
Ta miłość wyniosła Judy Garland na sam szczyt i ściągnęła na dno
To jedna z najsmutniejszych historii miłosnych Hollywood. Zaczyna się aborcją, a kończy skandalem. Dużo w niej przemocy, promili i pigułek. Trudno uwierzyć, że małżeństwo z Sidem Luftem przyniosło Judy Garland kilka najszczęśliwszych lat życia i zrobiło z niej artystkę.
Nie połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia ani do grobowej deski. W ciągu 13 lat małżeństwa Judy Garland i Sid Luft zdradzali się, odchodzili od siebie i wracali. On, hazardzista i pijak, roztrwonił cały jej majątek. Ona, uzależniona od leków i narkotyków, kilkanaście razy próbowała odebrać sobie życie, z czego dwukrotnie poderżnęła sobie gardło, a raz zapadła w śpiączkę z powodu przedawkowania leków nasennych. Podczas procesu rozwodowego ona zeznała, że ją bił, a on, że większość ich małżeństwa przespała na prochach. Ale już następnego dnia po rozwodzie wybaczyli sobie wszystko.
Do końca życia pozostali najbliższymi przyjaciółmi, a wspólnie spędzone lata zgodnie zaliczali do najszczęśliwszych. Jeśli spojrzeć na życie Judy Garland z perspektywy czasu, trudno nie przyznać im racji. Jej największe sukcesy – broadwayowskie koncerty, za które otrzymała nagrodę Tony, film „Narodziny gwiazdy”, za który zdobyła nominację do Oscara, legendarny występ w Carnegie Hall – nie udałyby się bez udziału Sida Lufta. To dzięki niemu stała się gwiazdą porównywaną z Frankiem Sinatrą. Ale żeby zrozumieć, dlaczego tak trudny związek był jednocześnie najbardziej udanym w życiu Judy Garland, trzeba wiedzieć, przez co przeszła wcześniej.
O całym życiu Judy Garland zdecydowała jej matka
Chociaż była jedną z najjaśniejszych gwiazd swoich czasów, jej życie bardziej przypominało koszmar niż spełnienie hollywoodzkiego snu. Karierę zaczynała w czasach, kiedy amerykańską kinematografią rządziło niepodzielnie kilka wielkich wytwórni, a kontrakty z gwiazdami obejmowały nie tylko filmy, ale także ich życie prywatne. Wytwórnie narzucały swoim aktorkom repertuar, nazwisko, wygląd, wagę i mężów, a Judy Garland miała pecha, bo jej matka zdecydowała, że córka zostanie gwiazdą zaraz po przyjściu na świat. W wieku dwóch lat Judy pożegnała się więc z dzieciństwem i rozpoczęła profesjonalną karierę jako aktorka, tancerka i piosenkarka wodewilowa.
W wieku siedmiu lat zadebiutowała w filmie, a matka podała jej po raz pierwszy leki nasenne, żeby efektywniej wypoczywała podczas kilku godzin snu między zdjęciami. Judy nigdy nie chodziła do normalnej szkoły. W wieku 12 lat podpisała siedmioletni kontrakt z wytwórnią filmową Metro-Goldwyn-Meyer. Miała genialny głos, świetnie tańczyła, ale reżyserzy narzekali na jej banalną urodę. Na polecenie wytwórni wstawiono jej w nosie specjalne dyski modelujące od środka jego kształt i nasadki na zęby, zmieniono kształt jej brwi, linię włosów i zmuszono do zażywania amfetaminy, by zachowała szczupłą sylwetkę. Do końca życia zmagała się z kompleksami i brakiem poczucia własnej wartości.
Zachowały się relacje świadków, którzy twierdzili, że 12-letnią Judy molestował jeden z szefów wytwórni, Louis B. Meyer. Jej matka nie protestowała, kiedy Meyer brał Judy na kolana i wkładał dziewczynce rękę pod bluzkę, a jednocześnie publicznie ją ośmieszał, twierdząc, że jest „małym garbuskiem, maskotką wytwórni”.
