
Irena Jarocka i Michał Sobolewski: gdy wpadli sobie w ramiona, przez 30 lat nie mogli się puścić
Irena Jarocka była jedną z najbardziej lubianych polskich piosenkarek. Jej delikatny głos zachwycał nas w utworach takich jak „Motylem jestem”, „Odpływają kawiarenki” czy „Wymyśliłam cię”. Wygrywała nagrody w kraju i za granicą, jeździła po świecie, występowała, śpiewała, grała. Zawsze uśmiechnięta i pełna radości. Polacy ją pokochali.
Irena Jarocka i Michał Sobolewski – pierwsze spotkanie
Poznali się w bardzo młodym wieku. Michał Sobolewski przebywał wtedy w Leningradzie na stypendium naukowym i został poproszony przez ambasadę o opiekę nad Polakami, którzy przyjeżdżają do Rosji. Pewnego dnia w Leningradzie pojawiła się również Irena Jarocka, która koncertowała z zespołem Polanie. „Nazwisko Jarocka nic mi nie mówiło. Z całą grupą Polaków umówiłem się w Ermitażu i tak ją poznałem. Była młodą, ciepłą dziewczyną, która zapytała, czy mają tu impresjonizm, więc następnego dnia pokazałem jej obrazy impresjonistów. Taka była pogodna, jakby właśnie zeszła z obrazów Renoira” – wspominał mężczyzna. Na wielką miłość musieli jednak jeszcze poczekać prawie 10 lat.
Irena Jarocka i Marian Zacharewicz
Na początku lat 70. kariera Jarockiej nabierała rozpędu. Wszystko dzięki Marianowi Zacharewiczowi, który opiekował się młodą piosenkarką. „Najpierw byłem dla niej kimś w rodzaju ochroniarza. Ode mnie odbijali się wszyscy, którzy nie mieli jej nic do zaoferowania, a chcieli jedynie naciągnąć. Trochę byłem zadziorny, by ustrzec Irenę przed chamstwem różnych osób” – wspominał Marian Zacharewicz. Z czasem stał się jej menadżerem, a następie partnerem życiowym. Załatwiał jej koncerty, pisał dla niej piosenki i starał się, by utwory ukochanej były puszczane w rozgłośniach radiowych.
W końcu wzięli ślub. Niestety szybko okazało się, że para ma w życiu inne cele i pragnienia. Irena Jarocka chciała przede wszystkim rodziny, dzieci i domowego ciepła. Marian Zacharewicz walczył głównie o jej karierę artystyczną. Jak wyznał po latach, starał się także spełnić ambicje mamy Jarockiej. „Pani Wandzie bardzo podobała się Anna German i chciała, żeby jej córka wyszła z tego biednego domu i osiągnęła podobny sukces. Okazało się jednak, że najważniejsze jest życie” – pisał Zacharewicz.
Czytaj także: Krzysztof Komeda i Zofia Komedowa. Wystawiała mu walizki za drzwi, a potem robiło jej się go żal
(Nie)szczęśliwy wypadek
Minęło 8 lat od pierwszego spotkania Jarockiej i Sobolewskiego w Leningradzie. Ona była już mężatką, on także miał żonę. Przypadkiem spotkali się w Warszawie. „Irena używała terminu: jesteśmy dla siebie przeznaczeni. Ja nie wierzę w przeznaczenie. Po prostu prawa natury są nieuniknione. I tak się musiało stać’’ – wspominał Sobolewski.
W 1976 roku zawoził swoją szwagierkę na pokaz do Pałacu Kultury i Nauki. Gdy czekał na nią w holu, zauważył Irenę i zawołał ją. Wpadli sobie w ramiona. Jarocka zaprosiła go na swój koncert, a następnie poprosiła, by ten odwiózł ją do domu. Gdy jechali samochodem przez ulicę Marszałkowską, zderzyli się czołowa z innym samochodem.
Oboje trafili do szpitala. On z wypadku wyszedł bez szwanku, ona długo musiała walczyć o zdrowie i życie. Przeszła wielogodzinną operację wykonywaną przez profesora Religę. Marian Zacharewicz musiał w tym czasie dużo jeździć po Polsce, dlatego przy szpitalnym łóżku Jarockiej czuwał głównie Sobolewski.
Tego uczucia nie można było zatrzymać. Jarocka wyszła ze szpitala i niemal od razu zamieszkała z Sobolewskim, a po dwóch latach oficjalnie rozwiodła się z Zacharewiczem. „Rozstaliśmy się. Płakałem ja, płakała ona. Ale zakochała się” – wspominał mężczyzna.
Miłość, dom i wartości
Jarocką z Sobolewskim łączyło niemal wszystko. Przede wszystkim oboje pragnęli dzieci i prawdziwego ciepła rodzinnego. „Uważaliśmy, że »mój dom to moja twierdza«. Miejsce, w którym kwitnie miłość i dobro. Ci, którzy tego nie rozumieli, znaleźli się za murami obronnymi naszej twierdzy. Nasze priorytety ustaliliśmy właśnie według tej kolejności i realizujemy je nadal tu, na ziemi, i gdzieś tam” – pisał Sobolewski.
