
Katarzyna Kubacka-Seweryn o związku z Andrzejem Sewerynem: „Wszyscy mnie ostrzegali. Mylili się”
Kiedy się poznali, Andrzej Seweryn uważał, że rozmowa to ta sfera relacji, której trzeba unikać. Z kolei Katarzyna Kubacka-Seweryn od zawsze była zdania, że gadanie to podstawa, zarówno w życiu, jak i w związku. Któreś z nich musiało się zmienić.
Magdalena Żakowska: Czy aktor to szczególny typ mężczyzny w związku?
Katarzyna Kubacka-Seweryn: Andrzej to po prostu osoba, którą kocham. Aktor czy hydraulik – w domu większego znaczenia to nie ma. Żyjemy normalnym życiem. Gotujemy rano jajka na śniadanie, parzymy kawę, rozmawiamy o pracy, o planach na wakacje, o rodzinie, o Polsce, o życiu. O problemach i wspólnych radościach.
Mówi się, że im większy aktor, tym większe ego. A Andrzej Seweryn jest z gatunku aktorów największych…
Jest w tym sporo prawdy, ale ja z tym sobie doskonale radzę. Na szczęście spotkaliśmy się w najlepszym momencie naszego życia, jako w pełni dojrzali ludzie. Gdybyśmy spotkali się wcześniej, być może byłoby trudniej? Nie wiem, czy 30 lat temu umiałabym sobie z tym poradzić. Dziś wiem, że wszystko zależy od nas samych. I jeśli tego chcemy, wszystko jest w życiu możliwe. Trzeba rozmawiać, mówić o tym, co przeszkadza, co boli i o tym, co jest dobre. Gadanie to moim zdaniem podstawa – zarówno w życiu, jak i w związku. Trzeba też być sobą i walczyć o swoje! I pamiętać – za Szymborską – że „mogliśmy być kimś mniej osobnym, kimś z ławicy, z mrowiska”, ale tacy nie jesteśmy.
Andrzej Seweryn powiedział mi, że w waszym związku to ty jesteś stroną, która wychowuje. I mówił to z dumą.
To prawda, czasem wychowuję. Ale to nie jest łatwe, bo Andrzej, o zgrozo!, do dziś nie wie, że szuflady i szafki same się nie zamykają. Odpuściłam tylko w kwestii jego gabinetu. Każdy ma prawo do swojej przestrzeni, niezależnie od tego, co chce z nią zrobić. Andrzej do dziś trzyma tam nierozpakowane kartony po przeprowadzce. A przeprowadziliśmy się cztery lata temu. Z drugiej strony wiem, jak dużo pracuje, i rozumiem, że takie przyziemne sprawy odkłada na później. Czasami mówi mi, że zachowuję się jak nauczycielka. Biorę to za komplement, pochodzę z rodziny nauczycielskiej, przez wiele lat pracowałam jako polonistka i uwielbiałam pracę w szkole. Edukacja wciąż jest w kręgu moich zainteresowań. Od 16 lat organizuję Festiwal Filmów – Spotkań Niezwykłych, najpierw w Kielcach, teraz w Sandomierzu, a od 19 lat – Akademię Filmową w Koninie, gdzie mam ponad dwa tysiące widzów miesięcznie.
A czego nauczyłaś Andrzeja Seweryna?
Na początku naszego związku Andrzej był bardzo zamknięty w sobie, uważał, że rozmowa to ta sfera relacji w związku, której trzeba unikać. On, aktor, który całe życie zajmuje się dialogowaniem, dla którego dialog jest wartością naczelną! Myślę, że nauczyłam go właśnie bliskiego, międzyludzkiego dialogu. Uwielbiam odkrywać w nim to, co – mam wrażenie – do tej pory pozostawało ukryte.
Kiedy się poznaliście, nie szukałaś partnera.
