
„Outlander”, „Riverdale”, „The 100”. Oto najlepsze seriale typu „guilty pleasure”
Są produkcje, które oglądamy w tajemnicy przed innymi. Wciągają nas na długie wieczory, nie potrafimy o nich zapomnieć, mimo że doskonale zdajemy sobie sprawę z ich wad. To seriale typu „guilty pleasure”.
Jeśli macie dość dobrych rad mówiących o tym, że pandemia to czas na samorozwój, nie chciecie słuchać, że powinnyście nadrobić teraz wszystkie zaległości czytelnicze i poznać najważniejsze filmowe klasyki... Jeśli nie macie siły być bardziej produktywne niż zazwyczaj, nie chcecie ulegać presji, potrzebujecie oddechu, odrobiny luzu – postawcie na produkcje typu „guilty pleasure”. Siedzimy w domach, i tak nikt się nie dowie.
„Outlander”, Netflix
Serial „Outlander” opowiada historię Claire, która w tajemniczy sposób przenosi się z 1945 do 1743 roku. Zdezorientowana bohaterka nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości i jak najszybciej chce wrócić do swoich czasów i męża, Franka. Z czasem pokocha jednak nie tylko dziką Szkocję, ale i innego mężczyznę. „Outlander” to z jednej strony ckliwy romans, który zdaje się nie mieć końca (serial powstał na podstawie sagi Diane Gabaldon i doczekał się już pięciu sezonów), z drugiej — piękna przygoda, od której nie sposób się oderwać. Krajobrazy, kostiumy, muzyka i chemia pomiędzy głównymi bohaterami (Caitriona Balfe i Sam Heughan) wynagradzają wiele.
Czytaj też: Seriale dla kobiet i o kobietach. Poznaj bohaterki, które nas inspirują!
„Riverdale”, Netflix
Jeśli chodzi o „guilty pleasure”, ten tytuł to klasyk gatunku. Tytułowe „Riverdale” to spokojne miasteczko, w którym ginie nastolatek z wpływowej rodziny. Grupa wiernych przyjaciół będzie musiała rozwikłać zagadkę morderstwa. Choć krytycy nie pozostawiają na produkcji suchej nitki (określają ją jako kiczowatą i infantylną), fani z niecierpliwością czekają na jej kolejne sezony (powstało już pięć; najnowszy ukaże się na początku 2021 roku). Śledząc kolejne perypetie Cheryl, Betty czy Jugheada może zapomnieć o całym świecie. Czasem to wszystko, czego potrzebujemy.
„Dom z papieru”, Netflix
„Dom z papieru” to jeden z najpopularniejszych seriali Netfliksa. Cztery sezony produkcji oglądało się świetnie. Ale opowieści o bandzie sprawnych przestępców, którymi dowodzi tajemniczy Profesor, często brakuje logiki. Nawet fani produkcji zarzucają twórcom, że w kolejnych sezonach kopiowali samych siebie. Jednego hiszpańskiej produkcji nikt nie odmówi — wciąga okrutnie.
„Chirurdzy”, FOX Life
„Chirurdzy” doczekali się 17 (!) sezonów (najnowszy zadebiutował właśnie na kanale FOX Life). Coś, co miało być ambitną produkcją o lekarzach pracujących w szpitalu Seattle Grace, stało się… medyczną operą mydlaną. Eksperci są zdania, że serial zrobił dla medycyny więcej złego, niż dobrego (twórcy już nawet nie udają, że zależy im na pokazywaniu prawdy). Bohaterom serialu przydarzyły się już chyba wszystkie nieszczęścia świata. A jednak nie sposób się z nimi nie zżyć, nie kibicować im. Stali się dla nas jak dobrzy znajomi.
„The 100”, Netflix
W „The 100”, serialu opartym na serii książek Kass Morgan, oglądamy świat po apokalipsie. Ocalali tylko mieszkańcy dwunastu stacji kosmicznych na orbicie Ziemi. Kiedy po latach zaczyna im brakować zapasów, mieszkańcy wysyłają na Ziemię grupę nieletnich przestępców w celu kolonizacji. Walkę o przetrwanie przeplatają intrygi i romanse bohaterów. Ich nielogiczne postępowanie i fakt, że często ich problemy rozwiązują się same, może irytować, a jednak jesteśmy ciekawe, co wymyślą w kolejnych odcinkach. Wiele wynagradza też klimat produkcji, który przywodzi na myśl słynnych „Zagubionych”.