
Amal i George Clooney: Gdyby Hollywood było królestwem, oni siedzieliby na tronie
Prawniczka o międzynarodowej sławie poślubiła aktora – tak wyglądałyby nagłówki gazet 28 września 2014 roku, gdyby świat nie stał na głowie. Ale stoi, więc o wybitnych osiągnięciach Amal dowiedzieliśmy się dzięki temu, że zaczęła spotykać się z celebrytą, a wówczas jeszcze także niereformowalnym playboyem, George'em Clooneyem.
Rok po ślubie nikt nie miał wątpliwości, że Clooneyowie to małżeństwo dwojga równie wpływowych ludzi, a Amal stała się co najmniej tak sławna, jak jej mąż. Wystarczy wrzucić do Google jej nazwisko, żeby przekonać ile stron i blogów poświęcono jej stylowi, urodzie, ale przede wszystkim dokonaniom w dziedzinie praw człowieka. „Amal jest prawnikiem, pracowała nad sprawą korporacji energetycznej Enron, czyli jedną z największych afer korupcyjnych w Ameryce, była doradcą Kofi Annana w kwestii wojny domowej w Syrii i została wybrana do trzyosobowej komisji ONZ” – mówiła ze sceny aktorka Tina Fey podczas gali Złotych Globów w 2015 roku. „No więc dzisiaj jej mąż otrzymuje nagrodę za całokształt twórczości”. Nikt nie śmiał się na widowni głośniej, niż George Clooney.
George Clooney, czyli Dr Jekyll, Mr Hyde
„Ona jest profesjonalistką, ja amatorem” – tak George Clooney określa relacje w swoim związku z Amal. „Przerasta mnie o głowę we wszystkim co robi”. Piękne słowa, choć George jest tu dla siebie zbyt surowy.
O takich, jak on w Stanach mówi się „silver fox”, czyli bardzo atrakcyjny, przystojny i siwy mężczyzna po 50-tce. Przeważnie samotny, bo nie lubi się wiązać, albo po prostu często zmieniający partnerki. Clooney był silver foksem do potęgi. Nie tylko jednym z najprzystojniejszych aktorów w Hollywood, z majątkiem wartym blisko 500 mln dolarów, ale też długą listą byłych partnerek. Były wśród nich gwiazdy, jak Lucy Liu, Renee Zellweger, czy Charlize Theron, ale też dziesiątki, jeśli nie setki modelek, kelnerek, początkujących celebrytek i prezenterek telewizyjnych.
O roli w „Ostrym dyżurze”, która była jego trampoliną do Hollywoodzkiego sukcesu, pamiętają już chyba tylko patologiczni fani seriali medycznych. Ale faktem jest, że to dzięki niej i dwóm nominacjom do Emmy, Clonney poznał w 1999 roku Stevena Soderbergha, który zaproponował mu główną rolę w trylogii „Ocean's Eleven”. Potem poszło już z górki – reżyserski debiut filmem „Niebezpieczny umysł”, Oscary za rolę w „Syrianie” i produkcję „Argo”, a w 2005 roku wielki artystyczny i polityczny sukces filmu „Good Night and Good Luck”, w którym Clooney wystąpił w trzech rolach: scenarzysty, aktora i reżysera. Od tego czasu jego status bardzo się zmienił. Stał się nie tylko jednym z najlepiej zarabiających aktorów, którego nazwisko na plakacie gwarantuje frekwencyjny sukces, nie tylko jednym z najbardziej wpływowych hollywoodzkich producentów, bez których nie byłoby takich pereł kina, jak „Sierpień w hrabstwie Osage”, ale też wpływowym aktywistą i działaczem politycznym. Od 2005 roku wspiera Demokratów w kolejnych wyborach, walczący o zakaz sprzedaży broni w USA, prawa osób LGBT, finansuje badania nad alternatywnymi źródłami energii, angażuje się w zażegnanie międzynarodowych konfliktów w Darfurze i Syrii. Był Dr Jekyllem i Mr Hyde'em Hollywood, który z jednej strony ciężko pracował na reputację Piotrusia Pana i playboya, a z drugiej stał się intelektualistą z dyplomatycznym doświadczeniem.
