
Katarzyna Tubylewicz: „Ofiary przemocy nie są słabe i bezwolne”
Po świetnie przyjętych „Moralistach. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie” Katarzyna Tubylewicz – polska pisarka i tłumaczka, żyjąca w Szwecji – napisała pierwszy kryminał. „Bardzo zimna wiosna” to historia, w której nie zawsze wiadomo, kto tak naprawdę jest ofiarą, a kto sprawcą przemocy. Bite kobiety i bezdomni uchodźcy nie zasługują na to, by patrzeć na nich z pobłażliwą wyższością, mówi pisarka – ich siła zasługuje raczej na podziw.
Sylwia Niemczyk: W „Bardzo zimnej wiośnie” opisuje pani mechanizm stawania się ofiarą.
Katarzyna Tubylewicz: Ale także proces wychodzenia z tej roli. Chciałam pokazać, że ofiara nie musi być słaba, bezwolna, głupia. W mojej książce Ewa długo wytrzymuje rolę ofiary przemocy domowej właśnie dlatego, że jest silna i jest w stanie znieść bardzo dużo. Poza tym nawet – a może przede wszystkim – silne osoby wstydzą się bycia ofiarą, więc nieraz ukrywają to bardzo długo, nawet przed sobą. Często w naszym patrzeniu na ofiarę kryje się jakaś upokarzająca pobłażliwość wobec niej, poczucie wyższości, przekonanie, że nam nie mogłoby się coś podobnego przytrafić.
To samo poczucie wyższości zawiera się w naszym stosunku do uchodźców, o tym też pani pisze.
Zależało mi, żeby pokazać, że nie ma czegoś takiego jak jednorodna grupa: „ofiary przemocy” albo właśnie „uchodźcy”, czyli „ofiary historii”. Bardzo brakuje nam uważnego przyjrzenia się konkretnemu człowiekowi, zobaczenia, kim on jest poza tym, że jest uchodźcą czy bitą kobietą. Temat uchodźców znam dobrze, bo zajmowałam się nim, pisząc reportaże i poznałam bardzo różne losy i postawy życiowe uchodźców, różne charaktery. Jak to u ludzi zwykle bywa. W Szwecji tak otwartej i humanitarnej jest pewien element hipokryzji, być może nawet nieuświadomionej: ludzie głośno deklarują poparcie dla przyjmowania uchodźców, ale jednocześnie wielu z nich nie przyszłoby do głowy zatrudnić kogoś z dziwnie brzmiącym nazwiskiem lub zamieszkać wśród ludzi z bardzo odmiennych kultur. Ta podwójność myślenia jest szczególnie widoczna w środowisku wyższej klasy średniej głosującej na partie postulującej otwartość i mieszkającej w dzielnicach, w których żyją tylko rodowici Szwedzi. Mnie bardzo interesują takie „etyczne przeoczenia”, a także temat zła, które jest czasem wyrządzane niejako na przekór dobrym intencjom. Innym ciekawym tematem, zwłaszcza w kryminale, jest fakt, że pozorne dobro bywa też parawanem dla czegoś, co wcale dobre nie jest.
Szwedzkie społeczeństwo to zbiór samotników
To, co łączy pani wszystkich bohaterów to samotność. Tu każdy jest samotną wyspą.
Szwedzi mają inny stosunek do samotności niż Polacy. Mniej się tej samotności boją, nie jest postrzegana jako coś negatywnego, wiele osób ma potrzebę pobyć sam na sam ze sobą. Prawie połowa Szwedów mieszka w pojedynkę. Także jest w tym na pewno element kulturowy, ale myślę też, że jest coś bardzo uniwersalnego w poczuciu nieprzynależenia czy w byciu samotnym, nawet we dwoje. Pisanie o takich bohaterach wydaje mi się ciekawsze.
Pani książka to polski czy szwedzki kryminał?
Piszę o szwedzkim społeczeństwie i jego problemach, poza tym, tak jak w typowym szwedzkim kryminale, poruszam w „Bardzo zimnej wiośnie” społeczne tematy. Ale moja bohaterka, Ewa jest Polką, a moja wrażliwość polsko-szwedzka. Myślę, że widzę w szwedzkim społeczeństwie rzeczy i zjawiska, które może zobaczyć tylko osoba, która doskonale Szwecję zna, ale ma też perspektywę zewnętrzną, trochę inne oczy.
Katarzyna Tubylewicz, „Bardzo zimna wiosna” wyd. W.A.B.