
Ujawniła seksskandal w Komitecie Noblowskim – Matilda Voss Gustavsson o gwałtach z Noblem w tle
Matilda Voss Gustavsson miała 30 lat, kiedy największy szwedzki dziennik, „Dagens Nyheter”, opublikował jej reportaż na temat Jeana-Claude'a Arnaulta, 71-letniego męża wybitnej poetki Katariny Frostenson, członkini Akademii Szwedzkiej przyznającej Literacką Nagrodę Nobla.
Ujawniła w nim, że Arnault przez ponad 20 lat wykorzystywał swoją pozycję w świecie kultury, by molestować i gwałcić kobiety. Udało jej się namówić kilkanaście z nich na rozmowę i publikację zeznań. Nie było to łatwe, bo Arnault latami zastraszał swoje ofiary, używał wpływów, aby zniszczyć im kariery. Ale był 2017 rok, światem wstrząsały kolejne fale ruchu #MeToo, relacje aktorek napastowanych przez Harveya Weinsteina doprowadziły do jego aresztowania, a kobiety na całym świecie coraz mniej bały się swoich oprawców.
Seksskandal z Noblem w tle
Śledztwo Matildy Voss Gustavsson wykazało, że o niestosownych zachowaniach Arnaulta w stosunku do kobiet wiedziała niemal cała szwedzka elita kulturalna. W klubo-galerii Forum założonej przez Frostenson i Arnaulta występowało dziewięciu spośród 18 członków Akademii Szwedzkiej, wielu z nich nazywało Arnaulta swoim przyjacielem. Kiedy w latach 90-tych jedna z molestowanych przez niego kobiet napisała w tej sprawie list do Akademii, została zignorowana.
Reportaż Matildy Voss Gustavsson wstrząsnął nie tylko Szwecją – wywołał gigantyczny skandal w całym świecie kultury. W efekcie pogrążona w kryzysie Akademia Szwedzka, po raz pierwszy od 1949 roku, nie przyznała Literackiej Nagrody Nobla. Dopiero rok później, już w nowym, odświeżonym składzie, przyznała dwie nagrody, w tym za rok 2018 dla Olgi Tokarczuk.
W toku śledztwa, które uruchomił artykuł Matildy Voss Gustavsson okazało się, że Jean-Claude Arnault nie tylko molestował i gwałcił kobiety, ale był też źródłem noblowskich przecieków. Wiadomości o tym, kto otrzyma nagrodę Nobla dostarczała mu żona, a on brylował później w towarzystwie chwaląc się dostępem do największych tajemnic. Wynoszenie na zewnątrz nazwisk laureatów mogło wiązać się też z realnymi korzyściami finansowymi – wyniki obrad Komitetu Noblowskiego można obstawiać u bukmacherów.
Jean-Claude Arnault został w 2018 roku skazany na 2 i pół roku więzienia za dwa opisane przez Gustavsson gwałty, ale niedawno został zwolniony warunkowo. Jego żona, Katarina Fostenson, po wielu miesiącach negocjacji zgodziła się opuścić Akademię Szwedzką (regulamin nie zakłada możliwości usunięcia jej członków).
Matilda Voss Gustavsson otrzymała za swój reportaż Grand Prize For Journalism, najważniejsze wyróżnienie dziennikarskie w Szwecji. Rozwijająca wątki reportażu książka „KLUB” ukazała się rok później i z miejsca zyskała status bestselleru.
Już za kilka dni, 2 września, nakładem wydawnictwa Wielka Litera ukaże się polskie wydanie książki, a jutro (29 sierpnia) Matilda Voss Gustavsson będzie gościem Big Book Festival.
Magdalena Żakowska: Jak to możliwe, że w tak poprawnym społeczeństwie, jak szwedzkie, przedstawiciel kulturalnej elity potrafił na przyjęciu włożyć obcej kobiecie rękę między nogi. Bez uprzedzenia, bez gry wstępnej, w obecności własnej żony.
