
Santosa, czyli droga ku radości. Jak odnaleźć szczęście w życiu?
Żyjemy w szybkim świecie zbudowanym przez intelekt. To właśnie on nakręca trybiki machiny naszej codzienności. Żyjemy pod dyktando naszego rozumu, naszych myśli, zupełnie nie umiejąc się spod ich rządów wyzwolić. To one decydują, jak postrzegamy świat, i umiejscawiają nas w nim. Uwikłani w myśli latami, całkowicie się z nimi identyfikujemy, nie rozróżniając już granicy pomiędzy nimi i tym, kim jesteśmy. Takie całkowite utożsamianie się z umysłem rodzi – jak wszystko – pewne konsekwencje.
Myślowy słowotok
Pierwszą najważniejszą konsekwencją rządów naszego umysłu jest to, że myśli towarzyszą nam przez cały czas, zajmując nas bez reszty. Od rana do nocy, w każdej sekundzie przez nasz umysł przepływa nieskończony myślowy słowotok. Ciąg myśli bez początku i końca wypełnia nasze życie zupełnie. Choć lubimy myśleć o sobie jako o jedynej słusznej mocy sprawczej wszelkich rzeczy – tak nie jest. W przeważającej większości nasze myśli są niezależne od nas. Może jedynie inicjujemy dany wątek, ledwie wskazujemy kierunek… Potem już – na hura – myślowy wyścig galopuje. Skutkiem tego jest wszechobecne poczucie dziania się. Permanentny chaos i wieczny szum myślowy. Niezależnie od tego, czy jesteś w wysokogórskiej samotni, czy tkwisz na skrzyżowaniu miasta w godzinach szczytu – natłok myśli wypełnia twoją głowę bez przerwy. Nie umiemy odnaleźć już ciszy, przestrzeni i pokoju. Nigdzie.
Czytaj też: Joga na szczęście. Dobre samopoczucie można wypracować
Kolejnym skutkiem owej przymusowości myślowej jest wypełnienie naszego życia wciąż nowymi zadaniami. Całkowita identyfikacja z umysłem ciągle i wciąż kreuje nasze ego. To z kolei rośnie wtedy, kiedy coś posiada. Tak zaczynają się chcenia, tak zaczyna się produkcja wciąż nowych i nowych potrzeb. Musimy zdobyć lepszą pracę, zbudować większy dom, mieć szybszy firmowy samochód, płacić złotą kartą, nosić ciuchy niszowych projektantów, mieć dzieci w prywatnej szkole, mieć wyjątkowe wakacje i zawsze zajmować miejsca dla VIP-ów. Ale to nie wszystko, bo posiadanie przejawia się też subtelniej: musimy być lepiej wykształceni, mądrzejsi, bardziej oczytani i bardziej wyrafinowani. Musimy mieć rację.
A już wisienką na torcie naszego ego jest większa skromność, wyjątkowa odwaga, rozbudowana duchowość, altruistyczne oddanie, konieczne współczucie i wyjątkowa moralność. To wszystko sprawia, że kołowrót naszego życia przyśpiesza. Niezależnie, czy naszym celem jest najnowsze ferrari, czy oświecenie – musimy wciąż do czegoś dążyć, coś zdobywać, w czymś się zatracać i na coś czekać. Musimy więcej pracować, czytać, uczyć się, pomagać, praktykować, rozumieć, zmagać i wzmagać. Musimy bez przerwy coś robić. Musimy wciąż i wciąż poszukiwać spełnienia.
Być tu i teraz
Wyizolowani w poczuciu lepszości i poddani kreacji naszego ego bez reszty pędzimy przez życie. I nie mogę tu napisać z czystym sumieniem, że życie, które prowadzimy, jest rzeczywiście nasze… Najważniejszym jednak skutkiem całkowitego zawładnięcia nas przez nasze umysły jest zakleszczenie się w czasie. Poddani myślom setki razy na dobę wracamy do przeszłości, rozstrzygając, ponownie oceniając, żałując lub przeinaczając to, co było. I nieważne, czy wracamy do dobrych, czy do mniej dobrych chwil – skutek jest ten sam. Nie ma nas teraz. Teraźniejszość umyka przesłonięta przez tak fajnie bezpieczne rozpamiętywanie przeszłości.
