
Amaryllis Fox, była agentka CIA, przebija szklany sufit: „Kobiety są lepszymi szpiegami!”
Amaryllis Fox miała w CIA status tajnej agentki bez osłony dyplomatycznej. To jeden z najbardziej niebezpiecznych zawodów na świecie. W razie wpadki nikt by się za nią nie ujął, a CIA zaprzeczyłoby wszelkim powiązaniom z nią i jej misjami. Zajmowała się terroryzmem na Bliskim Wschodzie. Śledziła czarny rynek broni, przechwytywała substancje, który mogłyby posłużyć terrorystom do budowy broni nuklearnej. Udając handlarkę dziełami sztuki, werbowała współpracowników wśród handlarzy bronią. Mimo że pracę w Agencji zaczęła świeżo po atakach z 11 września 2002 roku, w atmosferze nienawiści do terrorystów i całego świata arabskiego, za swoją prywatną misję postrzegała doprowadzenie do pokojowego zakończenia wojny z terrorystami, a w każdym wrogu starała się przede wszystkim dojrzeć człowieka. W końcu, po blisko 10 latach służby, zdecydowała się odejść z CIA. Czuła się wypalona, miała problemy z odbudowaniem swojej własnej, prawdziwej tożsamości.
Dziś Amaryllis Fox pomaga uchodźcom, resocjalizuje więźniów i prowadzi zwykłe życie rodzinne. W 2018 roku poślubiła Roberta Kennedy'ego III, potomka legendarnej rodziny prezydenckiej, z którym wychowuje dwójkę dzieci. Napisała wspomnienia, „Tajne życie”, które właśnie ukazały się w Polsce nakładem wydawnictwa Czarna Owca, a platforma Apple TV+ przygotowuje już serial na ich podstawie. W rolę Amaryllis Fox wcieli się niezwyciężona Kapitan Marvel z serii o komiksowych superbohaterach, czyli Brie Larson.
Magdalena Żakowska: Zagra cię Brie Larson. Jak oceniasz ten wybór?
Amaryllis Fox: Jestem zachwycona! Poznałyśmy się, Brie jest błyskotliwa, inteligentna, ma niezwykle silną osobowość. Nie wyobrażam sobie aktorki, która pasowałaby lepiej. Serial, który Apple TV+ kręci na podstawie mojej książki opowiada o tym, jak wygląda wojna w czasach, kiedy na linii frontu jest dużo więcej kobiet niż kiedykolwiek w historii. Zresztą Brie sama jest wojowniczką – walczy o równouprawnienie w Hollywood. Nie mogę się już doczekać, kiedy zobaczę ją w tym serialu.
Bierzesz udział w jego powstawaniu?
Jestem konsultantką. Pojawiam się tylko wtedy, kiedy mnie potrzebują. Ale chyba nie zdradzę zbyt wiele, jeśli powiem, że serial nie będzie wiernym odwzorowaniem książki. Scenarzyści dopisali mi wątek kryminalno-szpiegowski, który nada tej historii atrakcyjności, a ja miałam za zadanie dopilnować, żeby przedstawione przez nich sytuacje wyglądały autentycznie.
Kilka lat temu odeszłaś z C.I.A. i od tego czasu prowadzisz dziś normalne życie. Nie zostało w tobie już nic z agentki?
Mój mąż śmieje się, że można poznać, że była agentką, bo prowadząc samochód, zawsze zatrzymuję się na żółtym świetle. I coś w tym jest. Praca tajnego agenta to w 90 procentach „nudne” procedury, które odbywa się według ścisłych reguł. Ale fakt, że przez lata musiałam żyć „pod przykrywką”, udając kogoś innego, kłamiąc na każdym kroku, sprawił, że dużo bardziej doceniam to, co nazywamy „normalnym życiem”. Każdy, nawet najmniejszy detal codzienności. Nie masz pojęcia, jaki to luksus móc prowadzić spokojne, bezpieczne życie w otoczeniu rodziny. Ja to wiem, bo widziałam wojnę na własne oczy. I ta wojna, w Syrii, Turcji, Iraku, trwa do dziś. Na głębszym poziomie wydaje mi się, że nadal mam nawyk, aby w momencie sporu szukać wspólnej płaszczyzny porozumienia. Tutaj mój mąż też by się pewnie zgodził – ciężko się ze mną pokłócić.
Ale masz rację – pewnie nigdy nie będę już zwyczajną osobą. Żyłam w ekstremalnych warunkach, w ekstremalnym poczuciu zagrożenia. Kiedy idę ulicą, odruchowo wypatruję punktów, w których najłatwiej zostawić wiadomość. W restauracji zawsze siadam przodem do wejścia. Praca agentki zaszczepiła we mnie na poczucie odpowiedzialności za kraj, dziś przerobiłam to na poczucie odpowiedzialności za społeczność, która mnie otacza. Dlatego autoryzacja naszej rozmowy trwała tak długo. Pochłonęło mnie to, co dzieje się dziś w moim kraju, mieście, ulicy [mowa o protestach po zabójstwie przez policję czarnoskórego George'a Floyda – przyp. red.]. Budowanie dialogu i pokoju w ramach mojej społeczności to dziś moja największa misja. Przed nami jeszcze długa droga, a ścieżka nie zawsze jest gładka.
Pracowałaś „pod nieoficjalną przykrywką”. Co to znaczy?
