
Od „Janosika” po „Grace i Frankie” – 10 ulubionych seriali Katarzyny Zielińskiej
Zawsze gdy wracam z teatru czy z planu zdjęciowego, a dzieci już śpią, robię sobie herbatę z melisą i z ogromną przyjemnością oglądam seriale. Nawet do późnych godzin nocnych”, opowiada aktorka i producentka Katarzyna Zielińska. Wśród jej ulubionych seriali są takie, które szczególnie mocno zapisały się w jej życiu. Jeden sprawił, że zapragnęła być aktorką, przy muzyce innego szła do ślubu, jeszcze inny oglądała, będąc w ciąży z pierwszym synkiem, utwierdzał ją bowiem w przekonaniu, że dla kobiet nie ma rzeczy niemożliwych. Posłuchajcie jej opowieści:
***
„Grace i Frankie”
Dla mnie absolutny numer jeden. Ten komediowy serial opowiadający o czwórce przyjaciół po 60., którzy przeżywają drugą młodość, wciągnął mnie i poruszył. Pokazuje, że życie w każdym okresie może być piękne, każdy czas jest dobry na naukę, na rozwój, na przyjaźń, na miłość, a starszych ludzi nie wolno spychać na margines. Oglądając „Grace i Frankie” sama zaczęłam myśleć: co z tego, że skończyłam czterdziestkę, przede mną kilkadziesiąt kolejnych fajnych lat, niesamowity czas, gdy dzieci będą dorastały, pojawią się wnuki…
Ale to też serial, który w komediowej formie porusza inne ważne społecznie tematy, takie jak akceptacja związków jednopłciowych, adopcja dzieci czy zapłodnienie in vitro. Patrząc zaś z perspektywy aktorki i producentki – to drugi fach, który mnie fascynuje i któremu chciałabym się poświęcić – widzę tu świetnie napisane dialogi i znakomitą obsadę. Jane Fonda, wiadomo, wspaniała aktorka. Ale Lily Tomlin grająca Frankie to moje absolutne odkrycie. Każdą z postaci kocha się, podziwia i jednocześnie za coś się jej nie znosi. Jak w życiu.
„Dom z papieru”
To drugi hit, który w tym roku zawładnął sercem moim i męża. Opowieść o grupie ośmiu przestępców napadających na mennicę państwową jest świetna pod względem dramaturgicznym i niezwykle wciągająca. Przewodzący im Profesor pokazuje, jak niesamowita jest ludzka inteligencja, jak każdego człowieka można rozpracować. Wątek sensacyjny jest na pierwszym planie, ale to też o opowieść o relacjach między ludźmi. Przyjaźń ma tu wiele twarzy, nie zawsze jest to jednoznaczna relacja, może się zrodzić choćby między zakładnikiem a przestępcą. „Dom z papieru” pokazuje to w przepiękny sposób, wiele razy popłakałam się przed ekranem.
W ogóle wszystko zostało tu doskonale wymyślone, począwszy od maski Salvadora Dalego, która jest symbolem serialu, po świetną muzykę z utworem „Bella Ciao” na czele, po rewelacyjną obsadę. Młodzi, niezwykle utalentowani ludzie podbili cały świat dzięki rolom w „Domu z papieru”. Bardzo czekam na dalszy ciąg, niestety produkcja 5. sezonu została zawieszona ze względu na pandemię.
„Janosik”
Pierwszy serial, który mocno zapisał się w moim życiu. Przepiękny, z Markiem Perepeczko w roli zbója z Pienin, który walczy w dobrej sprawie, stając w obronie uciśnionych chłopów. Zagrała tam plejada wspaniałych aktorów: Ewa Lemańska jako Maryna, Bogusz Bilewski, Witold Pyrkosz, Marian Kociniak, Mieczysław Czechowicz, Władysław Kowalski… Fascynowałam się nimi od najmłodszych lat i dzięki nim tak pokochałam zawód aktora.
W dzieciństwie oczywiście bawiliśmy się w Janosika, ja byłam takim trochę podwórkowym zbójem, więc dobrze się w to wpisywałam. A serial zapadł mi w serce tak mocno, że gdy wychodziłam za mąż, mój tata wprowadzał mnie do kościoła przy motywie muzycznym z „Janosika”. Ksiądz się na to zgodził, wiedząc, że i ja, i mój mąż pochodzimy z gór.
„Niewolnica Isaura”, „Dynastia” i „Północ Południe”
Wymieniam te seriale razem, bo wszystkie były symbolem Polski lat 80., która powoli zaczęła otwierać się na świat. Pamiętam, że środa godzina dwudziesta to było święto dla naszej rodziny – siadaliśmy z mamą, tatą i siostrą oglądać „Dynastię”. Do dziś potrafię wyrecytować listę castingową: John James, Linda Evans, Pamela Sue Martin… Wtedy zakochałam się w amerykańskich aktorach, nagrywałam kolejne odcinki na kasetach VHS i przyglądałam się temu, jak grają.
Jako mała dziewczynka wyliczałam też, ile zrobienie takiego serialu mogłoby kosztować. Teraz śmieję się, że na nie patrzyłam nie tylko jako przyszła aktorka, ale też producentka. Pamiętam, przeczytałam gdzieś, że na potrzeby serialu „Północ Południe” – opowieści o przyjaźni dwóch rodzin: przemysłowców z Północy i plantatorów z Południa – uszyto ponad 8700 kostiumów z epoki. Każda z aktorek miała po 30 kostiumów! Dla dziewczynki z małego miasteczka to było coś niewyobrażalnego!