W 1982 roku na świat przyszła ich córka Monika, a para zaczęła budować swój własny dom. Sobolewski był pracownikiem naukowym Polskiej Akademii Nauk i zarabiał niewielkie pieniądze. Jarocka w tym czasie była już rozpoznawalną piosenkarką, której całkiem nieźle się wiodło. Ona utrzymywała więc rodzinę, a on z zapałem zajmował się pracami wykończeniowymi w domu.
„Niewiele można było w tamtych czasach dostać, więc Irena używała swojego uroku, by wyszarpać jakieś materiały na zasłony, lampy czy klepkę na podłogę. Potem robiła mi wyrzuty, że musiała załatwiać coś »na małpę«. Że musiała się pouśmiechać, pomachać rękami” – wspominał Sobolewski w wywiadzie z Angeliką Swobodą. W tym domu mieszkali wspólnie przez 10 lat. Mieli wszystko, czego potrzebowali: miłość i rodzinę. Ślub wzięli dla formalności dopiero wtedy, gdy Michał Sobolewski wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych.
Czytaj także: Hanka Bielicka i Jerzy Duszyński: „Dreszcze na plecach miewałam tylko z przeziębienia”
Stany Zjednoczone i nauka pokory
W 1989 roku Michał Sobolewski dostał pracę w USA. Początkowo wyjechał tam sam, ale już rok później dołączyły do niego Irena z córką. Dla rodziny Jarocka była w stanie porzucić wszystko – nawet swoją karierę. „Michał poświęcał dla mnie karierę, godząc pracę zawodową z prowadzeniem domu. Kiedy więc dostał propozycję pracy nad sztuczną inteligencją, zdecydowałam się zostawić śpiewanie, przyjaciół, być z nim i dzieckiem. Bo w małżeństwie musi być układ partnerski oparty na wzajemnej wyrozumiałości” – tłumaczyła piosenkarka.
Po pewnym czasie zaczęło jej jednak brakować śpiewu i koncertowania. Miała cierpieć z tego powodu na depresję. Dodatkowo lekarz poinformował ją, że w jej gardle zaczynają tworzyć się guzki. Irena Jarocka musiała więc wrócić do koncertowania. Nie zostawiła jednak swojej rodziny. Do Polski przyjeżdżała 6 razy w roku.
„Irena przyznała później, że Ameryka nauczyła ją pokory. W Polsce wszyscy jej się kłaniali, uśmiechali na ulicy. Była wielką gwiazdą. Kiedyś mój kolega, który spotkał ją w sklepie w Warszawie, powiedział mi, że całą noc nie spał z wrażenia. A w Ameryce Irena była zwykłym przechodniem, nikt jej nie znał. To ją sprowadziło na ziemię” – powiedział niedawno Michał Sobolewski.
Czytaj także: Wisława Szymborska, Freddie Mercury, Charles Bukowski. Wszyscy mieli kota na punkcie kotów!
Choroba i śmierć
Po wielu latach spędzonych za oceanem para zdecydowała się na powrót do Warszawy. W 2011 roku rozpoczęły się problemy zdrowotne Ireny Jarockiej. Pewnego sierpniowego dnia artystka zgubiła się w parku, mimo że wcześniej miała świetną orientację w terenie, nie pamiętała nazwy miejsca, w którym nocowała, a na koncercie zapomniała tekstu piosenek.
Michał Sobolewski początkowo obawiał się, że mogą to być problemy z pamięcią. Postawiona diagnoza była jednak zdecydowanie gorsza: glejak mózgu. Nowotwór był już podobno rozsiany po lewej półkuli mózgu. Lekarze w dniu rezonansu nie mogli nawet zagwarantować, że piosenkarka przeżyje noc i rano się obudzi.
Początkowo artystka nie chciała nawet słyszeć o operacji, zupełnie tak, jakby wiedziała, że koniec jest bliski. Na prośbę męża poddała się jednak zabiegowi. Jej przeczucia okazały się prawdą. Jarocka miała najgorszy rodzaj glejaka. Lekarze powiedzieli wprost, że zostały jej maksymalnie trzy miesiące życia.
Nawet w ostatnich chwilach Irena Jarocka mogła liczyć na męża, który specjalnie dla niej zrezygnował z pracy. Był z nią 24 godziny na dobę. Wspólnie chodzili do lasu, gotowali, czytali. Gdy po operacji przestała mówić, kupił odpowiednie książki i uczył się razem z nią. W końcu Jarocka mogła powtarzać nawet teksty swoich piosenek. „Panie Michale, nie ma nadziei. Irena jest umierająca” – usłyszał któregoś dnia Sobolewski. Irena Jarocka zmarła 21 stycznia 2012 roku.
***
W artykule zostały zamieszczone fragmenty z książki „Wymyśliłam Cię. Irena Jarocka we wspomnieniach” wydawnictwa Marginesy.