Nie. Zrezygnowałam już. Wcześniej dokonywałam niewłaściwych wyborów. Nieudane próby budowania relacji zrodziły rozczarowanie. Byłam zniechęcona i miałam wizję życia szczęśliwej singielki, która spędza czas na fascynującej ją pracy i na podróżach. Bałam się, że wchodząc w związek, stracę niezależność, że nie będę mogła realizować siebie według własnych pomysłów, że będę musiała ulegać czyimś wpływom, chodzić na kompromisy. Andrzej nie zapełnił pustej przestrzeni w moim życiu. Przeciwnie! Oboje musieliśmy dla siebie nawzajem tę przestrzeń stworzyć. Kompromis okazał się nagle źródłem satysfakcji.
Kto częściej idzie na kompromis?
Wstyd się przyznać, ale chyba jednak on. Ze mną jest trudniej. Jestem rogatą, mocno samodzielną duszą. Lubię z nim o wszystkim rozmawiać, polegam na jego opiniach, ale bronię swojego zdania. Jestem też bardzo emocjonalna. Szybko się wzruszam, sięgam po mocne słowa, łatwiej dokonuję ostatecznych ocen, ale znam te swoje słabości. Samoświadomość pozwala wcześniej zażegnać kryzysy, ale te z kolei są motorem rozwoju. Wszystko więc się układa w ciekawą, chwilami dość skomplikowaną mozaikę.
Zanim się poznaliście, Andrzej Seweryn był kilkakrotnie żonaty. Miałaś w związku z tym wątpliwości, czy się z nim wiązać?
Ja nie! Nie myślałam o tym, ponieważ czułam, że nasze uczucie jest wyjątkowe i przede wszystkim dojrzałe. Wiedziałam, że Andrzej podchodzi do związku bardzo odpowiedzialnie.
Inaczej odbierało to nasze otoczenie. Artysta. Bogata przeszłość. To nie pomagało. Udowodniliśmy jednak, że mieliśmy rację. Nasza relacja przez 10 lat wspólnego życia wciąż ewoluuje. Poczucie więzi z dnia na dzień jest coraz silniejsze, bogatsze, w sumie więc łatwiejsze.
Poznaliście się w Maroku.
Organizowałam tam spotkania z filmem polskim pod tytułem „Otwórz oczy”. Andrzej miał być naszym gościem. Na kilka dni przed spotkaniem rozmawialiśmy przez telefon, bardzo jeszcze wtedy oficjalnie, ale kiedy odłożyłam słuchawkę, czułam się dziwnie… poruszona. Pojawił się rodzaj nienazwanego niepokoju.
A on leciał do Maroka zaintrygowany, bo napisałaś mu w mailu „Pozdrawiam ciepło”. Nikt się tak wcześniej do niego nie zwracał.
Dla mnie ten zwrot nie miał żadnego znaczenia. Zwracałam się w ten sam sposób do wielu osób, ze zwykłej sympatii, potrzeby stworzenia towarzyskiej, mniej oficjalnej więzi. Wyobrażałam sobie Andrzeja Seweryna jako dystyngowanego, oficjalnego i usztywnionego w swej roli aktora z Comédie-Française. Pozbawionego dystansu do siebie i poczucia humoru. Jakże się myliłam! Zobaczyłam dowcipnego, towarzyskiego i sympatycznego mężczyznę. Po oficjalnym rozpoczęciu przeglądu poszliśmy całą grupą na kolację i przesiedzieliśmy, żartując aż do rana. Następnego dnia na pożegnalnej kawie nad morzem na horyzoncie pojawiła się tęcza. Nasza tęcza. Teraz o tym wiem. Wtedy była zaledwie atrakcyjnym zjawiskiem przyrody. Żartowaliśmy, że jeszcze nie raz będziemy wspólnie ją podziwiali. Andrzej wpisał mi w książce proroczą dedykację: „W oczekiwaniu na obiecaną tęczę…”. I odjechał.
I rzeczywiście się pojawiła.
Od tamtego czasu wiele razy! Na przykład wtedy, kiedy po raz pierwszy przyszliśmy do naszego świeżo kupionego, wymarzonego mieszkania. Usiedliśmy na tarasie na dwóch starych rozklekotanych krzesełkach, otworzyliśmy butelkę prosecco i nad naszym tarasem… pojawiła się tęcza.