Kiedy w 2014 roku poznał Amal Alamuddin, z perspektywy tabloidów był po prostu atrakcyjnym tematem do plotek ze względu na liczne romanse, ale dla Amal był kimś innym, mężczyzną, który nie trwoni swojego majątku na kolejne jachty, tylko wykorzystuje je w walce o wyższe sprawy.
Amal-Pro-Bono-Clooney
Amal troskę o wyższe sprawy wyssała z mlekiem matki. Baria Alamuddin jest znaną dziennikarką polityczną, ale w młodości marzyła o tym, żeby zostać prawnikiem. Ojciec Amal pracował z kolei dla ONZ. Urodziła się w Bejrucie, a jej imię, po polsku „Nadzieja”, odnosi się do nadziei na pokój w trwającej w latach 80. libańskiej wojnie domowej. Rodzina Amal często zmieniała miejsce pobytu, dlatego prawniczka mówi biegle w kilku językach, m.in. francusku i arabsku, ale na stałe osiedlili się w końcu w Wielkiej Brytanii.
Amal skończyła prawo na Oxfordzie, a później odbyła w Nowym Jorku praktykę u Sonii Sotomayor, pierwszego w historii Ameryki sędziego o korzeniach latynoskich i trzecią w historii kobietą powołaną do amerykańskiego Sądu Najwyższego. Z takim doświadczeniem szybko zdobyła pracę w jednej z najbardziej prestiżowych kancelarii prawnych w Nowym Jorku. „Co pamiętam z tego okresu? Że miałam poczucie ogromnego sukcesu, kiedy udało mi się wyjść z biura przed 22” – wspominała w rozmowie z amerykańskim „Vogue”. Ale to właśnie w tym okresie pracowała nad jedną z najgłośniejszych afer korupcyjnych w historii, czyli sprawą koncernu energetycznego Enron oskarżonego o potężne defraudacje finansowe. Niezależnie od wycieńczającej pracy w kancelarii, Amal nie potrafiła zrezygnować z tego, co było dla niej najważniejsze – pracy pro bono na rzecz tych, którzy nie mieli swojego głosu, ani reprezentacji, także w sądzie. W 2004 roku, kiedy George Clooney kręcił drugą część „Ocean's Eleven”, Amal złożyła wniosek o roczną aplikację do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze i spędziła ten rok pracując nad zarzutami w procesie o zbrodnie wojenne przeciwko Slobodanowi Milosevicowi. Znajomi z tego okresu jej życia żartują, że z eleganckiej, młodej i ambitnej prawniczki, w sądzie zmieniała się w bulteriera. Nikt nie chciałby jej mieć za wroga.
Kiedy Amal pakowała się już z powrotem do Nowego Jorku, usłyszała o śledztwie ONZ w sprawie zbrodni popełnionych w trakcie wojny domowej w Libanie. Tej wojny, której zawdzięczała swoje imię. „Pomyślałam, że pojadę tam i pomogę, że zajmie to maksymalnie kilka miesięcy, a zajęło 5 lat” – wspomina. Żyła tam odseparowana od świata, otoczona ochroną i żołnierzami ONZ, bo zawód śledczego był tam ekstremalnie niebezpieczny. Dwóch jej współpracowników zginęło w zamachach bombowych.
Na liście jej dokonań jest znacznie więcej takich historii – reprezentowała Juliana Assange w sprawie o ekstradycję, prezydenta Malediwów, który oskarżył rząd swojego kraju o korupcję, dziennikarzy Al Jazeery aresztowanych przez rząd egipski. Aż któregoś dnia, w gronie wspólnych przyjaciół, zjawiła się na przyjęciu w domu George'a Clooneya nad Jeziorem Como.
Połączył ich pies i żyrafa
„Oczywiście, że pierwsze co pomyślałem, to że jest piękna! Ale zaraz potem dostrzegłem jej wszystkie inne zalety” – tłumaczył się później Clooney. „Amal jest geniuszką, a jej życie wydawało mi się totalnie ekscytujące i wartościowe. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Na Amen”.
Po kilku dniach we Włoszech oboje wrócili do swoich światów i obowiązków. Postanowili, że spróbują kontynuować związek na odległość. Ona pisała długie maile, bo to jej ulubiona forma komunikacji. On pisał do niej smsy, w których wcielał się w rolę swojego ukochanego psa, koker spaniela Einsteina. W każdym z nich przeżywał inną przygodę lub tarapaty błagając Amal o pomoc prawną. Gotowy był stawić się w jej biurze w ciągu kilku godzin (chociaż dzielił ich ocean). I w końcu się zgodziła.