Matilda Voss Gustavsson: Szokujące, prawda? Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest złożona. Przed publikacją mojego tekstu Jean-Claude Arnault miał w Szwecji pozycję niemal nietykalnego. Trochę jak Harvey Weinstein w USA. Powszechnie podziwiano Forum, które założył. Występowały tam najwybitniejsze postaci świata kulturalnego – od Swietłany Aleksijewicz po Barbarę Hendrix. Arnault jest mężem najwybitniejszej szwedzkiej poetki XX wieku, która zasiadała w Komitecie Noblowskim w Akademii Szwedzkiej, instytucji, która była obiektem niemal religijnego kultu. Akademia nie tylko przyznawała Literacką Nagrodę Nobla – rozdzielała też granty, stypendia artystyczne, dofinansowywała inne instytucje, w tym Forum. Tak więc pierwsza odpowiedź na twoje pytanie brzmi: wpływy i władza. Wystąpienie przeciwko Akademii i ludziom z nią związanym groziło poważnymi konsekwencjami – utratą subwencji, czy towarzyskim ostracyzmem.
Jedną z ofiar Jean-Claude'a Arnaulta była żona członka Akademii Szwedzkiej, kobieta co najmniej równie wpływowa, jak on. Mogła go zdemaskować, ale zamiast tego sama skazała się na zesłanie – odmawiała uczestnictwa w przyjęciach i uroczystościach w obawie, że go tam spotka.
W tej sytuacji zawiera się druga odpowiedź na twoje pytanie. Ofiary napaści seksualnych – niezależnie od tego z jakiej grupy społecznej się wywodzą – czują wstyd, lęk przed konfrontacją, albo w sobie samych doszukują się powodów agresji. Skoro wszyscy tak go podziwiają, jak to możliwe, że mógł mi coś takiego zrobić? Co się stanie, jeśli o tym opowiem? Czy ktoś mi uwierzy? Czy znajomi się ode mnie odwrócą?
Akademia Szwedzka rozłożyła nad Jean-Claude'em Arnault parasol ochronny. Przymykano oczy na jego „ekstrawagancje”.
Myślę, że znaczenie miał w tym wszystkim fakt, że Arnault jest Francuzem, pochodzi z innej kultury – kojarzącej się z winem i markizem De Sade. Temu przypisywano jego zachowania, które w Szwecji powszechnie uznawane są za przekraczające granice. Arnault kreował się na „erotomana”. Myślę, że wiele osób nie podejrzewało, że za tą kreacją kryje się realna przemoc. Albo traktowano tę kreację jako wymówkę, aby przymykać oko na to, co robił.
Mąż swojej żony
To był przedziwny związek – genialna poetka i elektryk, który wymyślił sobie cały swój życiorys od nowa.
A Szwecja kupiła ten nowy życiorys bez zastanowienia. Arnault opowiadał o sobie niestworzone historie, niczym baron Munchhausen, ale nikt nie poddawał ich w wątpliwość. Ważną rolę w budowaniu wizerunku Arnault odegrała niewątpliwie jego żona, Katarina Frostenson, która ma w Szwecji status głosu swojego pokolenia, jednej z najwybitniejszych postaci literatury XX wieku. Frostenson zawsze unikała rozgłosu, była outsiderką, Arnault przeciwnie – grzał się w świetle swojej żony i dzięki niej szybko awansował do szwedzkiej elity kulturalnej.
Katarina Frostenson wiedziała o romansach męża. Była świadkiem jego niestosownych zachowań. Ale po publikacji twojego reportażu do końca go broniła. Myślisz, że w jakimś sensie była też ofiarą swojego męża?
To najtrudniejsze z pytań, które sobie stawiałam w trakcie mojego śledztwa. Myślę, że odpowiedź na nie jest niemożliwa. Mamy zbyt mało danych, aby postawić jakąkolwiek tezę. Katarina Frostenson nie udziela wywiadów. Nie wiemy, na czym opierała się ich relacja. To, co wiemy na pewno, to fakt, że jest bardzo wrażliwą artystką, stuprocentową poetką. Poznała Arnaulta jako młoda dziewczyna, prawdopodobnie to on zbudował jej wyobrażenie o relacjach między kobietą i mężczyzną. Ale był też męskim odpowiednikiem stereotypowej „żony pisarza” – gotował, sprzątał, stworzył jej komfortowe warunki pracy, organizował całe ich życie, a ona mogla skoncentrować się tylko na tworzeniu.