Czytaj też: Ruminacje – nadmierne rozmyślanie i analizowanie sytuacji
Jeszcze gorzej jest z przyszłością – ta to dopiero nas pochłania! No bo my mamy zawsze jakieś plany, przewidywania i oczekiwania. No bo zawsze jest lepiej tam, gdzie nas nie ma. Zawsze później będzie lepiej – w innym miejscu i czasie.
W zajętym myśleniem umyśle przyszłość zawsze jawi się jako nasza nadzieja, nasze dopełnienie, spełnienie i wyzwolenie. Tylko pozornie… Nadzieja odbiera teraźniejszość, a notoryczne dążenie do czegoś, co ma się stać w przyszłości, rodzi permanentne obawy i lęk. Boimy się, że nie zrealizujemy tego, o czym marzymy, nie wykonamy planów i postanowień, że nie osiągniemy tego, co chcieliśmy, że coś nie będzie po naszej myśli. Boimy się, że nie będziemy dość dobrzy, dość zabawni, wystarczająco sprawni i skuteczni. Lęk rodzi się z planowania, z przewidywania, z wyprzedzania czasu. Lęk rodzi się z nieobecności tu i teraz.
W objęciach intelektu
Tworzymy tony nowej pracy myślowej z tym związanej, a większość naszych strachów jest także bezpośrednim skutkiem tego kompulsywnego myślenia o przyszłości. Często całe życie traktujemy jako drogę do czegoś, sposób osiągnięcia jakiegoś celu. Całe życie na coś czekamy… Całe życie czegoś się boimy. To mechanizmy kreujące nasze cierpienie.
Wszystko przez nasz intelekt – produkt mózgu. Nasz rozbudowany mózg zgodnie z przeznaczeniem nadanym mu przez ewolucję miał być przecież tylko pomocnym nam narzędziem – podobnie jak wyprostowana postawa czy przeciwstawny kciuk. Miał nam ułatwiać i usprawniać życie. Stał się jednak naszym jedynym panem i władcą. Jak więc się w tym odnaleźć? Jak dokopać się do siebie? Jak to ogarnąć bez angażowania umysłu w kolejne ciągi myślowe?
Czytaj także: Przestań zadręczać się myślami! Oto 5 sposobów na to, jak to zrobić
Świadomość jest początkiem zmian. Musimy sobie uświadomić, co i kiedy dzieje się w naszej głowie. Kiedy rodzi się myśl. Jakie dana myśl wyzwala wzorce postępowania. Kiedy myśl odbija się w ciele, tworząc emocje. Dokąd one prowadzą. Odnaleźć prawidłowości i schematy. Następny krok to obserwowanie tych procesów.
Ta praca zaowocuje dystansem do swoich myśli i zrozumieniem swoich emocji. Zaczniemy powoli, powolutku wyzwalać się spod władzy umysłu. Myślowy słowotok nie zwolni tak od razu – jednak coś się zmieni. Zmieni się nasz do niego stosunek. Myśli nie będą już nas tak pochłaniać. Zaobserwujecie wręcz, że niektóre wywołają na naszych ustach półuśmiech.
W poszukiwaniu wolności
Drugą, konieczną zmianą, jaką powinniśmy poczynić, jest nauka bycia tu i teraz. To prawdziwy początek drogi do wyzwolenia. To skupienie się na samym działaniu, a nie na jego rezultatach. Na tym, co robisz w chwili obecnej. Na całkowitym i jednorodnym oddaniu się czynności, którą właśnie wykonujesz. Wszystko jedno, czy jest to zamiatanie, głaskanie kota, wycieranie kurzy, rozmowa z matką, prowadzenie samochodu czy pisanie poezji. To, co robisz, wykonuj z całym swoim sercem i z tak wielkim pietyzmem, na jaki tylko możesz się zdobyć. To zaowocuje czymś cudnym – przywróceniem wartości. Wszystko, co robisz, nabierze sensu. Teraźniejszość zacznie być ważna.
