
Czy joga pomaga w ciąży i w macierzyństwie? Pisze Anna Wolska, joginka i mama
Ciąża to wielka zmiana w życiu i nie ominie ona bynajmniej jogowej praktyki. Jeżeli praktykowałaś jogę przed ciążą, czeka cię wiele ograniczeń w praktyce, ale nie musi to oznaczać wyłącznie leżenia na stosie wałków i pracy wyłącznie z krzesłem czy drabinką. Wszystko zależy do ciebie, od tego, jak się czujesz ty i twoje dziecko, a to możesz ocenić sama. Ja miałam wiele szczęścia, by nie tylko praktykować, ale i uczyć dosłownie przez cały czas trwania ciąży. Wioząc się sama na porodówkę, dzwoniłam do studia jogi odwołać moją grupę z 7.00 rano dnia następnego, czując, że chyba mogę po raz pierwszy raz nie dotrzeć do pracy.
Dwa dni przed porodem stawiłam się na weekendowy warsztat do Jurka Jaguckiego, na który docierałam rowerem, któremu nie odpuściłam przez wszystkie trymestry. Osiem godzin praktyki w sobotę i pięć godzin w niedzielę nie były dla mnie problemem. Walczyłam bardziej z własnym ego, które dopominało się dawnej nieograniczonej i intensywnej praktyki niż przesuniętym punktem ciężkości i brzuchem, który przesłaniał widok stóp. Poród miałam taki, jak chciałam – jogiczny, naturalny, bez znieczulenia i tu joga faktycznie pomogła i to bardzo. Potem zaczął się już nowy rozdział, gdzie mimo usilnych prób chwytania się jogicznego spokoju i równowagi, tonęłam w odmętach wzburzonych hormonów i łez, nie radząc sobie z poziomem odpowiedzialności, która była tak nieproporcjonalnie wielka względem człowieka, z którym się pojawiła.
Zniknął stan zen
Wpadłam w błędne koło, karciłam się za to, że nie mogę znaleźć wewnętrznego spokoju i ciszy, a przecież kto jak nie ja? Lata praktyki jogi, medytacji i pranajamy jakby nigdy nie miały miejsca. Moim ciałem i umysłem zawładnęła nieznana mi dotąd moc, która zmiotła cały wypracowany stan zen.
Świadomość i uważność, które tak bardzo celebrujemy jako jogini, tylko dolewały oliwy do ognia. Smutek i lęk odczuwałam każdą komórką swojego ciała, a każda moja czakra zdawała się zmieniać swoją wibrację. Trzeba było czasu i pracy, by pozwolić sobie na te emocje, dać im się wykrzyczeć i wybrzmieć. Paradoksalnie joga z jednej strony mnie pogrążyła, a za moment uratowała i nie po raz pierwszy. Po miesiącu od porodu wróciłam do uczenia, choć matę w domu rozwijałam już wcześniej. Mimo iż zaleca się przejście połogu bez praktyki, ja nie doczekałam jego końca.
Stając przed grupą i ucząc na równe 90 minut, zapominałam o całym świecie, który nagle kurczył się i zamykał w granicach mojej maty i mat moich uczniów. Jakby mój mikrokosmos pieluch, laktatorów, kolek i płaczów przestawał istnieć na ten krótki moment. To była najprawdziwsza medytacja w ruchu. Vinyasa przywróciła uczucie wolności, tej wewnętrznej. Dzięki niej zaczęłam wracać do równowagi, łapać wewnętrzny balans.
Jeżeli myślisz, że praktykując jogę w ciąży, urodzisz małego oświeconego Buddę, to nic bardziej mylnego. Twoje dziecko po prostu będzie sobą, a nie mikro joginem. Mój syn stał się bardzo szybko moim najbardziej wymagającym guru. Obnażał wszystkie moje emocje, oczekiwał zmian natychmiastowych i bezkompromisowych. Stał się lustrem, w którym zobaczyłam siebie jakiej dotychczas nie znałam. I ten stan trwa, bo kiedykolwiek przyzwyczaję się do nowej sytuacji, ta zmienia się tak szybko, jak szybko zmienia się dziecko.
Joga pomaga czy utrudnia macierzyństwo?
Czy joga pomaga? Tak, dzięki niej jestem lepsza, dla świata, dla siebie dla dziecka. Czy czasem utrudnia? Tak. Bo wymagam od siebie dużo, więcej, chcąc być jogiczną mamą, stosującą yamy i niyamy, oddychającą zawsze głęboko. To nie zawsze się udaje, ale i tak jest pięknie, od kiedy znowu słucham siebie, wiedząc już, że macierzyństwo to nie perfekcyjne zdjęcie w mediach społecznościowych z przyklejonym uśmiechem na zmęczonej, ale wyretuszowanej twarzy, ale kawał ciężkiej pracy, w której jak wszyscy mamy swoje upadki i wzloty.
***
Ania Wolska — podróżniczka i backpacker z krwi i kości, z zawodu adwokat, który porzucił togę dla jogowej maty. Od trzech lat certyfikowana i czynna nauczycielka jogi, rozkochana w vinyasie, ale też praktykująca hatha, yin i ashtanga yoga. Kobieta o wielkim apetycie na życie. Kolekcjonerka wrażeń, przeżyć i doświadczeń. Od półtora roku mama, wciąż szukająca kompromisu między swoją pasją a macierzyństwem.
Współtwórca: Urbanyoga.pl