Czy Katarina Frostenson jest więc ofiarą swojego męża? Przez lata chroniła go, bezwzględnie uciszała jego ofiary, a jeśli nie chciały milczeć, niszczyła im kariery, bo jako członkini Akademii Szwedzkiej miała faktyczną władzę. Po publikacji mojego tekstu broniła go bardzo agresywnie, oskarżając jego ofiary o podłe motywacje. Powtarzała, że mój tekst to efekt spisku wojujących feministek i niedocenionych artystek. Wyrok sądu uważała za zniewagę, a po zwolnieniu Arnault z więzienia, z tego co wiem, znów zamieszkali razem.
Twoja książka jest nie tylko świadectwem przemocy seksualnej, jakiej doświadczały twoje bohaterki, ale też zmieniła definicję ofiary. Pokazałaś, że ofiara przemocy seksualnej nie musi zachowywać się w jakiś ogólnie oczekiwany sposób, że jej reakcja na gwałt nie musi być wcale taka, jakiej się spodziewamy, że ofiara nie musi udowadniać, jak wielki ból i traumę wywołała u niej przemoc. A mimo to należy jej wierzyć.
Kilka spośród moich bohaterek otwarcie flirtowało z Jeanem-Claude'em Arnault przed jego napaścią. Niektóre odbyły z nim nawet wcześniej stosunek seksualny za obopólną zgodą. Jedna z nich już po napaści zdecydowała się jeszcze raz z nim spotkać sam na sam. Wyparła to, co ją spotkało, bo wszyscy dookoła, łącznie z jej oprawcą, zachowywali się tak, jakby nic się nie stało. Wśród ofiar Arnault były kobiety, które lubiły przygody seksualne na jedną noc, były takie, które lubiły pić alkohol i właśnie to wykorzystywał. Ale żadna z tych cech nie usprawiedliwia napaści seksualnej i nie zmienia definicji gwałtu.
Ale, jak napisałaś w książce, jesienią 2017 roku złapałaś się na tym, że chciałaś podrasować, podkręcić opowieści tych kobiet, żeby sprawiały „lepsze” wrażenie ofiar.
To prawda. Głównie dlatego, że bałam się, że nikt im nie uwierzy, że zostaną wyśmiane, że ich oskarżenia zostaną zbagatelizowane. W Szwecji dopiero w 1965 roku przemoc seksualna w małżeństwie została uznana za przestępstwo, dopiero w 2003 roku rozszerzono pojęcie gwałtu – tak, aby dotyczyło także ludzi, którzy się nie bronią, reagują pasywnie, na przykład w wyniku obezwładniającego lęku. Mimo zmian, jakie ruch #MeToo wprowadził w dyskursie społecznym, relacja ofiara-oprawca wciąż była w jakimś sensie czarno-biała.
Obowiązywało przekonanie, że zgwałcić można jedynie tę kobietę, która w wyniku gwałtu straci honor, dlatego zgwałcone kobiety od zawsze musiały przedstawiać się w sądzie jako nieskazitelne moralnie, niewinne. Musiały udowadniać, jak wielki ból sprawiła im przemoc, jak bardzo zniszczyła im życie. Tymczasem ofiary gwałtów zachowują się często w sposób odbiegający od tych oczekiwań. Są na tyle sparaliżowane wspomnieniem tego, co je spotkało, że zachowują się nieracjonalnie, albo nie chcą myśleć o sobie, jako o ofiarach, dlatego decydują się milczeć. Udają, że nic się nie stało nawet przed swoimi oprawcami. Paleta zachowań jest bardzo szeroka. Z drugiej strony obowiązywało też nieprawdziwe wyobrażenie sprawcy przemocy seksualnej, jako potwora. Tymczasem sprawca przemocy seksualnej wygląda i zachowuje się często dokładnie tak samo, jak wszyscy inni. Ma poczucie humoru, świetnie gotuje, ma żonę, zna się na sztuce, kocha operę, albo jest po prostu zwyczajnym, przeciętnym facetem.