Czytaj także: Czy umiesz zmywać naczynia? O tym, jak trenować uważność
Umiejętność obserwowania własnych myśli i praktyka skupienia na chwili obecnej popełniane wciąż i wciąż zaowocują prawdziwym i szczerym zadowoleniem. Jednoznacznym odczuciem radości i spokoju. Prawdziwą praktyką santosy. Patańdżali w „Jogasutrach” (JS II.42) pisze, że z praktyki santosy rodzi się nieprzebrana radość. Prawdziwe i szczere uczucie radości wynikające z wolności, z akceptacji rzeczywistości i z poczucia sensu.
Ta praktyka sama w sobie powinna być celem niejednego z nas. Dzięki niej okazuje się, że nasze życie przestaje być ciągłym oczekiwaniem, karą czy permanentną walką. Przestaje być uciążliwym dążeniem do czegoś. Dzięki niej okazuje się, że wszystko, co konieczne – już mamy, a każdy dzień staje się nie tyle drogą, ile celem.
Oto kilka porad pomocnych w treningu uważności, akceptacji i zadowolenia.
Ćwiczenie obserwacji ciała
Usiądź na podłodze tak, aby twój kręgosłup był całkowicie prosty. Najlepiej do tego nadaje się siad skrzyżny lub lotos. Jeśli bolą cię kolana, usiądź na krześle. Zamknij oczy. Pozwól, aby twoje ramiona bezwładnie opadły. Skieruj swoją uwagę do wewnątrz. Zaobserwuj, jak każdy kolejny oddech bezwysiłkowo wypełnia klatkę piersiową. Obserwuj, jak każdy kolejny wydech aktywnie wypycha powietrze na zewnątrz. Poczuj swoje dłonie i stopy. Poczuj, jak pulsuje w nich krew. Poczuj, jak bicie twojego serca wprowadza delikatne wibracje w całe ciało. Poczuj swój puls. Uświadom sobie, jaką energię masz w sobie teraz.
Powtarzaj to ćwiczenie dwa razy dziennie przez 10 minut.
Ćwiczenie obserwacji myśli
Usiądź na podłodze tak, aby twój kręgosłup był całkowicie prosty. Najlepiej do tego nadaje się siad skrzyżny lub lotos. Jeśli bolą cię kolana, usiądź na krześle. Zamknij oczy. Pozwól, aby twoje ramiona bezwładnie opadły. Skieruj swoją uwagę do wewnątrz i skup się na oddechu. Jeśli przyjdzie ci do głowy jakaś myśl, nie walcz i zmienia. Cały czas obserwuj, dokąd zmierza, ale nie angażuj się w nią. Cały czas bądź widzem. Zaobserwuj, czy myśl, która przepływa przez twój umysł, odbija się jakoś w twoim ciele. Jeśli rodzą się jakieś emocje, dostrzeż je, ale nie podążaj za nimi. Skup się na oddechu. Powtarzaj to ćwiczenie codziennie.
Czytaj także: Medytacja zmniejsza stres i redukuje napięcie. Wystarczą 3 minuty dziennie
Ćwiczenie akceptacji teraźniejszości
Kiedy tylko masz wolną chwilę, zamknij oczy i skup się na swoim oddechu. Poczuj, jak powietrze wpływa i wypływa przez nozdrza. Zostań tak chwilę, po czym otwórz oczy i rozejrzyj się wokoło. Spójrz z ciekawością dziecka na swoje otoczenie, tak jakbyś widział je po raz pierwszy w życiu. Dostrzeż wszelkie pomijane na co dzień szczegóły i niuanse – nawet te mało ważne. Nie oceniaj i nie nazywaj, nie wykonuj żadnej pracy myślowej – tylko patrz. Uśmiechnij się do tego, co widzisz. Powtarzaj to ćwiczenie, kiedy tylko masz czas, aż stanie się twoją codziennością.
***
Tekst ukazał się w archiwalnym numerze magazynu „Joga”.