Rola Dorotki w „Czarnoksiężniku z krainy Oz” uczyniła z niej gwiazdę
16 listopada 1935 roku podczas występu na żywo w radiu 13-letnia Judy dowiedziała się, że jej tata umiera w szpitalu na zapalenie opon mózgowych. Matka nie pozwoliła przerwać występu. Po raz pierwszy Garland wykonała wtedy piosenkę „Zing! Went the Strings of My Heart” na tyle dramatycznie, że utwór stał się później jej najbardziej rozpoznawalnym przebojem. Nie zdążyła pożegnać się z ojcem.
W wieku 16 lat Judy była już trwale uzależniona od amfetaminy i barbituranów. Zagrała wtedy swoją najsłynniejszą rolę, Dorotki w „Czarnoksiężniku z Oz”, i na stałe wpisała się do historii kina dzięki piosence „Over The Rainbow”. Na potrzeby tej roli nosiła perukę, piersi ściskano jej taśmą i sznurowano w ciasnym gorsecie, który miał za zadanie spłaszczyć jej kobiece już wówczas kształty. Sukces filmu był jednocześnie początkiem końca Judy Garland – po wyczerpującej trasie promocyjnej przeszła pierwsze załamanie nerwowe. W ciągu kilkunastu kolejnych lat zagrała w blisko 40 filmach, a krótkie przerwy między zdjęciami spędzała w szpitalach psychiatrycznych i na odwykach.
Do pierwszej aborcji zmusiła ją matka. Judy miała wówczas 19 lat i pierwszego z pięciu mężów, ale wytwórnia uznała, że macierzyństwo popsułoby wizerunek słodkiej dziewczyny z sąsiedztwa. Z drugiego małżeństwa, z o 20 lat starszym reżyserem Vincentem Minnellim, miała córkę Lizę. Jednak mimo starań nie była dobrą matką. Jej życie już do końca było nieustannym zmaganiem się – z uzależnieniem, matką, myślami samobójczymi, kolejnymi mężami próbującymi odebrać jej dzieci, bezrobociem, a wreszcie ubóstwem. Jej kariera po raz pierwszy załamała się, kiedy aktorka miała 28 lat – została wyrzucona z wytwórni filmowej ze względu na pogarszający się stan zdrowia, a jej miejsce w kinie zajęła Ginger Rogers. I to byłby koniec historii Garland, gdyby rok później nie spotkała Sida Lufta.
Miała czterech mężów. Kochała tylko jednego
Niektórzy widzą w nim zbawiciela, który zaopiekował się Judy w momencie, kiedy Hollywood odwróciło się do niej plecami. Inni uważają, że po prostu skorzystał z okazji, aby wypompować z niej resztki talentu i pieniędzy. Kiedy się poznali, nikt nie przypuszczał, że ich związek przetrwa 13 lat i że będzie to najszczęśliwszy okres w życiu gwiazdy.
Ich miłość zaczęła się od aborcji. Kiedy poznali się w 1950 roku w Nowym Jorku, ona była jeszcze żoną Minnellego (ich córka Liza urodziła się w 1946 roku), a on mężem aktorki Lynn Bari. Dziecko z innym mężczyzną nie wchodziło w grę, wszyscy w Ameryce pamiętali, jak szybko z tego właśnie powodu skończyła się kariera Ingrid Bergman, którą publiczność i wytwórnie skazały na banicję za to, że zaszła w ciążę z Robertem Rossellinim, będąc jeszcze żoną Pettera Lindströma. Judy nie chciała popełnić tego samego „błędu”, tym bardziej nie chciał tego Sid, który wpadł w tym czasie na pomysł broadwayowskiego show z jej udziałem. W poświęconej ich relacji książce „Judy & I” Sid Luft przyznaje ze skruchą, że kiedy ukochana była w szpitalu na nielegalnym zabiegu, on spędzał wesoło czas na wyścigach konnych, a już kilka dni później namówił ją do udziału w próbach do produkowanego przez siebie spektaklu.
Występ Judy Garland w The Palace Theater na Broadwayu przeszedł do historii. „Show, który stworzyliśmy, stał się początkiem legendy Judy, jej kultu, statusu niekwestionowanej gwiazdy” – pisał we wspomnieniach Sid. To dzięki koncertom w The Palace stała się samodzielną gwiazdą pokroju Franka Sinatry, której żadna wytwórnia nie mogła już niczego narzucić. Sama wybierała piosenki do swojego repertuaru, sama decydowała o aranżacji, nareszcie mogła ubierać się jak dorosła, seksowna kobieta. Nikt już nie spłaszczał jej piersi taśmą, nikt nie zaplatał warkoczyków. Wyjęła dyski z nosa, z dumą uśmiechała się, pokazując własne, lekko krzywe zęby. Show nie schodził z afisza przez rekordowe 19 tygodni i przyniósł aktorce nagrodę Tony za „odrodzenie sztuki wodewilu”.