Poza tym, że okazał się dowcipny i towarzyski, zaskoczył cię czymś jeszcze?
Swoją ogromną ciekawością drugiego człowieka, otwartością na każdego, na nowe formy spełniania się w zawodzie. W ostatnich latach zagrał przecież w Pożarze w Burdelu, kabarecie Ucho Prezesa, wystąpił w teledysku Otsochodzi, przeczytał „Patointeligencję”. I sprawiało mu to ogromną radość poznawczą!
Oraz przewietrzył szafę i zaczął chodzić w conversach.
Garderoba to wciąż jeszcze temat naszych dyskusji. Jego szafa jest wciąż niewystarczająco przewietrzona.
Myślę, że nikt, kto zna odrobinę Andrzeja Seweryna, nie ma wątpliwości, że kompletnie go odmieniłaś. On sam zresztą dobrze o tym wie i chętnie o tym mówi – ma większy i głębszy kontakt ze swoimi dziećmi i wnukami.
Pokazałam mu, że rodzina jest ogromną wartością, że może być źródłem radości, a nie tylko obowiązkiem czy też wyzwaniem. Ale może rzeczywiście tak jest, jak mówisz, że kiedy na stałe wrócił z Francji do Polski, uznał, że czas się otworzyć na życie i świat. Jeśli przyłożyłam do tego rękę, to super.
Powiedział mi, że zanim cię poznał, uciekał przed życiem rodzinnym w pracę.
Kiedy się poznaliśmy, powtarzał, że praca jest jedynym elementem życia, który go nie rozczarowuje. W pracy czuł się za wszystko odpowiedzialny, wszystko zależało od niego. Nawet jeśli przedstawienie teatralne czy film wyszły nie tak, jak zakładał, to on dawał z siebie wszystko i dzięki temu nie miał sobie nic do zarzucenia. A budowanie relacji rodzinnych, międzyludzkich jest dużo trudniejsze, bardziej skomplikowane.
Nauczyłaś go, jak zaufać?
Nie, on miał to w sobie, ja raczej otworzyłam mu drzwi do tego świata. Andrzej wie, że jest osobą bardzo przeze mnie kochaną. Że ufam mu i choć czasem się sprzeciwiam, traktuję go jak autorytet. Zaprosiłam go też do świata mojej rodziny, w której żyjemy bardzo blisko siebie. Pokazałam mu, że wspólne święta w jak najszerszym rodzinnym gronie, odwiedzanie się, telefony – to wszystko może być przyjemnością, może sprawiać radość i spełnienie. Dziś mamy fantastyczne relacje ze swoimi dziećmi, ja z jego, a on z moimi. Dwa dni temu najmłodszy wnuk Andrzeja, syn Marysi [Marii Seweryn – red.], czteroletni Aaron spędził u nas sobotę. Mały jest w dziadku po prostu zakochany, nie odstępuje go na krok. Dziadek jest najważniejszy, wie wszystko najlepiej i z nim wszystko się najlepiej robi – nawet popołudniową drzemkę. Wiesz, jaki Andrzej jest z tego dumny?!
Tajemnica udanego związku tkwi w umiejętnym dzieleniu czasu między pracę i życie rodzinne?
Nie czuję potrzeby wprowadzania higieny życia, która polega na rozdzielaniu tych dwóch sfer. W naszym przypadku relacje rodzinne przenikają się z pracą. Oboje jesteśmy bardzo aktywni, spełniamy się zawodowo, lubimy to, co robimy, i mamy nienormowany czas pracy. Owszem, jest teatr, plan filmowy, biuro, ale w domu też bardzo dużo pracujemy i nie robimy sobie z tego powodu wyrzutów. Dwa lata temu kupiliśmy dom nad morzem, z dala od kurortów. To nasze ukochane miejsce inspiracji. Tam łapiemy dystans, generujemy energię, wtedy przychodzą nowe pomysły. Praca wykonywana wspólnie ma zupełnie inny smak. Nasze podróże zawodowe, a jest ich dużo, pomagają nam poznać się lepiej, sprawdzić siebie w tym, co nowe.
