
Natalia Kukulska o dojrzałości, marzeniach i odwadze: „Chcę jeszcze w życiu wielkich emocji”
Jestem w takim momencie życia, że nie chcę już tylko marzyć, ale spełniać swoje marzenia, by za kilka czy kilkanaście lat nie żałować, że nie spróbowałam”, mówi Natalia Kukulska przy okazji premiery płyty „Czułe struny” z nowymi, wyjątkowymi aranżacjami utworów Fryderyka Chopina.
Sylwia Niemczyk: Powiedziałaś kiedyś w „Urodzie Życia”, że w życiu warto kierować się odwagą. Twoja nowa płyta „Czułe struny” pokazuje, że odwagi na pewno ci nie brakuje.
Natalia Kukulska: Dotykanie twórczości wielkich kompozytorów czy poetów zawsze wymaga pewnej zuchwałości i powiem szczerze, że prawdopodobnie bym się na to spotkanie z Chopinem nigdy nie zdecydowała, gdyby nie to, że zostałam na nie w pewien sposób zaproszona. 10 lat temu, w dwusetną rocznicę urodzin Chopina, zostałam jako wokalistka zaproszona przez poznański Classic Jazz Quartet do udziału w koncercie „Chopin nasz współczesny”. Wtedy byłam tym tak samo zdziwiona, jak pewnie dzisiaj są niektórzy, widząc moje „Czułe struny”. Myślałam: „Jak to, ja?!”. Ale po tamtym jednym koncercie miałam duży niedosyt i pomyślałam, że warto byłoby kiedyś jeszcze do Chopina wrócić. I jako że jestem osobą, która lubi sobie wszystko planować z dużym wyprzedzeniem, to już wtedy, te 10 lat temu zaplanowałam, że wrócę w kolejną okrągłą rocznicę urodzin Chopina. Miałam dużo czasu, żeby ten pomysł się w mojej głowie zweryfikował. Po pierwsze: czy, ale przede wszystkim: jak to zrobić.
I to „jak” jest zrobione naprawdę z przytupem: razem z tobą na płycie występuje Sinfonia Varsovia.
To już od długiego czasu było moim wielkim marzeniem. Każdy artysta, który miał okazję wystąpić na scenie z orkiestrą symfoniczną, wie, jakie to jest wspaniałe uczucie – obcowanie z wielką ścianą dźwięku – magiczna rzecz. Jestem w takim momencie życia, że nie chcę już tylko marzyć, ale spełniać swoje marzenia, żeby za kilka czy kilkanaście lat nie móc sobie zarzucić, że nie spróbowałam.
Zaprosiłaś też do współpracy pięć artystek, które razem z tobą napisały teksty.
To jest piękna lista: Kayah, Gaba Kulka, Bovska, Mela Koteluk i Natalia Grosiak z Micromusic. Każda z nich pytała mnie o to, jak sobie to wyobrażam, czy jest jakiś temat przewodni płyty, którego mają się trzymać, ale ja prosiłam tylko o to, żeby to był zapis ich emocji. Wyszły teksty, które są jak najbardziej współczesne, ale jednocześnie uniwersalne. Romantyzm, którym są nasycone, jest trochę niedzisiejszy, widać to choćby w Etiudzie E-dur, gdzie śpiewam tekst Meli Koteluk „Z wyjątkiem nas”, którego pointą jest dzisiejszy deficyt czy nawet utrata naszej wrażliwości na piękno.
Wracasz do tego deficytu też w innym utworze, w którym śpiewasz: „Świętujemy znieczulenia czas”.
Tekst „Znieczulenie” napisałam jako pierwszy, pod wpływem impulsu po wysłuchaniu wspaniałej przemowy noblowskiej Olgi Tokarczuk. Słowo „czułość”, które przypomniała nam pisarka, wydało mi się niewiarygodnie ważne w naszym życiu. „Znieczulenie” to piosenka o jakimś dziwnym zepsuciu świata, które dzisiaj wszyscy widzimy. Jesteśmy znieczuleni, być może dlatego, że codziennie docierają do nas skrajne, przerysowane bodźce. Kiedy śpiewam: „Świętujemy znieczulenia czas”, to mówię o społeczeństwie, którego też jestem częścią, nie czuję się od nikogo lepsza, wrażliwsza. Nieraz, na przykład na urlopie, łapię się na wewnętrznym lęku, który wynika z chwilowego wyciszenia się. Codzienny bieg zagłusza prawdziwe potrzeby, tęsknoty, a później, gdy uda mi się zatrzymać i one mogą w końcu dojść do głosu, zetknięcie się z nimi jest dla mnie trudne i bolesne.
Ale muszę tu uściślić, że leitmotivem płyty nie jest znieczulenie, tylko przeciwnie: czułość – to wspaniałe pojęcie, którego nie można do końca opisać, nawet noblistka potrzebowała wielu słów, by je zdefiniować!
„Czułe strony”: muzyka Chopina i kobiece uczucia
Który z tekstów śpiewanych na płycie poruszył cię najbardziej?