Amfetamina na pobudkę, morfina na sen
„Po raz pierwszy w życiu jestem naprawdę szczęśliwa – mówiła. – Sid jest typem mężczyzny, na którym mogę polegać. Pomógł mi się podnieść, kiedy upadłam, jest silny i zawsze już będzie mnie chronił. A co najważniejsze – lubię go tak samo mocno, jak kocham”. W 1952 roku rozwody Judy i Sida zostały sfinalizowane, pobrali się w lipcu tego samego roku, a w listopadzie urodziła się ich córka Lorna. Dopiero wtedy Sid zorientował się, że problemy zdrowotne jego żony to nie tylko „klasyczna bezsenność”. Krótko po porodzie Judy przeszła depresję, z której nie wyszła przez dwa kolejne lata. Odmawiała terapii i rozmowy na temat uzależnienia. Nigdy się zresztą do niego nie przyznała. Nikt nie miał pełnej wiedzy na temat tego, jakie leki w jakich ilościach zażywa. Psychiatra przepisywał jej psychotropy na depresję, mąż koleżanki środki uspokajające, z innych źródeł brała amfetaminę i morfinę. W efekcie jej stan przez kolejne kilka lat wahał się od euforii po kompletne załamanie nerwowe.
„Kiedy poznałem Judy, wiedziałem, że ma problemy, ale nie myślałem o niej jako o klinicznie chorej osobie. Dotarło to do mnie dopiero po narodzinach Lorny. Nie mogłem nic zrobić. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłem ją w szpitalu po tym, jak poderżnęła sobie gardło, usłyszałem od niej tylko: »Nie będę o tym rozmawiać«. I tak było już do końca” – wspomina w książce Sid.
Johnowi F. Kennedy'iemu śpiewała kołysanki
Podczas rozwodu z Vincentem Minnellim Judy skarżyła się, że mąż nie jest dla niej wystarczającą podporą, nie dba o jej karierę. Sid był tego przeciwieństwem. Kiedy podpisywali akt ślubu, Judy miała już zaplanowane przez niego koncerty na kolejną dekadę. Kupili wspaniałą posiadłość na wzgórzach Beverly Hills, gdzie przyjmowali największe gwiazdy swoich czasów – od Marilyn Monroe i Elizabeth Taylor, przez Cary’ego Granta i Gary’ego Coopera, po Johna F. Kennedy’ego. Ten ostatni, kiedy został już prezydentem, miał w zwyczaju dzwonić wieczorem do Judy z prośbą, aby zaśpiewała mu „Over the Rainbow”. Nie mogła odmówić, nawet wtedy, kiedy przygnieciona depresją od kilku dni nie wstawała z łóżka. Córka Judy Garland, Lorna Luft, wspomina, że widok zapłakanej matki śpiewającej do telefonu rozdzierał jej serce.
Sid opiekował się nią tak, jak potrafił. Sprowadzał kolejnych lekarzy, zatrudnił opiekunkę, która nie opuszczała Judy nawet na chwilę, podsłuchując pod drzwiami za każdym razem, gdy zamykała się w łazience. Z 13 wspólnych lat co najmniej połowę Judy spędziła w szpitalach i na odwykach. Sid też nie był bez skazy. Były bokser, pijak i hazardzista częściej bywał w kasynie lub na wyścigach konnych niż przy łóżku chorej żony. Ale ich słabości były w ten związek wpisane od początku. Nie żywili do siebie urazy.
W 1954 roku Judy i Sid założyli firmę producencką i rozpoczęli zdjęcia do swojego pierwszego, a zarazem ostatniego wspólnego filmu: „Narodziny gwiazdy”. Judy nie wytrzymała napięcia. Przeszła kolejne załamanie nerwowe. Przerwa w zdjęciach była dla produkcji zabójcza, a straty ogromne i chociaż film miał fantastyczne recenzje, frekwencja była wysoka, a Judy dostała nominację do Oscara dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, okazał się finansową klapą. Firma producencka upadła, a szansa na powrót aktorki na afisze została zaprzepaszczona.
