, przeraziła mnie myśl, że nie dam rady zagrać z synami w piłkę. Byłem w fatalnym stanie, nieustannie czułem się zmęczony, ciągle szukałem krzesła, na którym mógłbym usiąść. Zrozumiałem, że nadszedł czas na radykalną decyzję: teraz albo nigdy. W ciągu roku zrzuciłem 55 kilogramów i jestem bardzo szczęśliwy, że moje dzieci wreszcie mają ojca z energią do życia.
A co chciałbyś im przekazać?
Żeby były dobrymi ludźmi, żeby nie krzywdziły innych i starały się żyć według 10 przykazań. Dla mnie momentem zwrotnym było uświadomienie sobie, ile przykazań łamię. To był początek długiej drogi do zmiany i nawrócenia. Więc chciałbym, żeby moje dzieci wierzyły w Boga i postępowały według Dekalogu. Uważam, że to jest przepis na szczęście.
A nie masz teraz odruchu miłosierdzia wobec tego ogranego przed laty w karty glazurnika? Jego rodzina musiała mieć ciężki miesiąc po tym, jak wrócił bez wypłaty.
Może ten człowiek spotkał mnie wówczas po to, by osiągnąć w życiu dno i przestać pić. Nie jestem Panem Bogiem, ale wierzę, że spotykamy ludzi w życiu po coś. Ja w swoim życiu staram się przestrzegać Dekalogu bezwzględnie, choć zdarzają mi się błędy, po których wracam na właściwą ścieżkę. Do kradzieży podchodzę radykalnie. Z tego powodu między innymi uczciwie płacę podatki. Gdybym w jakikolwiek sposób kręcił z fiskusem, czułbym, że łamię przykazanie.
Religia to porządek
Wydaje mi się, że religia może być również potężną używką.
Przez długie lata byłem wkręcony we wróżki, uzdrowicieli, szukanie obcych energii. W końcu byłem tym już tak zainfekowany, że wylądowałem na egzorcyzmach. Wydawało mi się, że jestem jak dom z pootwieranymi oknami i drzwiami, dom, do którego każdy może wejść – ponieważ ludzie, którzy uzdrawiają, nigdy nie wiedzą, kto im z tamtej strony podpowiada. A kiedy idę do kościoła, to wiem, z kim ten facet w sutannie rozmawia, do kogo się modli. I traktuję go trochę jak modem, za którego pośrednictwem jestem w stanie się podłączyć. To wprowadziło porządek w moje życie. Porządek, za którym tęskniłem.
Modlisz się?
Codziennie. I czytam Słowo Boże, które stało się dla mnie instrukcją, jak żyć. Dzięki Niemu eliminuję ze swojego życia negatywne rzeczy. Na przykład od kilku lat nie oglądam pornografii i nie onanizuję się, bo czułem, że w ten sposób zdradzam żonę. Oczywiście ciemność nie pozostaje dłużna i mnie atakuje. Mam pokusy, czasem upadam, grzeszę. Za to kiedy się podnoszę, wiem, dokąd mam iść.
A chciałbyś, żeby twoje dzieci nauczyły się same zarabiać?
Bardzo. Nie chcę ich demoralizować pieniędzmi. To czasem bywa trudne, bo jak jadę kupić dzieciom zabawki, to wracam z wielkimi worami prezentów. Nie mam umiaru i nie umiem sobie odmawiać rzeczy. Ale chciałbym, żeby moja córka, kiedy skończy 14 lat, dołączyła do wolontariatu. Żeby dzieci, gdy dorosną, były samodzielne. Nie chcemy wychować kadłubków zależnych od majątku rodziców. Postawiliśmy z żoną na świetną edukację: chcemy dać im wędkę, a nie rybę.
Chciałbyś, żeby były widzami twoich filmów?
Niekoniecznie. Do 2025 roku mam zamiar zrobić 16 filmów – może będzie wśród nich kino familijne, to wtedy obejrzymy razem.
A co jest twoją największą siłą jako ojca?
Determinacja. To w ogóle moja najważniejsza cecha. Że potrafię się odrodzić jak feniks z popiołów i adaptować do nowej rzeczywistości. Porażki mnie nie niszczą. Czasem przewracają. Zawsze uczą. Wiele razy upadałem w życiu i za każdym razem podnosiłem się i szedłem konsekwentnie do przodu. Więc dzieci mogą mieć pewność, że ojciec się nie podda.
A czego się boisz w związku z nimi?
Dorastania. Tego momentu w życiu, kiedy chce się wszystkiego za szybko spróbować. Narkotyków, alkoholu. Pamiętam siebie z tego czasu.
Miałeś dużo wolności?
Za dużo i to był błąd. Nigdy w życiu go nie powtórzę. Jestem zwolennikiem kontroli rodzicielskiej. Dzieci nie są wyposażone w narzędzia, które im pozwalają tę kontrolę nad sobą sprawować. Boję się też, że moje dzieci mogą wpaść w złe towarzystwo, że się z nami skonfliktują, przestaną nas słuchać. Ale podchodzę do tego jak do twórczego wyzwania.
Na pewno masz już opracowany modus operandi – co to będzie?
Uważam, że jedyną drogą jest to, żeby ze sobą rozmawiać. To jest banał, ale ludzkość niczego lepszego nie wymyśliła. Rzeczami, których nie można kupić, najcenniejszymi, które można komuś podarować, są nasz czas i uwaga. I myślę że to jest inwestycja, która się zwraca.
Więc układasz te klocki?
Tak. I puszczam samochodzik po raz 40.
***
Rozmowa z Patrykiem Vegą ukazała się w „Urodzie Życia” 10/2019