„Trawka”
Gdy byłam w ciąży z małym Henryczkiem, niesamowicie byłam nakręcona tym serialem. Pozostawiał mnie z poczuciem, że kobiety mogą zawojować świat. To opowieść o mieszkance amerykańskiego przedmieścia, która po śmierci męża podejmuje się nowej pracy – zaczyna sprzedawać marihuanę. W nieco kontrowersyjny sposób pokazuje się tu, ile granic człowiek jest w stanie przekroczyć z miłości do swoich dzieci. Mary-Louise Parker jest świetna jako Nancy Botwin, fajnie wymyśliła sobie tę rolę. Nieustająco kombinuje i zawsze chodzi z papierowym kubkiem lemoniady w dłoni. Wszystko, co robi, jest z jednej strony sprzeczne z prawem, ale z drugiej widzimy matkę, która nie chce, by dzieci w najmniejszym stopniu odczuły brak ojca czy brak pieniędzy.
Niskobudżetowa produkcja zdobyła mnóstwo nagród, nominacji i gwiazdek krytyków. Miała wiele sezonów, niestety w siódmym jej twórcy trochę się chyba pogubili. Wtedy uznałam, że na tym etapie zakończę oglądanie, by dobrze „Trawkę” wspominać.
„Breaking Bad”
Bardzo poruszający serial o tym, ile człowiek ma w sobie siły i że jest w stanie przenosić góry, jeśli ma dla kogo żyć. Nauczyciel chemii, człowiek z pasją, bardzo poważany przez uczniów, uczciwy, oddany rodzinie dowiedziawszy się, że ma raka i zostało mu kilka miesięcy życia, postanawia zająć się produkcją metamfetaminy, by po jego śmierci rodzina nie została bez grosza.
Serial zrobiony jest z dużym rozmachem – rozbudowana fabuła, od początku do końca przemyślana konstrukcja, akcje godne największych kinowych hitów, niesamowite przestrzenie, no i genialne aktorstwo, z Bryanem Cranstonem w roli Waltera White'a na czele. Dla mnie najważniejsze jest jednak to, co ten serial mówi o człowieku – że gdy ktoś zejdzie na złą drogę, zawsze trzeba zapytać dlaczego, poznać motywację, wysłuchać go. Wiele łez przy „Breaking Bad” wylałam. Mąż zawsze się dziwił: ile ty możesz płakać przy tym serialu?
„Przyjaciele”
Kultowa rzecz o codziennym życiu grupy przyjaciół, o prawdziwym świecie. Monica w pierwszym odcinku wita zresztą Rachel słowami: witaj w prawdziwym świecie, pokochasz to. Niby niewiele się tu dzieje, nie ma specjalnej dramaturgii, a wśród 240 odcinków nie ma jednego słabego! „Przyjaciele” pięknie pokazują lata 90., świetnie napisane są dialogi, aktorzy zostali doskonale skastingowani. Bardzo podoba mi się też psychologiczny zarys postaci.
Przyznam jednak, że gdy usłyszałam, że kręcone są teraz kolejne odcinki, to nie wiem, czy chciałabym je obejrzeć. Po co? Historia została zamknięta i ja nie potrzebuję ciągu dalszego. To, co powstało 20 lat temu, można oglądać bez końca. Ta opowieść o przyjaźni wciąż pozostaje niezwykle aktualna. Może teraz, gdy tak wiele kontaktów międzyludzkich przenosi się do sieci, jest nawet bardziej potrzebna niż kiedykolwiek.
„Seks w wielkim mieście”
Oglądałam ten serial głównie pod kątem dialogów, miałyśmy nawet z koleżankami notes, w którym zapisywałyśmy sobie najcelniejsze cytaty. Na przykład: „Faceci boją się kobiet sukcesu. Jeśli chcesz kogoś złapać, siedź cicho i graj według reguł”. Albo: „Przeszłość jest jak kotwica, która trzyma nas w miejscu. Trzeba zapomnieć o tym, kim się było, by stać się kimś, kim się będzie”. I jeszcze: „Żywot samotnej kobiety nie jest łatwy, dlatego trzeba mieć wyjątkowe buty, żeby radośnie kroczyć przez życie”. Ta ostatnia myśl często towarzyszyła mi w życiu.
Miałam taki czas, gdy mieszkałam w Krakowie i czułam się bardzo samotna. Gdy wtedy chodziłam ulicami i było mi bardzo źle, myślałam sobie, że muszę mieć wyjątkowe buty, by radośnie kroczyć przez życie (śmiech). Ale generalnie dziewczyny z „Seksu w wielkim mieście” były raczej przeciwieństwem mojej natury. Ja nie byłam ani tak przebojowa, ani tak wyzwolona. Pochodzę z małego miasta, z rodziny o raczej konserwatywnych zasadach. Oglądałam więc ten serial na zasadzie: to jest życie, którego nie znam, ale bardzo mnie bawił i trochę dodawał odwagi. Pokazywał, że czasem trzeba tupnąć nogą albo powiedzieć: świecie, ja sobie z tobą poradzę.