Najwspanialsza noc w historii showbiznesu należy do niej
Judy nie mogła uczestniczyć w gali rozdania Oscarów, bo dosłownie tego samego dnia urodziła Sidowi drugie dziecko – syna, Josepha. Stacje telewizyjne przyjechały więc do niej – w jej szpitalnym pokoju tłoczyło się kilkunastu dziennikarzy z kamerami. Oscara zdobyła ostatecznie Grace Kelly. Judy mówiła później, że było to jej największe zawodowe rozczarowanie. Naprawdę wszyscy – od krytyków po zwykłych widzów – typowali ją na zwyciężczynię. Zagrała jeszcze później w dosłownie kilku produkcjach, które nie odniosły już podobnego sukcesu. Ostatnie wspólne przedsięwzięcie Judy i Sida to jej recital w Carnegie Hall w 1961 roku. Miała marskość wątroby, lekarze dawali jej zaledwie dwa lata życia, ale na scenie wypadła fantastycznie. Każdą piosenkę śpiewała tak, jakby to była ostatnia piosenka śpiewana ostatniego wieczoru podczas ostatniej trasy koncertowej w jej życiu. Krytycy okrzyknęli ten wieczór mianem „najwspanialszej nocy w historii show-biznesu”.
Po tym sukcesie Sid miał kolejne pomysły na odbudowanie jej kariery, ale odmówiła dalszej współpracy. Chciała już tylko spokoju i czasu, który mogłaby poświęcić dzieciom. „Kiedy dowiedziałam się, że jestem nieuleczalnie chora, po raz pierwszy poczułam się wolna. Zniknęła cała presja, nie muszę spełniać już niczyich oczekiwań” – wyznała. I zdecydowała rozstać się z Sidem.
Ich rozwód przebiegał w atmosferze skandalu. Wzajemnym oskarżeniom nie było końca, chociaż nie kłócili się przecież o pieniądze, bo tych już dawno nie było. „Najdroższy Sidzie – napisała do niego w liście dzień po podpisaniu papierów rozwodowych. – Nasze małżeństwo się skończyło, ale twoją przyjaciółką będę już na zawsze”. I tak się stało. Pozostali w bliskim kontakcie do końca. Dwa kolejne małżeństwa Judy nie wytrzymały próby kilku miesięcy. Pod koniec życia śpiewała w szemranych lokalach za kilkadziesiąt dolarów za występ.
W styczniu na ekrany polskich kin wchodzi film „Judy” z Renee Zellweger w tytułowej roli. Opowiada o ostatnich latach życia gwiazdy. Dawno nie widziałam tak smutnego filmu. Zellweger fantastycznie oddaje prawdę o swojej bohaterce – kobiecie tak zmęczonej życiem, że nie jest w stanie przeżywać już nawet własnej depresji.
„Ludzie twierdzą, że byłem pasożytem, który uczepił się Judy, żeby wyciągnąć od niej ostatnie pieniądze. To bzdura – napisał tuż przed śmiercią w 2005 roku Sid Luft. – Nie byłem większym pasożytem niż każdy inny mąż. Nie potrafiłem uratować jej przed nią samą. Nikt nie potrafił. Ale byłem przy niej tak długo, jak mi na to pozwoliła. I udowodniłem całym swoim późniejszym życiem, że ją kocham”.
Po śmierci Judy Garland 22 czerwca 1969 roku Sid Luft zajął się nie tylko organizacją pogrzebu, ale także opieką nad jej spuścizną. Założył fundację poświęconą pamięci żony, zorganizował remastering jej filmów. Dzięki jego zbiorom możliwe było powstanie kilku książek i filmów dokumentalnych o aktorce. Sam nie czerpał z fundacji finansowych korzyści. Nie ukończył też książki, którą poświęcił Judy. Ostatnie zapisane przez niego zdania brzmią: „Nigdy się nawzajem nie pouczaliśmy. Mieliśmy swoje słabości. Ale kochałem ją, a ona kochała mnie. Tylko tyle i aż tyle”.
Tekst o Judy Garland i Sidzie Lufcie ukazał się w Urodzie Życia 1/2020