
Krzysztof Komeda i Zofia Komedowa. Wystawiała mu walizki za drzwi, a potem robiło jej się go żal
Gdy się poznali, Krzysztof Komeda był jeszcze lekarzem, który specjalizował się w laryngologii. Niebawem miał wyjechać do Pragi, by tam kontynuować edukację. Ale poznał Zofię, jeszcze Lachową. Tak zaczęła się ich wspólna przygoda. Wzięli ślub, żyli razem i wspólnie podbijali świat jazzu.
„Chłopiec to był” – powiedziała po latach Zofia Komedowa, wspominając pierwsze spotkanie z Krzysztofem Komedą. Było to w Zaduszki, a dokładnie w Zaduszki Jazzowe w Krakowie. Wtedy jeszcze nie był to oficjalny festiwal przyciągających największych. Grono było kameralne. Komeda grał, a Zosia siedziała przy fortepianie i słuchała.
Krzysztof Komeda i Zofia Komeda-Trzcińska – noc, od której się zaczęło
Ich miłość rozpoczęła się jednak rok później. Wtedy Zofia była już prezesem krakowskiego Jazz Klubu. Wszyscy muzycy, którzy zjeżdżali się na Krakowskie Zaduszki Jazzowe, musieli najpierw udać się do niej, by odebrać bony do hotelu i na obiady. Musiał zrobić to również Krzysztof Trzciński, który jeszcze wtedy nie używał swojego pseudonimu.
„O, to pan jest ten słynny Trzciński” – miała powiedzieć Zofia. „A pani jest ta słynna Lachowa” – odpowiedział podobno Krzysztof. Wieczorem spotkali się podczas jam session i… zajęli się rozmową. Żeby w pełni siebie wysłuchać, przesiedli się do stolika obok, gdzie stała niedopita butelka wina. Noc spędzili na Wawelu. Stali oparci o mur i rozmawiali do rana.
„On mi się zwierzył, że chce stworzyć zespół i szuka muzyków, którzy by mogli grać modern jazz. Powiedziałam: »Ja ci pomogę w tym wszystkim«. Od tego czasu wiedzieliśmy, że będziemy razem. To zaskoczyło nas oboje. Był zamknięty w sobie, a wszystko mi opowiedział tej nocy” – mówiła dla „Gazety Wyborczej” Zofia Komedowa.
Pracowała dla niego za darmo, organizowała mu koncerty i szukała finansowania występów. To dzięki niej Krzysztof Komeda zrezygnował z pracy laryngologa oraz porzucił możliwość kształcenia się w Pradze. Gdy powiedział o tym swoim rodzicom, ci podobno odparli, że w takim razie nie jest już ich synem. Matka wystawiła mu przed drzwi pościel i ręczniki. Wziął je i razem ze swoją Zosią pojechali do Krakowa, gdzie zamieszkali wspólnie w kawalerce, która nie miała nawet 20 metrów kwadratowych.
Czytaj także: Adam Pawlikowski i Teresa Tuszyńska: Książę i Tetetka, czyli najsmutniejsza historia miłosna PRL-u
Ślub pod koniec października
Rodzice Krzysztofa nie obrazili się jednak na śmierć, ponieważ można ich zobaczyć na zdjęciach ze ślubu syna. Podobno goście mieli pretensje, bo ceremonia odbywała się pod koniec października. Para wybrała jednak tę datę specjalnie, ponieważ wszyscy muzycy z Polski zjeżdżali się wtedy do Krakowa na Zaduszki Jazzowe.
Ślub brały dwie pary: Komedowie oraz Trzaskowscy. „Przekrój” napisał wtedy, że „Obaj panowie po raz pierwszy, obie panie po raz drugi”. Wesele było jednak wesołe, wypełnione gwarem i muzyką. Zofia miała na sobie piękną suknię z bouclé. Sama ją sobie uszyła. Ukończyła liceum przemysłu odzieżowego, więc wiedziała dokładnie, jak to zrobić.
Czytaj także: Hollywood? Nasi byli tam pierwsi!
Dom Komedów
Zofia Komedowa miała dziecko z poprzedniego małżeństwa – syna Tomasza Lacha. Więcej dzieci już nie chciała. Krzysztof Komeda powiedział, że Tomek stanie się dla niego prawdziwym synem. Mieli swoje sekrety, dużo rozmawiali. Gdy Tomek chciał zacząć malować, Komeda od razu kupił mu najlepsze farby. Muzyk ściągnął nawet specjalnie dla niego płytę Beatlesów z Zachodu, mimo że sam nie lubił takiej muzyki. Tomasz nazywał go „Krzysiem”, a wszyscy jego koledzy zazdrościli mu tak dobrej i kumpelskiej relacji z ojczymem.