Niedawno wróciliście z jednej takiej podróży.
Byliśmy na Festiwalu Filmu Polskiego w Miami, na wyspie Key West. Potem Andrzej spełnił moje marzenie i zabrał mnie na Kubę, ale te kilka dni w Hawanie okazało się bolesnym zderzeniem z wyobrażeniem, z którym tam jechałam. Wydawało mi się, że to kraj biednych, ale szczęśliwych, rozśpiewanych ludzi, tymczasem Kubańczycy, poza strefą turystyczną oczywiście, są smutni, pozbawieni pieniędzy i wolności. Stamtąd polecieliśmy do Izraela. Andrzej miał tam pokaz „Ostatniej rodziny”, spotkania, zdjęcia do filmu. Potem pojechaliśmy do Łodzi, a następnie do Gdańska, gdzie między obowiązkami spędziliśmy też Walentynki.
Zawsze razem?
Staramy się, ale nie zawsze jest to możliwe. Kiedy się nie udaje, nie robimy z tego tragedii. Ufamy swoim wyborom i decyzjom. Nie byłam na ostatniej premierze w Teatrze Polskim. Akurat były ferie zimowe, a ja już wcześniej miałam zaplanowany wyjazd z wnukami na narty. W tym roku po raz pierwszy, odkąd jesteśmy razem, nie spędziliśmy wspólnie sylwestra. Ja zostałam z rodziną nad morzem, a Andrzej w teatrze żegnał się z rolą Arnolfa w „Szkole żon”. Nie przepadałam za tą Molierowską postacią, więc żal był niewielki. Umówiliśmy się, że w gruncie rzeczy nie ma to znaczenia, przecież spędziliśmy wcześniej razem miesiąc za granicą i byliśmy tuż przed wspólnym wypadem na narty… Ale kiedy wybiła dwunasta, zabrakło mi męża na plaży, gdzie witaliśmy nowy rok. Następnym razem będę razem z nim!
Praca i rodzina – to wystarczy?
Nie. Liczy się czas spędzony we dwójkę! Czas z przyjaciółmi. Wartościowe, wzbogacające nas kontakty. Praca na rzecz innych, słabszych. Wsparcie. Coraz częściej doceniamy takie chwile i staramy się wyrwać ich z kalendarza więcej. Mówiłyśmy o tym, że Andrzej w ostatnich latach się zmienił, ale ja też bardzo się zmieniłam. Poszerzyliśmy swoje światy. Daliśmy sobie wzajemnie bardzo dużo uważności, czułości i poczucia bezpieczeństwa. Łatwiej mi podjąć dzięki temu trudne decyzje. Od pewnego czasu mam potrzebę dokonania pewnych przewartościowań. Ucinam kontakty, które się nie sprawdziły, rezygnuję z pracy, która nie sprawia mi wystarczająco dużo satysfakcji albo pochłania nadmiernie dużo czasu i nie daje efektów. Chcę mieć więcej przestrzeni na to, co ważne.
W związku ważne są wspólne marzenia?
Pewnie tak, ale moje takie najgłębsze marzenie z dzieciństwa już się dzięki Andrzejowi spełniło. Byłam przeraźliwie samotnym dzieckiem, jedynaczką wychowywaną tylko przez mamę. Od zawsze marzyłam o wielopokoleniowym domu pełnym dzieci i wnuków, o domu, do którego chce się wracać. Dzięki Andrzejowi mam wreszcie taki dom.
Katarzyna Kubacka-Seweryn od 16 lat organizuje Festiwal Filmów – Spotkań Niezwykłych. Gośćmi festiwalu byli m.in.: Jerzy Skolimowski, Wojciech Pszoniak i Andrzej Seweryn.
***
Rozmowa z Katarzyną Kubacką-Seweryn ukazała się w „Urodzie Życia” 4/2020