Każdy z nich rezonuje we mnie w inny sposób. Choćby piękna piosenka Kayah o samotności w związku i zawodzie miłosnym. Ale jeśli mam wybrać rodzaj poruszenia, który był dla mnie odkrywczy, to słowa, które napisała Gaba Kulka, „Ktoś całkiem nowy”. Jak przeczytałam całość, to się bardzo wzruszyłam. To jest utwór o relacji matki i dorastającej córki. Pisana tak linearnie, jakbym opowiadała o naszym życiu i czasie, który naszą relację zmienia i buduje. O chęci zatrzymania tego, co nie do zatrzymania.
„Dalej biegnij
Dalej goń
Tylko proszę, obiecaj
Że powrócisz tu
Znowu malutka
I dasz się utulić do snu”.
Chyba prawie każda matka dorastającej córki odnajdzie w nim swoje emocje.
Śpiewasz o macierzyństwie, o cierpieniu po zdradzie, tęsknocie za miłością – mam wrażenie, że w ten sposób odzierasz utwory Chopina z tradycyjnej, narodowej otoczki. Tytułowe „Czułe struny” to przecież Polonez As-dur, który kiedyś był nazywany heroicznym.
Absolutnie się zgadzam z tym, że to nasz skarb narodowy, od lat padamy przed wielkością tej twórczości na kolana, dumni, że mamy tak wybitnego rodaka. Ale muzyka to coś żywego, to emocje, które czujemy dzisiaj, tu i teraz. Dla mnie utwory Chopina współgrają z moimi emocjami, często się przy nich wzruszałam. Pamiętam momenty, kiedy towarzyszyły mi w ostatnich miesiącach życia mojej babci Haliny. Leżała w jednym pokoju, a naprzeciwko, w drugim pokoju, moje dzieci ćwiczyły do szkoły muzycznej preludia chopinowskie e-moll i c-moll. Ile w nich refleksji, bólu, wzruszenia…
Same „Czułe struny” to utwór o odwadze, której potrzebujemy, żeby się spełniać w życiu, żeby sięgnąć po swoje marzenia. Dla ciebie to nie jest heroiczne? Nieraz wchodzimy w bezpieczne schematy, bo boimy się wielkich emocji. Często też przed działaniem powstrzymują nas kompleksy albo zasady wpojone w domu. Bardzo trudno jest się nam uwolnić od konwenansów, znam to z własnego doświadczenia. Moja babcia, która po śmierci mamy pomagała mnie wychowywać, była w stu procentach mieszczańska i przez całe lata od niej słyszałam: „To wypada, tego nie wypada” albo: „Co powiedzą ludzie?”. Dla niej największą wartością była skromność. Strój musi być skromny, zachowanie musi być skromne. Coś było ładne, bo skromne. Kiedy dorastałam, musiałam się z tego dyktatu skromności wyzwolić, na szczęście mój zawód zawsze dawał mi dużo pretekstów do zabawy, wolności, eksperymentowania z wizerunkiem.
Musiała co chwilę łapać się za głowę, gdy widziała twoje fryzury, stroje.
To zdecydowanie nie był jej świat, ona nigdy się nie malowała, zawsze ubierała się skromnie i nobliwie, w szarości i beże, zajmowała się tylko domem. Nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie to, że jako dorastająca dziewczyna już widziałam w niej umęczoną kobietę, która nie miała własnego życia, bo się poświęciła, wiecznie sprzątającą i utyskującą: „Czemu nie odłożyłaś tego na miejsce?”. Była też na pewno osobą żyjącą w ciągłym lęku, co dzisiaj umiem zrozumieć: gdy miała dwa lata, straciła tatę, potem córkę. Dla niej każdy mój wyjazd był ogromnym stresem, żegnała się ze mną, jakbyśmy miały zobaczyć się już ostatni raz.
Mieszkała z wami, gdy byłaś dzieckiem, na nowo zamieszkałyście razem, gdy byłaś już dorosłą kobietą.
Zaprosiłam ją do siebie nie z obowiązku odpłacenia opieką za opiekę, ale dlatego, że czułam potrzebę bliskości z nią. Przez to rola opiekunki, w jaką weszłam, była piękna mimo wszystkich wyzwań. Poznałam tę rolę od podszewki, dlatego wiem też, że trzeba o niej rozmawiać i wspierać wszystkich, którzy ją odgrywają. Sama zresztą to robię, angażując się w kampanię edukacyjną dotyczącą roli opiekuna osób przewlekle chorych. Ostatnie miesiące z babcią były trudnym, ale też bardzo ważnym dla mnie doświadczeniem. Cieszę się, że mogłyśmy być razem w tych najcięższych momentach, bo babcia, z tymi wszystkimi swoimi trudnymi cechami, była dla mnie niezwykle ważna, miała na mnie wielki wpływ.
Co od niej wzięłaś?
