
Halina Kunicka i Lucjan Kydryński. Ta miłość była prawdziwym bogactwem
Poznali się na początku lat 60. w kabarecie Pineska, w kawiarni Nowy Świat. Lucjan Kydryński był już wtedy bardzo popularnym dziennikarzem muzycznym, którego głos był doskonale znany z wielu audycji. Mało kto wiedział jednak, jak wygląda. Tego dnia w programie zapowiedziano parodie jego radiowych występów. Halina Kunicka, początkująca piosenkarka, zobaczyła właściciela słynnego „r” przez szparę w kulisie. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Może nawet odrobina rozczarowania, bo inaczej go sobie wyobrażała. Minęło siedem lat, zanim się ze sobą związali. Przez ten czas często się spotykali przy okazji koncertów, festiwali czy programów telewizyjnych. Bardzo się lubili, ale to wszystko.
Zranili kilka osób, by być razem
Kiedy sympatia przerodziła się w miłość? Halina Kunicka wspomina jedną noc, gdy jechali na koncert pociągiem i całą noc przegadali we dwoje na korytarzu. Fantastycznie im się rozmawiało. Odtąd mieszkający w Krakowie dziennikarz coraz częściej przyjeżdżał do Warszawy, by się spotkać z piosenkarką. „Fascynował mnie jako człowiek, miał w sobie niespotykane ciepło. No i bardzo mi imponował, nie tylko dlatego, że był popularny. Podziwiałam go za wiedzę, sposób bycia (…) Wyróżniał się na tle peerelowskiej szarości”, opowiadała Kunicka.
Problemem było to, że oboje byli w innych związkach. Piosenkarka miała męża, i było to dobre małżeństwo. Ale siła nowego uczucia okazała się tak wielka, że nie sposób było go odrzucić. W wywiadzie rzece „Świat nie jest taki zły” autorstwa Kamili Dreckiej (Otwarte, 2015) piosenkarka przyznała po latach, że gdy patrzy na to, jak wtedy postąpiła, ma poczucie winy. „Dlaczego nie starczyło mi wyobraźni, by zważać na to, co w takiej chwili może czuć drugi człowiek?”, mówiła. Lucjan Kydryński też był w poważnym związku, który dla tej miłości zakończył. Oboje zranili kilka osób, by być razem.
Straszny człowiek, bawidamek, lowelas
Rodzina i znajomi przestrzegali piosenkarkę przed takim krokiem. „Mama była przerażona i zrozpaczona tym, że mając – jak twierdziła – wspaniałe małżeństwo, odchodzę do innego człowieka. Mówiła: po co ładujesz się w to bagno? Masz takiego dobrego męża, daj sobie spokój”. Długo trwało, zanim pogodziła się z decyzją córki. Znajomi opowiadali z kolei, że Kydryński to „straszny człowiek, bawidamek i lowelas”.
Rzeczywiście miał opinię kobieciarza, co wynikało przede wszystkim z tego, że był niezwykle przystojny i czarujący. Ale Halina Kunicka czuła, że zna go lepiej niż ktokolwiek. Zrozumiała, jak bardzo powierzchowne i nieprawdziwe było to, co o nim mówiono. Nigdy nie dał jej powodów do zazdrości. Mitem były też historie o tym, że był człowiekiem zarozumiałym i zadufanym w sobie. Ona widziała, że jest mężczyzną nieśmiałym, wrażliwym i czułym. Odpowiedzialnym i troskliwym.
Celebryci peerelu
Początkowo ludzie nie wiedzieli, że są razem. Ślub w 1968 roku udało się wziąć bez wielkiego rozgłosu. Wszystko się zmieniło, gdy w sierpniu tego roku Halina Kunicka nie wystąpiła w prowadzonym przez Kydryńskiego programie telewizyjnym „Muzyka lekka, łatwa i przyjemna”. Tego dnia słynny dziennikarz powiedział: „A dzisiaj Halina Kunicka nie wystąpi przed państwem, bo właśnie urodziła mi syna”. To zdanie wywołało sensację.
Oboje byli gwiazdami. Lucjan Kydryński zyskał wielką sławę jako prowadzący kultowe audycje radiowe „Wiolinem i basem”, później „Rewię Piosenek”, koncerty gwiazd polskich i zagranicznych, programy telewizyjne, festiwale w Opolu i Sopocie. Halina Kunicka miała na koncie prawdziwe przeboje: „Orkiesty dęte”, „Lato, lato czeka”, „To były piękne dni”, zdobyła cztery złote płyty (co w peerelu oznaczało sprzedanie każdorazowo 150 tysięcy płyt!).
Jako para stali się jeszcze bardziej popularni. Tłumy przychodziły na ich recitale, pragnąc zobaczyć razem Kunicką i Kydryńskiego. Gdy spędzali wakacje nad morzem, autokarami zwożono tam całe wycieczki, by ludzie mogli zobaczyć ich na żywo. Padali też ofiarą plotek. Czasem strasznych. Że Halina Kunicka urodziła ciężko chore dziecko (by to zdementować, wystąpiła z dwumiesięcznym Marcinem na okładce „Kobiety i Życia” i udzieliła tygodnikowi wywiadu); że Lucjan Kydryński nie żyje; że Halina Kunicka popełniła samobójstwo, trując się gazem. Dostawali setki anonimowych listów z wyzwiskami. Czasem dzwonił telefon, a w słuchawce nieznany głos obrzucał ich inwektywami. Ale przychodziło też mnóstwo pięknych listów. Mieli fanów, którzy gromadzili wszystkie możliwe wycinki i zdjęcia na ich temat. Wielbiciele godzinami wystawali pod garderobą, by zdobyć ich autograf. Przysyłali kwiaty. Nadawali dzieciom ich imiona.
