
Madonna, nieśmiertelna królowa popu, kończy 62 lata!
Michael Jackson, Prince, Madonna. Wielką Trójca popu lat 90. Dwaj pierwsi nie żyją, przedawkowali psychotropy, które przez lata pomagały im żyć na świeczniku. Została już tylko ona, Królowa Popu. Chociaż na scenie szokowała, prywatnie zaskakiwała normalnością. Nigdy nie piła i nie brała narkotyków, zakochiwała się w mężczyznach na zabój, była wierna, marzyła o rodzinie. 16 sierpnia Madonna obchodziła 62 urodziny.
Chodź, pokażę ci majtki
Która z was nie tańczyła nigdy do „La Isla Bonity”, nie nuciła „Like A Prayer”, nie wyła na pełen głos „Don't Cry For Me, Argentina”? Wszyscy kochamy jej piosenki, chociaż nie wszyscy akceptują jej image. Madonna od blisko pół wieku prowokuje i przesuwa granicę tego, co dopuszczalne w popkulturze. Od zawsze punktem odniesienia jej tekstów, teledysków i koncertów jest wiara, religia, kościół katolicki. Pochodzi z katolickiej włosko-francuskiej rodziny, uczęszczała do katolickich szkół, wierzyła w Pana Boga i Jezusa Chrystusa, ale nigdy nie chciało jej się wierzyć, że Pan Bóg nie akceptuje faktu, że można cieszyć się ze swojej seksualności i uszczęśliwiać świat swoim ciałem.
Chociaż była świetną uczennicą, co chwila zawieszano ją w nauce, bo lubiła pokazywać kolegom bieliznę. W wieku 14 lat wystąpiła w szkolnym konkursie talentów, pokryta tylko odblaskową farbą. Rodzice, nauczyciele i uczniowie zgodnie uznali występ za skandaliczny. Przez cały semestr wszyscy mówili tylko o tym. To był jej pierwszy sukces. „Nie byłam typową zbuntowaną nastolatką. Nie goliłam się pod pachami i nie malowałam, jak wszystkie dziewczyny w mojej szkole. Chciałam być inna niż wszyscy” – mówiła później.
Watykański bojkot
Po szkole średniej wyjechała do Detroit, gdzie studiowała taniec nowoczesny i balet. Tam poznała swojego pierwszego mentora, homoseksualnego baletmistrza i nauczyciela, który namówił ją, żeby rzuciła studia i wyjechała do Nowego Jorku. Miała w kieszeni 35 dolarów.
Pięć lat później jej piosenki podbijały już listę „Billboarda” i przynosiły miliony dolarów zysku. Najpierw singiel „Everybody”, potem „Holiday” i „Lucky Star”. Sama komponowała i pisała sobie teksty. Nie miała dobrego głosu, ale nadrabiała to niepowtarzalnym stylem i nowoczesnym, tanecznym brzmieniem. W 1984 roku wystąpiła po raz pierwszy na MTV Video Music Awards ubrana w suknię ślubną, welon i pas z napisem „Zabawka dla chłopców”. Wykonała premierowo piosenkę „Like a Virgin” masturbując się na scenie. Media nie zostawiły na niej suchej nitki, ale stacja MTV nazwała ten występ najważniejszym w historii gal VMA. I tak już zostało na lata – progresywne stacje i magazyny muzyczne widziały w jej prowokacjach wartość, konserwatywne media bojkotowały jej płyty i trasy koncertowe.
Nauczyciele w szkołach tłumaczyli uczniom, że nie należy słuchać Madonny, bo bluźni i wywiera na nastolatki negatywny wpływ. Przykłady? Madonna całująca w teledysku do „Like a Prayer” czarnoskórego Chrystusa (wtedy w bojkot włączył się nawet Watykan), Madonna na rozbieranych zdjęciach w albumie „Sex”, Madonna udzielająca podczas koncertu ślubu gejowskim parom. Pamiętacie jeszcze, jaki skandal wybuchł w Polsce, kiedy okazało się, że Madonna ma wystąpić na Stadionie Narodowym w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego?
Skandalistka na wieki wieków
Kim dziś jest Madonna? Dla starszego pokolenia ikoną lat 90., nieodłączną towarzyszką dzieciństwa, dojrzewania, nastoletniego buntu. W czasach, kiedy kobiety we wszystkich dziedzinach życia stały w drugim rzędzie, ona z wysoko podniesioną głową wychodziła przed szereg w staniku i kabaretkach. Mężczyźni się jej bali. Wielki szacunek dla Seana Penna, Dennisa Rodmana i Guya Ritchie za to, że mieli odwagę się z nią związać, zaakceptować fakt, że przy niej to oni staną w drugim rzędzie, i że nigdy nie będą mieli jej na wyłączność, bo najważniejsza jest dla niej kariera.
Dla młodszego pokolenia Madonna jest dziś niestety tylko przebrzmiałą gwiazdą z dawnych czasów. Nie cieszy się takim zainteresowaniem i autorytetem, jak choćby Patti Smith. Sama jest sobie po części winna. Pamiętacie jak kilka lat temu na Ultra Music Festival pytała ze sceny „Gdzie jest Molly?”. Dla tych z was, które nie starają się być tak „na czasie”, jak Madonna, wytłumaczenie: Molly to narkotyk, który w latach 90. nazywano Extasy, a jeszcze wcześniej, zanim stał się nielegalny, „tą tabletką na odchudzanie, która przy okazji dodawała kopa i poprawiała nastrój”.
Dziś Molly to nielegalny narkotyk, a Madonna próbuje być cool sugerując, że go zażywa. Jest to tym bardziej żałosne, że w ciągu 40 lat kariery nigdy nie miała problemów z narkotykami. To pewnie między innymi dlatego o ponad dekadę przeżyła Michaela Jacksona i Prince'a. Nigdy się nie pogubiła, nie zeszła na złą drogę, chociaż miała łatkę „tej złej”. Podziwiamy ją właśnie za to, że potrafiła zaskakiwać i porywać swoją muzyką przez kilka dekad. Zmieniała style, ale zawsze była nowatorska. Wywoływała skandale, ale po pierwszej reakcji oburzenia, nawet jej przeciwnicy widzieli w tych prowokacjach sens. 8 lat temu podczas trasy koncertowej The MDNA Tour, obejmującej Bliski Wschód, Europę i obie Ameryki, broniła ze sceny aktywistek Pussy Riot, występowała w obronie LGBT, krytykowała „nazistów” z francuskiego Frontu Narodowego i oczywiście nadal się rozbierała. Miała 54 lata, a trasa ta znalazła się w pierwszej dziesiątce najsłynniejszych tras koncertowych wszechczasów i przyniosła Madonnie 305 mln dolarów zysku. Czego można jej jeszcze z okazji tych 62. urodzin życzyć? My życzymy jej, żeby wciąż była sobą. Zamiast udawać ćpunkę, niech się już lepiej nadal rozbiera na scenie i, jak to ma w zwyczaju, konsekwentnie olewa krytyków. I niech nas wciąż zaskakuje – 100 lat!