
Gustaw Holoubek i Magdalena Zawadzka: mistrz, uczennica i wielka miłość
Poznali się na planie filmu „Spotkanie w Bajce” w 1962 roku. Gustaw Holoubek wraz z Andrzejem Łapickim zaprosili nastoletnią Magdalenę Zawadzką do kawiarni. Uciekła. „Pełna przestróg, jak to niecnie prowadzą się filmowcy, kategorycznie odmówiłam. I robiąc nerwowe w tył zwrot, weszłam... w szklane drzwi, wybijając głową szybę. Nie widziałam wtedy powodu, aby zainteresować się nim jako mężczyzną. Między nami tak naprawdę była przepaść” — wspominała Zawadzka. Miała wówczas 17 lat i debiutowała w filmie epizodyczną rolą. Umowę podpisywała za nią mama. Ponad 20 lat starszy od niej Holoubek był już doświadczonym aktorem, reżyserem i dyrektorem teatrów, pedagogiem, prezesem SPATiF-u. Zdążył już zapracować sobie na opinię kobieciarza.
Czytaj też: Maryla Rodowicz i Daniel Olbrychski: „To wąskie żelazne łóżko świetnie pamiętam”
Długo musiał o nią zabiegać
Po raz kolejny spotkali się w 1969 roku w Teatrze Dramatycznym podczas prób do spektaklu „Życie jest snem” Calderona w reżyserii Ludwika Rene. On grał królewicza Segismunda, ona piękną Rosaurę, którą następca tronu chce zdobyć za wszelką cenę. Holoubek każdego dnia posyłał aktorce świeże kwiaty. Nawet nie próbował ukrywać swojego zainteresowania. Ale Zawadzka nie ułatwiała mu zadania. „Nie było tak, że z miejsca zachwycił mnie fakt, iż mistrz Holoubek zwrócił na mnie uwagę. On musiał o mnie zabiegać. Ba! Walczyć. I tym właśnie mnie zdobył” — mówiła Zawadzka w jednym z wywiadów, a Holoubek dodał w innym:
„Zaczęło się niedobrze, bo nie podobałem się jej w ogóle. Wręcz byłem przez nią ignorowany. Ale stało się ze mną coś strasznego. A mianowicie pojawił się we mnie upór trwający całymi tygodniami, miesiącami, który nie pozwolił mi nie zwracać na nią uwagi. I w końcu, pewnie z powodu straszliwego zmęczenia, przyjęła moje zaloty. I bez słowa zaakceptowała wszystkie moje zamiary”.
Oboje byli w tym czasie zajęci. Holoubek miał żonę, Marię Wachowiak, z którą miał córkę. To dla niej rozwiódł się z pierwszą żoną, Danutą Kowalską, z którą również miał córkę, Ewę. Zawadzka miała męża, operatora filmowego Wiesława Rutowicza. Mówiło się też, że o jej względy zabiegał w tym samym czasie Tadeusz Łomnicki. Uczucie pomiędzy nią a Holoubkiem było jednak silniejsze.
Czytaj także: Agnieszka Fitkau-Perepeczko i Marek Perepeczko: „To była nie tylko miłość, ale także niezwykła przyjaźń”
„Najdroższa Pani, chociaż nie mam ślicznego zdjęcia Pani, obraz jej towarzyszy mi w każdej sekundzie jawy i w każdej sekundzie snu. Wielbiciel Miś Kłapouch, który czeka roztęskniony” — pisał do Zawadzkiej Holoubek. Ona mówiła o nim: „Ma miłą, łagodną twarz i ogromne oczy; nieprawdopodobnie niebieskie i prześwietlone, z czającymi się chochlikami. Przyciągają jak magnes. Gęste, czarne, aż granatowe włosy, z lekkim szpakiem na skroniach, i śniada cera, jeszcze bardziej podkreślają charakter tych oczu. Duże, odstające uszy są jego znakiem firmowym”.
Wachowiak przez jakiś czas nie mogła pogodzić się z odejściem męża. Z kolei Rutowicz nie chciał stać na drodze do szczęścia swojej żony. Zawadzka do dzisiaj mówi o nim z ogromną sympatią. „Wszystko czemuś służy. Być może dzięki pierwszemu małżeństwu stałam się dojrzalsza, czujniejsza i potrafiłam docenić drugiego męża w sposób właściwy. I może moja miłość stała się przez to też dojrzalsza niż ta pierwsza, młodzieńcza, dziewiętnastolatki, całkowicie niedoświadczonej życiowo. Tym bardziej że mój pierwszy związek też uważam za udany. O pierwszym mężu mogę powiedzieć same dobre rzeczy” — mówiła w wywiadzie dla „Gali”. Długo odwlekała decyzję o zakończeniu tego związku. Holoubek czekał cierpliwie i nie naciskał. Po roku poprosiła Rutowicza o rozwód.
Nikt nie dawał im szans. Przeżyli ze sobą 35-lat
O Holoubku i Zawadzkiej mówili wszyscy. I nikt w nich nie wierzył. Kiedy pobierali się w 1973 roku w Zakopanem, znajomi pytali go, kiedy kolejny ślub. Byli pewni, że zakochani wkrótce się sobą znudzą. Ceremonia była niezwykle skromna. Uczestniczyło w niej zaledwie kilka osób, w tym rodzice Zawadzkiej. Matka Holoubka nie przyjechała, a jego ojciec od dawna nie żył. Panna młoda miała na sobie zielone spodnie, białą bluzkę i serdaczek, pan młody — gustowny smoking. Pięć lat po ślubie urodził się długo wyczekiwany przez nich syn, Jan. Gustaw był tak zdeterminowany, żeby jak najszybciej zobaczyć pierwszego syna, że przebrał się za salowego. Wówczas mężczyźni nie mogli wchodzić na oddziały położnicze.