Przyleciał natychmiast, ale bez Einsteina. I już nigdy się nie rozstali. „to był jedyny moment w moim życiu, kiedy świadomie straciłam nad wszystkim kontrolę. Poddałam się kompletnie tej miłości” – mówiła później Amal. „Miałam 35 lat i szczerze mówiąc przestałam już wierzyć w to, że znajdę tego jedynego. Poza tym, byłam tak zaangażowana w swoją pracę, że nie wyobrażałam sobie siebie w otoczeniu męża i dzieci”. Clooney też nie myślał o małżeństwie, tym bardziej, że jego pierwsze małżeństwo zakończyło się szybko i boleśnie. „Uznałem, że coś takiego jak miłość do grobowej deski po prostu nie jest mi pisana” – mówił. Zmienił zdanie podczas safari w Afryce, kiedy zobaczył Amal rozmawiającą z żyrafą.
„Nie wiem dlaczego, ale żyrafy strasznie do niej lgnęły. Podchodziły tylko do niej. Zrobiłem jej wtedy zdjęcie, uśmiechnęła się do obiektywu. I w tym momencie wiedziałem już, że muszę się jej oświadczyć” – mówił.
Przyjaciele i rodzina Amal twierdzą, że po ślubie w ogóle się nie zmieniła. Zadziwiająco skutecznie udaje jej się utrzymać równowagę między pracą i rodziną, chociaż z dnia na dzień stała się jedną z najczęściej fotografowanych kobiet na świecie, nauczyła się żyć z paparazzi w symbiozie.
5 lat miłosnych liścików
Clooneyowie zamieszkali w Sonning-on-Thames, malowniczym miasteczku położonym w zakolu Tamizy, niecałe dwie godziny drogi od lotniska Heathrow. Ich rezydencja zwala z nóg – jest XIX-wieczny pałac, angielski ogród, oranżeria, basen oraz „strefa imprezowa” – jak nazywają to Clooneye – z barem, foto-budką, kinem i automatem do popcornów.
Amal i George kochają imprezy i kochają zdjęcia. A najbardziej (oprócz swoich dzieci, 3-letnich bliźniąt Elle i Alexandra), kochają zdjęcia przedstawiające ich samych na imprezach. Mają ich w domu już kilkaset. Co nie znaczy, że zrezygnowali z działalności politycznej i charytatywnej. W 2016 roku założyli wspólnie Fundację Sprawiedliwości, która razem z UNICEF-em organizuje pomoc dla uchodźców z Syrii.
Każdy, kto obserwuje George'a Clooneya na Twitterze wie, że aktor często i chętnie dzieli się tam swoim życiem prywatnym i uczuciami do żony. Amal przeciwnie, w zasadzie nie udziela wywiadów, jeśli nie ma to związku z jej pracą, nie udziela się w social mediach. Dlatego wszyscy z zapartym tchem czekali na jej przemówienie, kiedy dwa lata temu wręczała mężowi nagrodę za całokształt twórczości Amerykańskiej Akademii Filmowej:
„Kiedy go poznałam, szybko zrozumiałam, że nieważne co by się stało, i tak nigdy nie będę chciała być z nikim innym. Dziś nie potrafię już zasnąć, gdy nie ma go przy mnie. Kiedy go poznałam, pisał do mnie śmieszne sms-y i podrzucał mi do torby miłosne liściki. Minęło 5 lat i nic się w tej sprawie nie zmieniło”.
A potem zwróciła się bezpośrednio do męża: „Dałeś mi miłość, o której zawsze marzyłam. Jesteś najlepszym mężem i ojcem. Wypełniasz nasz dom śmiechem i szczęściem. Jestem z ciebie dumna. A kiedy nasze dzieci zorientują się już, że „dada” jest filmowym Batmanem i przyjacielem Mary Poppins, będą dumne co najmniej tak, jak ja”. W tym momencie płakali już nie tylko Amal i George, ale też połowa zebranych gości. Bo nie ma nic bardziej wzruszającego, niż miłość w wykonaniu tych, którym nie była pisana.