
15 ważnych historii napisanych przez kobiety – książki, o jakich nigdy nie zapomnimy
Są książki, o jakich nigdy nie zapomnimy. Te, które sprawiły, że poczułyśmy się bardziej odważne, nie tak zagubione jak zwykle albo nie tak bardzo zwyczajne, przewidywalne jak na co dzień. Każda z nas wymieniłaby co najmniej kilkanaście tytułów opisujących nas, bliskie nam kobiety, wpisujących się w nasze rozmowy. I chociaż niemodnie jest być może wymieniać na takiej liście inne autorki niż Elena Ferrante czy Margaret Atwood, my to robimy, bo nie chodzi o modę. To jest zupełnie subiektywny zestaw. Poszukajcie w nim swoich historii. I stwórzcie własne listy niezapomnianych ważnych książek.
1. „Lato”, Tove Jansson
Każdego lata ta niewielka książka wraca do mojej podręcznej biblioteki. Rodzaj dziennika z pobytu wnuczki z babcią na tajemniczej szwedzkiej wyspie. A życie na wyspie z kimś, kto doskonale cię rozumie, w okolicznościach jak z baśni, jest przecież spełnieniem marzenia o niekończących się wakacjach. Ta rzeczywistość wydaje się odrealniona, a jednocześnie dostępna, bo nikt nie opisuje promieni słońca czy dźwięku deszczu na tak wiele zaskakujących sposobów jak Jansson. Nikt nie odkrywa świata tak jak ona – i kiedy pisze o kobietach w różnym wieku, i kiedy pisze o Muminkach.
„Lato”, Tove Jansson, tłum. Zygmunt Łanowski, Marginesy
2. „Matki”, Brit Bennett
Małe miasteczko, społeczność, w której plotki rozchodzą się błyskawicznie, nadzieja na lepsze życie, licealna miłość. Każdy z tych elementów buduje początek opowieści. Ale najważniejszy okazuje się koniec niewinności. Przyjaźń dziewczyn, brak sekretów przestają być najważniejsze, kiedy okazuje się, że jedna z nich jest w ciąży – za wcześnie, zupełnie wbrew planowi, żeby zbudować swoje życie bez zdecydowanych kompromisów. To historia o pierwszych poważnych decyzjach, które zostają w nas na zawsze. I nie tylko w nas – potem w naszych córkach, relacjach z nimi.
„Matki”, Brit Bennett, tłum. Izabela Matuszewska, Albatros
3. „Swing Time”, Zadie Smith
Baśń o Kopciuszku, a właściwie dwóch. Zaczyna się w miejscu, z którego trudno się wyrwać, w londyńskiej dzielnicy zamieszkanej przez klasę robotniczą oraz imigrantów. Dwie dziewczyny poznają się na lekcjach tańca. Jedna z nich jest bardzo zdolna, a przy tym niepewna siebie, druga – przebojowa, ale nadwrażliwa. Każdej z nich ta druga w którymś momencie życia wydaje się lepsza. To historia o tym, jak zgubna jest pogoń za sukcesami, które w większym stopniu są atrakcyjne dla obserwujących niż dla nas samych.
„Swing Time”, Zadie Smith, tłum. Tomasz Kłoszewski, Znak
4. „Zgaga”, Nora Ephron
„Wszystko jest cytatem”, mawiała matka Nory Ephron. Absolutnie wszystko, również sytuacje bez wyjścia. Ktoś kiedyś przeżył już to, co nam wydaje się jedyną i pierwszą tego rodzaju osobistą tragedią. Historie takie jak nasza były udziałem innych kobiet. Tak o świecie, o sobie samej pisze autorka „Zgagi”, opowieści o beznadziejnym końcu małżeństwa. Gdyby bohaterka „Kiedy Harry poznał Sally”, jednego ze scenariuszy Ephron, pisała powieści, ich język byłby właśnie taki – dowcipny, ironiczny, przejmujący.