Miłość, czułość, troska
Poza koncertami, występami i nagraniami słynna para starała się żyć możliwie zwyczajnie. Wspólne życie okazało się spokojne i piękne – wypełnione rozmowami, muzyką, podróżami i spotkaniami z przyjaciółmi. „Dziękuję losowi, że zdarzyło mi się takie uczucie. Miałam szczęście w życiu, że tej chwili nie odrzuciłam. Że potrafiłam ją uchwycić i zatrzymać”, mówiła Halina Kunicka.
Oboje zawsze bardzo byli wyczuleni, by nie zrobić nic, co drugą osobę mogłoby zdenerwować czy zranić. Troszczyli się o siebie nawzajem. Halina Kunicka opowiadała taką sytuację: gdy miała problemy z kręgosłupem i lekarz kazał jej leżeć, a Lucjan zapomniał kluczy od domu, pożyczył drabinę od dozorcy i wszedł przez balkon, by nie musiała wstawać i otwierać mu drzwi. Dla męża nauczyła się gotować, a on zawsze jeszcze zanim skosztował potrawy, chwalił: „Jakie to pyszne!”. Zżymał się tylko, gdy kazała mu jeść dużo zielonych warzyw. „Każdy sąd dałby mi rozwód, gdyby zobaczył, co ja muszę jeść!”, żartował na widok groszku.
Z synem Marcinem oboje mieli bardzo dobre relacje. Jedynym powodem konfliktów bywało to, że późniejszy znany dziennikarz muzyczny był w młodości bałaganiarzem i gdy pożyczał od ojca płyty lub książki, nie odkładał ich na miejsce. A Lucjan Kydryński był człowiekiem niezwykle pedantycznym. Ale poza tą drobną różnicą ojciec był dla Marcina wielkim autorytetem. O matce zaś mówił: „Uwielbiam ją. Jest tolerancyjna i wyrozumiała”. Nigdy się nie buntował, nawet już jako dorosły mężczyzna do tego stopnia lubił przebywać z rodzicami, że czasem jeździł z nimi na wakacje. Choć był też bardzo niezależny i lubił chodzić własnymi drogami – w wieku 16 lat bez uprzedzenia wybrał się do dziewczyny na drugi koniec Polski, rok później wyjechać do pracy za granicę.
Życie w cieniu choroby
Halina Kunicka i Lucjan Kydryński spędzili razem czterdzieści lat. Dwanaście ostatnich upłynęło niestety w cieniu choroby. Lucjan Kydryński początkowo ukrywał przed żoną problemy ze zdrowiem, ale kiedyś tuż przed wigilią, na którą zaprosili kilkadziesiąt osób, poczuł się źle. Badania lekarskie wykazały poważne problemy kardiologiczne. Gdy z powodu choroby nie mógł już pracować, Halina Kunicka też zrezygnowała z występów, by być przy mężu. „Naturalne było to, że jeżeli jedno z nas unieruchomiła choroba, to drugie mu towarzyszy”.
Odstępy między kolejnymi pobytami w szpitalu stawały się coraz krótsze. Zaczęło się życie w lęku. Ale wciąż starali się cieszyć każdym dniem. Gdy Lucjan Kydryński był w szpitalu, żona codziennie do niego jeździła. Gdy wracał do domu, całował ją, przytulał i cieszył się, że znów są razem. Nauczyła się robić zastrzyki i pielęgnować chorego. Bardzo troszczyła się o to, by niczym się nie stresował. Kiedyś, gdy pojechała na bazarek kupić dla niego wątróbkę cielęcą, ukradli jej samochód. Bała się powiedzieć o tym mężowi, bo będzie się martwił. Gdy w końcu się przyznała, rzeczywiście się zmartwił. Nie tym jednak, że samochód zginął, ale tym, że ona się przejęła.
Kiedy odchodzi ktoś najbliższy
Halina Kunicka nie przestawała wierzyć, że jej mężowi uda się pokonać chorobę. Nadzieja nie opuszczała jej do końca. „Ani na moment. Nawet kiedy ostatni raz wezwałam pogotowie, wierzyłam, że Lucjan z tego wyjdzie.(…) Przecież tyle razy wyjeżdżał i zawsze wracał”.
Ból po odejściu męża we wrześniu 2006 roku był nie do zniesienia. Po pogrzebie Halina Kunicka usiadła w fotelu i tak spędziła kilka miesięcy. „Kiedy odchodzi ktoś najbliższy, traci się duszę, głowę, kawał siebie. Tym bardziej, że my z Lucjanem naprawdę, bez żadnego oszukaństwa, patrzyliśmy jednymi oczami, słyszeliśmy jednymi uszami, czuliśmy tak samo”. Ich miłość, ich małżeństwo nadało sens jej życiu. Dziewięć lat po śmierci męża piosenkarka mówiła: „Prawdziwą miarą człowieczeństwa jest to, czy naprawdę wiesz, co to jest radość, miłość. Czy potrafisz je rozpoznawać na co dzień, czy umiesz powiedzieć drugiej osobie: kocham cię. Pokazać jej, jak jest dla ciebie ważna, cieszyć się z nią wszystkim. Być po prostu szczęśliwym. To jest prawdziwe bogactwo.”
***
Cytaty pochodzą z książki Kamili Dreckiej „Halina Kunicka. Świat nie jest taki zły”, Otwarte, Warszawa 2015