Chociaż Komeda mógł załatwić wszystko dla Tomka, w tym domu to Zofia tak naprawdę rządziła. Szyła dniami i nocami, by zarobić na dom. Wtedy jeszcze Krzysztof Komeda prawie nie dostawał wynagrodzeń. „Zaczął zarabiać dopiero przed śmiercią. Właściwie jak zaczął zarabiać, to umarł. A przedtem to ja utrzymywałam dom” – mówiła w jednym z wywiadów.
Wódka, zdrady, kłótnie
Małżeństwo chodziło na imprezy, piło wódkę i bawiło się do rana. Do Komedy zalecały się także dziewczyny, podobno mu to imponowało. Dochodziło także do zdrad, które Komedowa bardzo przeżywała. Raz podobno, po epizodzie z pewną aktorką, wystawiła mu nawet walizkę za drzwi. Zdarzały się też awantury.
„Nie kłóciliśmy się. To ja na niego krzyczałam, potrafiłam mu walizkę wystawić, wypchnąć go i zamknąć drzwi. Ale jak się wykrzyczałam tak ze 40 minut, to mi się go żal robiło i myślałam, gdzie on poszedł. Otwieram drzwi, walizka stoi i on – twarzą do drzwi. Bez słowa. To ja walizkę z powrotem i mówię: »Chodź tutaj. Już mi przeszło«” – wspominała Zofia Komedowa na łamach „Gazety Wyborczej”.
Hollywood i szybkie samochody
W styczniu 1968 Krzysztof Komeda wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował nad muzyką do filmu Romana Polańskiego „Dziecko Rosemary”. Komeda zachwycał się Hollywood. Trudno się dziwić, stał się prawdziwą gwiazdą z kontraktem z wytwórnią Paramount. Wynajmował piękny dom i jeździł żółtym mustangiem. W Los Angeles poznał się także z Markiem Hłasko, z którym bardzo się zaprzyjaźnił.
Zofii Komedowej Hollywood jednak wcale nie odpowiadało. Chciała zamieszkać z mężem i synem w Europie. Nawet jeśli nie w Polsce, to chociaż w Londynie lub Rzymie. Nigdy tak się nie stało.
Czytaj także: Marek Hłasko został gwiazdą. „U nas wszystkie gwiazdy spadają” – mówiła jego matka, Maria Hłasko
Wypadek
W grudniu 1968 roku Krzysztof Komeda ukończył muzykę do kolejnego filmu i razem z kilkoma innymi osobami postanowił świętować ten sukces. Spotkali się więc, pili, rozmawiali i palili. Była już późna noc, gdy Komeda i Hłasko wyszli z domu na spacer po Beverly Hills. Szli pijackim krokiem i przedrzeźniali się, a może i sprzeczali o coś. W pewnym momencie Marek Hłasko popchnął Komedę. Mężczyzna spadł z kilkumetrowej skarpy. Przerażony Hłasko starał się pomóc przyjacielowi, wziął go na plecy i starał się go wynieść. Udało się, chociaż po drodze razem upadli.
Początkowo badania nie wykazały żadnych wewnętrznych obrażeń. Kilka tygodni później muzyk zemdlał. Diagnoza była jasna: krwiak mózgu. O tym, że Krzysztof leży nieprzytomny, Zofia Komedowa dowiedziała się dopiero po dwóch tygodniach. Podobno to Wojciech Frykowski zabronił mówić o stanie Komedy. W szpitalu podawał się za kuzyna muzyka, jeździł jego mustangiem, korzystał z jego książeczki czekowej.
„Jak przyjechałam do Ameryki, to na mnie reagował. Jedną stronę miał sparaliżowaną, a drugą rękę trzymał w mojej dłoni i kciukiem mnie głaskał. Ja opowiadałam, on słuchał. Myślę, że słyszał” – mówiła Zofia Komedowa.
W kwietniu 1969 roku Krzysztof Komeda został przetransportowany do Polski. Żył jeszcze 5 dni. Pogrzeb odbył się na warszawskich Powązkach. W maju zmarł Marek Hłasko. Zofia Komedowa miała być pewna, że poeta popełnił samobójstwo – podobno mawiał, że jeśli umrze Komeda, to on razem z nim.