Dobrym przykładem jest tutaj film „Operacja Argo” w reżyserii Bena Afflecka. Podobnie jak bohater tego filmu, byłam oficerem, który w wyniku wielomiesięcznej, wieloletniej pracy oczyścił się ze wszelkich powiązań z rządem USA. Mieszkałam za granicą, przez lata używałam fałszywej tożsamości, nie miałam żadnych kontaktów z amerykańskimi placówkami dyplomatycznymi zagranicą. Z jednej strony źle, bo w razie wpadki nie chronił mnie immunitet dyplomatyczny, z drugiej strony – fikcyjna, ale dopracowana fałszywa osobowość jest czasem najlepszą gwarancją przeżycia.
W książce „Tajne życie” zdradziłaś wiele szczegółów dotyczących pracy szpiega, m.in. sposób, w jaki porozumiewałaś się z Agencją i zwerbowanymi współpracownikami ze świata przestępczego. Ile z tych sekretów było prawdziwych, a ile wymyśliłaś na potrzeby książki?
Pamiętaj, że zasady pracy Agencji dziś, a dziesięć lat temu, kiedy w niej pracowałam, są kompletnie różne. Kiedy opuszczałam C.I.A. nikt nie przypuszczał nawet, że z pomocą technologii będzie można identyfikować ludzi za pomocą zdjęcia twarzy, szyfrować dane za pomocą odcisków palców, a media społecznościowe były jeszcze w zalążku. Należę do ostatniego pokolenia szpiegów, którzy pracowali za pomocą starych, analogowych metod komunikacji z czasów Zimnej Wojny. Ślady zostawiane na murach kredą, peruki, doczepiane nosy – to wszystko jest już dziś przeszłością. Dzisiejsi agenci stoją przed zupełnie innymi wyzwaniami, mają kompletnie inną kolekcję technik. Żadna z opisanych przeze mnie w książce metod wywiadowczych nie jest dziś stosowana przez C.I.A.
Ale i tak założę się, że specjaliści z C.I.A. byli pierwszymi czytelnikami twojej książki.
Oczywiście, pracowałam z nimi nad autoryzacją książki ponad rok. Musieliśmy się wszyscy upewnić, że nic, co napisałam, nie naprowadzi wrogów na nasze tajne źródła informacji, że w mojej książce nie znalazły się szczegóły dotyczące żadnej bieżącej akcji, ani przypominającej bieżącą akcję. Zmieniłam wszystkie imiona, nazwy, lokalizacje i szczegóły operacyjne. Moja książka nie mogła narazić nikogo na niebezpieczeństwo.
Nasze wyobrażenia na temat służb specjalnych ukształtowały filmy o Jamesie Bondzie, czy książki Johna le Carre. Ale czy ma to jakiś związek z rzeczywistością?
Szczerze? Niewielki. W kulturze popularnej szpiedzy dużo biegają, strzelają, skaczą po dachach budynków i jeżdżą samochodem z niebezpieczną prędkością. W rzeczywistości praca szpiega polega na przeciwieństwie tego wszystkiego – szpieg nie rzuca się w oczy, a jego zadaniem jest dyskretne budowanie relacji i zależności. Dla mnie najważniejsze w tej pracy było słuchanie i rozumienie wroga. Bo tylko wtedy, kiedy zrozumiesz, dlaczego twój wróg walczy, jesteś w stanie się z nim porozumieć i powstrzymać falę przemocy po obu stronach.
To znaczy, że wszystkie filmy o akcjach służb specjalnych oglądasz jak komedie?
Prawie wszystkie! Uważam, że „Syriana” z 2006 roku z Georgem Clooneyem, Mattem Damonem i Amandą Peet to fantastyczny film szpiegowski. I pokazuje naszą pracę w miarę rzetelnie. Ale większość filmów myli pracę wywiadowczą z pracą wojskowych sił specjalnych. A różnica jest kolosalna. Nie podoba mi się też, jak filmy szpiegowskie przedstawiają kobiety pracujące w służbach specjalnych – jako femme fatale, których jedyną metodą wywiadowczą jest uwodzenie. W rzeczywistości kobiety w służbach są często dużo bardziej wszechstronne niż mężczyźni.
No właśnie! To moje następne pytanie: czy kobieta do dobry szpieg?
Absolutnie najlepszy! Jesteśmy wielozadaniowe, mamy większą niż mężczyźni inteligencję emocjonalną, która jest kluczem do tej pracy, mamy lepiej wykształconą intuicję i potrafimy skuteczniej budzić zaufanie. Wiele cech, które kojarzą się szczególnie kobieco, to podstawowe cechy dobrego szpiega. Ale to nie kończy się tylko na relacjach międzyludzkich, nasze zdolności procentują także w geopolityce. Konflikty kończą się szybciej, a wyniki negocjacji są bardziej zadowalające i gwarantują pewniejszą stabilizację, jeśli przy stole negocjacyjnym siedzą kobiety. A co najważniejsze, dla nas, kobiet, celem zawsze jest pokój.
Kiedy pojawiłaś się w C.I.A., otaczali cię niemal wyłącznie mężczyźni. Miałaś poczucie, że przebijasz szklany sufit?
Nie, myślę, że dokonały tego kobiety z poprzedniego pokolenia. Za moich czasów nie było może tyle kobiecej solidarności i siostrzanej miłości co dziś, ale nie byłam traktowana inaczej, gorzej, niż moi koledzy. Chociaż muszę przyznać, że tolerancja dla mizoginii była dużo większa niż dziś. Czasem miałam tego dosyć. I w ramach zemsty opisałam to w książce.