Czytaj też: Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat – miłość, która się w głowie nie mieści
Przez 35-lat tworzyli wzorowe małżeństwo. Chociaż kobiety lgnęły do Holoubka, on nie dawał żonie żadnych powodów do zazdrości. Ona powtarzała, że wolność i zaufanie to podstawa ich małżeństwa. Lubili spędzać ze sobą czas, ale szanowali też swoją odrębność. „Nigdy nie byłam kobietą »przy mężu«. Żyliśmy razem, ale każde z nas miało osobne sprawy, różne zainteresowania. On miał także swoje towarzystwo, z którym ja niekoniecznie musiałam się bliżej kontaktować. Były też jego pasje, w których nie brałam udziału, a jedynie kibicowałam. Nigdy nie zdałam się na męża, tylko robiłam swoje. Dzięki temu wiodę nadal i swoje życie zawodowe, i codzienne” — podkreślała Zawadzka w wywiadzie dla magazynu „Gala”. W rozmowie z Plejadą przyznała, że każde z nich miało swoje sekrety: „Szanowałam tajemnice, których mój mąż mi nie zdradzał. Wiedziałam, że je miał. Żył przecież ode mnie znacznie dłużej. Miał wcześniej inne życie, ale nigdy go o nie chciałam pytać. Ja też miałam swoje tajemnice. Każdy musi mieć swój świat, do którego nikt inny nie ma dostępu. I to my decydujemy, gdzie postawić granice”.
Dużo rozmawiali i słuchali muzyki. Kiedy pokonali początkowe problemy finansowe, zaczęli dużo podróżować. Dzielili się obowiązkami domowymi. Holoubek co wieczór sprawdzał, czy są zamknięte drzwi do mieszkania. Każdego ranka porządkował sypialnię i nakręcał stary zegar po przodkach. „Mąż wiedział, że może na mnie liczyć. I ja wiedziałam, że on zawsze stanie za mną. To dotyczyło także spraw codziennych. Oboje byliśmy zajęci zawodowo i wiedzieliśmy, że jeśli jedno czemuś w domu nie sprosta, drugie wykona to bez poświęcenia się. Kiedy on zostawał sam, gdy wyjeżdżałam np. do Ameryki czy Australii na dłuższe występy, był pełnoprawnym panem domu, mając często pod opieką małego Jaśka. Na tym polegała nasza symbioza: myśmy sobie niczego nie narzucali i wyczuwaliśmy potrzeby drugiej osoby. Ale umieliśmy też poprosić siebie nawzajem” — mówiła w tym samym wywiadzie.
Jeśli się kłócili to tylko o papierosy, których Holoubek nie potrafił rzucić, a których ona nienawidziła. Ale nigdy nie „trzaskali drzwiami”. Stresujące sytuacje rozładowywali śmiechem. Holoubek potrafił ją rozbawić jak nikt inny. „Bez poczucia humoru żaden mężczyzna nie miał u mnie szans” — mawiała wielokrotnie.
Razem do końca
Bardzo się różnili, a jednak potrafili znaleźć wspólną przestrzeń. „Ja przejmuję się i bardziej zapalam. Jestem szybka, ruchliwa. On nie lubi pośpiechu. Woli posiedzieć przy stoliku kawiarnianym przy kawie i ciastku w towarzystwie przyjaciół. Pod Warszawą mamy mały letni domek. Sama tam jeżdżę, bo Gustaw woli życie miejskie. Ja przyrodę. Zwykłam o nas mawiać: on to człowiek-krzak, a ja wiatr” — opowiadała.
Nie ominęły ich jednak problemy. Pod koniec komuny zakwestionowano akt własności ich mieszkania, skradziono samochód, a w końcu wyrzucono Holoubka z Teatru Dramatycznego (dziś nosi jego imię). Nie narzekali, bo mieli siebie. „Nawet na miłość i przyjaźń trzeba zapracować, bo i to nie jest dane raz na zawsze. Codziennie budujemy szczęśliwy związek, nic nie dostajemy w prezencie. I tylko od nas zależy, jaki będzie. Dzisiaj, kiedy nie ma Gustawa, czerpię ze wspomnień garściami, a to, że mam co wspominać daje mi siłę” — dodała Zawadzka w wywiadzie dla Empiku.
Rozdzieliła ich dopiero choroba Holoubka. Zawadzka do końca wierzyła, że mąż ją pokona. A on robił wszystko, żeby nie być dla żony ciężarem. Nie zrezygnował z pracy i zdawało się, że nie tracił dobrego humoru. Jak zawsze żartował. Z każdym dniem robił się jednak coraz słabszy. 6 marca 2008 roku Gustaw Holoubek zmarł z powodu niewydolności płuc. Zawadzka bardzo przeżyła jego odejście, ale życie trwało. „Lubię wejść do jego pokoju, usiąść w fotelu i poczytać, tak jak robiłam to kiedyś. Ciągle czuję obecność męża” — mówiła w „Gali”, w rozmowie z „Vivą!” dodała: „Gustaw zostawił we mnie dużo swojej siły, to tylko jego ciało odeszło, ale miłość żyje, ona jest. […] Gdybym mogła, powiedziałabym mu, że nigdy nie przestałam go kochać. A jeżeli czasem było z mojej strony coś nie tak, to wszystko odpokutowałam. Był i jest dla mnie najważniejszy”.
Czytaj też: To była miłość aż po grób – Linda i Paul McCartney z The Beatles