„Zgaga”, Nora Ephron, tłum. Małgorzata Stafiej, Prószyński i S-ka
5. „Własny pokój”, Virginia Woolf
Ile z nas żyje, jak chce tak naprawdę? Własny pokój w tej książce to pomieszczenie, ale przede wszystkim przestrzeń w głowie, potrzebna, żeby mieć czas dla siebie, dokonywać wyborów, które rozwijają nas jako jednostki, nie tylko matki, żony czy babcie. A żeby tak było – pisała Woolf w 1929 roku – kobieta musi być niezależna finansowo, mieć możliwość wpływania na rzeczywistość społeczną, móc kształtować własne życie zawodowe, a nie poddawać się temu, jak kształtują je mężczyźni.
„Własny pokój”, Virginia Woolf, tłum. Agnieszka Graff, OsnoVa
6. „Marta”, Eliza Orzeszkowa
Anglicy mieli Virginię Woolf, a my Elizę Orzeszkową, autorkę wyzwoloną, niezależną, zajmującą się losem kobiet. Każda jej książka jest feministyczna, ale „Marta” to manifest. Wprawdzie trudno w sposób dosłowny zidentyfikować się z problemami bohaterki, która jako kobieta jest gorzej wykształcona od mężczyzn i bezsilna bez męża, ale z jej poczuciem osamotnienia, niemożności przebicia szklanego sufitu – już tak. Sama Orzeszkowa nie dostała Nobla, choć była kandydatką. Na jej nieszczęście w tym samym czasie na rynku literackim sukcesy odnosił również męski kandydat, Henryk Sienkiewicz.
„Marta”, Eliza Orzeszkowa, Zielona Sowa
7. „Dom i głowa jego”, Ivy Compton-Burnett
Zwyczajne życie wypełnione sztucznymi rozmowami, podwieczorkami, wyjściami do kościoła, rodzinnymi posiłkami, podczas których każdy zamknięty jest w swoim świecie. Kiedy umiera żona głównego bohatera, a on ponownie się żeni, nikt nie zmienia sposobu zachowania. Robi się tylko coraz bardziej duszno. Książka ukazała się w 1935 roku, opisuje czasy wiktoriańskie, ale istnieje niebezpieczeństwo, że w tej odległej rzeczywistości odnajdziecie znajome sytuacje – choćby w pełnych niepewności i sarkazmu dialogach, w walkach słownych wywołanych najbardziej przyziemnymi powodami.
„Dom i głowa jego”, Ivy Compton-Burnett, tłum. Jolanta Kozak, W.A.B.
8. „Brzemię”, Agatha Christie
„Była dobroduszna i posłuszna, nie sprawiała kłopotów, ale nie była – i miała wrażenie, że nigdy nie będzie – dla nikogo ważna”. Bohaterka „Brzemienia”, jednej z powieści Agathy Christie wydanych pod pseudonimem Mary Westmacott, żyje w cieniu – najpierw adorowanego przez rodziców brata, potem siostry. Czeka na czas, w którym poczuje się wolna od ocen. Utrudnia to w sposób zasadniczy pewna emocja. Nie warto tu zdradzać jaka, bo to psychologiczny kryminał. Mistrzowski.
„Brzemię”, Agatha Christie, tlum. Maciej Grabski, Wydawnictwo Dolnośląskie
9. „Obsoletki”, Justyna Bargielska
Pewnych przeżyć kobiety nie są w stanie podzielić z mężczyznami. Należy do nich strata dziecka. Nawet najbardziej empatyczny, najbliższy partner nie zrozumie tak, jak inna kobieta, która przeżyła to samo. Justyna Bargielska, pisząc „Obsoletki”, stworzyła dla wielu z nas rozmowę. Tytuł pochodzi od terminu „gravid obsoleta” oznaczającego śmierć płodu. Ale autorka nie tylko mówi o poronieniach, dzieciach zmarłych tuż po porodzie. Również o nieporadności słów i o tym, że trzeba próbować budować z nich własne opowieści.
„Obsoletki”, Justyna Bargielska, Czarne
10. „Persepolis”, Marjane Satrapi
Wolność przede wszystkim! – bohaterka tej książki krzyczy, że nie zgadza się na ograniczenia. A jeśli nie krzyczy, czerpie z życia tyle, ile w swojej sytuacji może. Jej historia zaczyna się tuż po rewolucji islamskiej w Iranie. Życie Marjane poznajemy w formie uproszczonej, jako czarno-biały komiks. A jednocześnie to biografia autorki. Wszystko jest tu zatem szczere, opowiedziane wprost. Mieszanka ciemnych i jasnych chwil, wśród których odnajdziecie własne, mimo że zarys fabuły wydaje się odległy.