Czasem żałuję, że nie wzięłam więcej, nie nauczyła mnie na przykład lepienia pierogów, choć na szczęście zostały po niej przepisy. Ale nie o te przepisy chodzi, bardziej o to, co jednak udało jej się mi przekazać – o to, że dom jest ważny, że w tym domu ważne są wspólne posiłki, spotkania przy stole. Babcia się we mnie odzywa w różnych sytuacjach w życiu, często ją słyszę w głowie i lubię ten jej głos. Dzisiaj widzę między nami więcej podobieństw niż kiedyś, zauważam na przykład, że stałam się tak jak ona osobą twardo stąpającą po ziemi. Kiedyś taka nie byłam, ale potrzeba mnie zmieniła.
Kiedy nastała ta potrzeba? Gdy zostałaś mamą?
No właśnie to jeszcze nie było wtedy. Kiedy Jaś się urodził, miałam nianię, wielką pomoc mojej babci, która była wtedy jeszcze w bardzo dobrej formie, i rodziców Michała, mojego męża. Moje twarde stąpanie po ziemi zaczęło się dużo później, kiedy najpierw zachorował mój tata, a potem babcia. Wtedy zaczęły się powolutku nasze role odwracać. Wcześniej przez wiele moich dorosłych lat miałam poczucie, że to oni cały czas się mną opiekują, wiedziałam, że choć mam dzieci, to mogę wyjechać, bo ktoś pomoże, ogarnie. A potem nagle tego zabrakło – nagle to ja weszłam w rolę opiekuna i babci, i taty, każde z nich miało dość długi okres chorowania przed odejściem. Wzięłam sprawy w swoje ręce, dbałam o leczenie, wizyty lekarskie i planowanie im codzienności, po prostu dbałam o nich. To mnie bardzo zmieniło.
Natalia Kukulska o dojrzałości: „boję się”
Dojrzałaś?
Coraz bardziej boję się, że zaczynam tę dojrzałość czuć…
Boisz się?
Tak, to też jest pewien lęk. Oczywiście z radością witam w sobie dojrzałość, która kojarzy się ze świadomością, poznaniem siebie. Ale jednocześnie dojrzałość mi się też kojarzy z utratą spontaniczności. Przez tę odpowiedzialność, której nabyłam w ostatnich latach, przez to, że tak o wszystkim myślę i wszystkim się przejmuję, staję się mniej spontaniczna – i mocno pracuję nad tym, aby tak nie było. Dojrzałość to nie tylko zdawanie sobie sprawy z tego, kim jesteśmy i czego w życiu chcemy. To też uświadomienie sobie, że czas mija, że decyzje, które podejmujemy, mogą być nieraz nieodwracalne. Przez tę świadomość człowiek może stać się nazbyt ostrożny. Boję się, aby szala nie przechyliła się zbyt mocno, żeby z osoby spontanicznej, którą byłam przez wiele lat, nie stać się zachowawcza. Walczę cały czas o swój luz, dystans, szczere emocje, o swoją wewnętrzną radość.
Nowa płyta to część tej twojej wewnętrznej walki?
Ta płyta jest dla mnie bardzo mobilizująca, była wielkim wyzwaniem: logistycznym, artystycznym, wokalnym. Kiedy zaczynałam nagrywać, starałam się być bardzo correct, chciałam, żeby te melodie były jak najprościej oddane, bałam się, że będzie słychać naleciałości czy jakieś moje manieryzmy. Stałam spięta, cała na baczność przy mikrofonie, na szczęście Leszek Kamiński, który nagrywał mój wokal, cały czas mi przypominał, żebym nie trzymała emocji na wodzy, żebym zamknęła oczy i puściła je wolno, i była prawdziwa. To było dla mnie bardzo ważne – żeby wyszło naturalnie.
Na pewno nie chodziło mi o to, żeby dołączyć do tych, którzy „przerobili” Chopina. Opracowań tych kompozycji było wiele, co prawda głównie interpretacje jazzowe, mniej było utworów wokalnych, w Polsce powstały do tej pory tylko dwie takie płyty. Novi Singers w latach 70., tylko że oni śpiewali scatem, nie śpiewali tekstów. Dopiero w latach 80. Bernard Maseli, wybitny wibrafonista, nagrał płytę „Tylko Chopin” z Lorą Szafran. Niedawno z nim rozmawiałam, opowiedział mi, że wtedy mocno im się dostało po głowie. Więc jeśli mi też się oberwie – to będę w dobrym towarzystwie. Ale na razie odbiór albumu wręcz mnie unosi.
„Czułe struny” (wyd. Agora) to największy dotychczasowy projekt muzyczny Natalii Kukulskiej. Na płycie znajduje się 10 kompozycji Fryderyka Chopina opracowanych w formie utworów symfonicznych. Za aranżację utworów odpowiadają: Krzysztof Herdzin, Nikola Kołodziejczyk, Adam Sztaba, Paweł Tomaszewski i Jan Smoczyński, a pod ich batutą zagrała orkiestra Sinfonia Varsovia.
***
Rozmowa z Natalią Kukulską ukazała się w „Urodzie Życia” 9/2020