R Kelly, Woody Allen, Kevin Spacey i inni
Twój reportaż wywołał silny społeczny gniew, którego nie sposób było kontrolować. Oskarżonego skazano w mediach społecznościowych na długo przed rozpoczęciem procesu. Spodziewałaś się takiej reakcji?
Obawiałam się jej. Z dnia na dzień stosunek do Jean-Claude'a Arnault, jego żony, Akademii Szwedzkiej, zmienił się o 180 stopni. W pewnym sensie nie miało już znaczenia, co wydarzy się dalej – jakie kroki podejmie Akademia, żeby się oczyścić, co zadecyduje sąd. Ofiary też przestały mieć znaczenie. To był jeden z powodów, dla których zdecydowałam się napisać książkę „KLUB” – żeby pokazać złożoność tej sytuacji. Sposób, w jaki niszczy się ludzi publicznie zanim się ich osądzi, budzi mój głęboki sprzeciw.
Co myślisz o kulturze skreślania? O tym, że wycofuje się z obiegu dzieła ludzi oskarżonych o przemoc seksualną – nie można już słuchać płyt R Kelly'ego, filmu Woody Allena, czy z udziałem Kevina Spacey wycofywane są z platform streamingowych, dzieła Balthusa usuwane z muzeów?
Przeraża mnie to i gruntownie się z tym nie zgadzam. Jeśli sprawca przemocy seksualnej wykorzystuje swoją pozycję w świecie sztuki, polityki, czy sportu, aby zdobywać kolejne ofiary, to oczywiście sprawa jest jasna – należy mu to uniemożliwić, osądzić, ukarać, itd. Ale to, co stworzyli – ich muzyka, filmy, dzieła sztuki – to kompletnie oddzielna sprawa i trzeba te dwie sfery wyraźnie oddzielać. Nie zgadzam się z amerykańskim sposobem na rozliczanie sprawców przemocy seksualnej, na wkładanie do jednego worka gwałtów, molestowania i dzieł, które jako artyści stworzyli.
Czy Katarina Frostenson jest twoim zdaniem wielką poetką?
Tak. I wszyscy powinniśmy czytać jej wiersze. Bałam się, że ujawnienie przestępstw, których dopuścił się jej mąż i skandal, który wywołał mój tekst sprawią, że przestanie pisać. Ale na szczęście tak się nie stało. Bardzo się z tego cieszę.
Napisałaś, że praca nad tą książką zdemolowała cię psychicznie. Czy rok po publikacji czujesz się już lepiej?
Z początku ciężko było mi wrócić do normalnej pracy, na co dzień nie zajmuję się reportażem śledczym, piszę portrety wybitnych postaci kultury, to trochę mniej ekscytujące, nie ma się poczucia, że każdym zdaniem zmienia się świat. Ale kocham to, co robię. Pracuję właśnie nad portretem Martina Hagglunda, szwedzkiego filozofa, który uważa, że w kapitalizmie zatraciliśmy wolność, ponieważ większość czasu spędzamy w pracy, która na dodatek nie ma większego sensu. Hagglund twierdzi, że religie, dając nadzieję na zbawienie po śmierci, służą w istocie jako fałszywe alibi, aby nie ulepszać świata doczesnego. Kiedy zaczęłam pracować nad jego portretem nadeszła epidemia i lockdown. Świat się zatrzymał, a w moim osobistym życiu zaszło dużo zmian – wyszłam za mąż i jestem w ciąży. Więc tak, czuję się znacznie lepiej.
29 sierpnia o godz. 16.00 Matilda Voss Gustavsson będzie gościnią Big Book Festival. Spotkanie on-line z pisarką poprowadzi Sylwia Chutnik. Szczegóły i transmisję spotkania znajdziecie na www.bigbookfestival.pl