„Persepolis”, Marjane Satrapi, tłum. Wojciech Nowicki, Egmont
11. „Frankenstein”, Mary Shelley
Trudno wyjaśnić, co czuje czytelnik głęboko przejęty historią Frankensteina, kiedy poznaje ją po raz pierwszy. Tajemnice miłości, woli istnienia niezależnie od wszystkiego są tu wyrażone najbardziej sugestywnymi obrazami, najodpowiedniejszymi słowami. W taki sam sposób poznajesz we „Frankensteinie” żądzę zemsty, od której nie ma ucieczki. Gdyby na początku XVIII wieku Mary Shelley, młoda kobieta z Londynu, wegetarianka zafascynowana naukami ścisłymi, nie napisała tej wyrafinowanej, inteligentnej powieści, nie byłoby do dziś wielu horrorów czy filmów grozy.
„Frankenstein”, Mary Shelley, tłum. Maciej Płaza, Vesper
12. „Ania z Zielonego Wzgórza”, Lucy Maud Montgomery
Choćby nie chciało się mieć nic wspólnego z czytelniczymi modami, tęsknota za tą bohaterką i tak się odzywa. Za jej bezczelnością, uporem, młodzieńczością. Ale też za starym egzemplarzem książki o Ani, który kiedyś czytała mama, poza nią również ciotki i babcia. Nie da się nie wracać do tej historii o przyjaźni, miłości rodzeństwa, szczenięcym zakochaniu, wierze w miłość na całe życie. Kto nie chciałby znaleźć się w świecie, w którym poczucie pustki wypełnia cały zbiór budujących uczuć, życzliwych ludzi? Egzaltowany język powieści dodaje tym powrotom uroku.
„Ania z Zielonego Wzgórza”, Lucy Maud Montgomery, tłum. Agnieszka Kuc, Wydawnictwo Literackie
13. „Moja Antonia”, Willa Cather
Genialna autorka westernów Willa Cather napisała poetycką opowieść o tym, w jaki sposób mężczyzna pamięta niezwykłą dziewczynę. Antonia wzorowana jest na prawdziwej postaci, nieśmiałej imigrantce, znajomej autorki. „Była do głębi dobra, wrażliwa, delikatna”, wspominała Cather. Nie stworzyła klasycznej powieści z intrygą, walką o szczęście, rozwiązaniem akcji. To opowieść o tym, jak widzimy innych, kiedy chcemy dostrzegać tylko dobro. Piękna miłosna historia.
„Moja Antonia”, Willa Cather, tłum. Ryszarda Grzybowska, Colibri
14. „Pippi Pończoszanka”, Astrid Lindgren
„Kiedy dorosnę, będę jak Pippi”, myślałam, czytając o niej w dzieciństwie. Teoretycznie nie ma to sensu. Jednak ma ogromny, bo grzeczne dziecko nie pozwala sobie na bycie jak Pippi. Może mieć w planach wolność wyrażania poglądów, brak skrępowania własną skrywaną przebojowością, spełnianie marzeń w każdej chwili, bez przerwy. I odpowiednie traktowanie każdego, kto źle cię traktuje – po prostu podnosisz go wysoko, pouczasz i wieszasz na drzewie, dodając „Jesteś słaby”.
„Pippi Pończoszanka”, Astrid Lindgren, tłum. Irena Szuch-Wyszomirska, Nasza Księgarnia
15. „Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna”, Jeanette Winterson
Autobiografia, a jednocześnie książka piękna literacko, pełna przypowieści. Jeanette Winterson jest adoptowanym dzieckiem. Tytuł to cytat z przybranej matki, zdanie, które przez większość życia ciągnęło bohaterkę w dół. Ale też sprawiło, że została wspaniałą, nagradzaną pisarką, żeby móc w pełni wyrazić siebie, nie zgadzać się na spełnianie minimum oczekiwań. Winterson bierze z życia najwięcej. I tak, czytając tę książkę, ocenisz własne możliwości – możesz najwięcej.
„Po co ci szczęście, jeśli możesz być normalna”, Jeanette Winterson, tłum. Katarzyna Karłowska, Rebis